Thomas jeszcze chwilę trzymał Alexa w uścisku, napawając się bliskością chłopaka tak długo, jak jeszcze miał szansę, po czym zmusił się do oderwania dłoni od policzka Alexandra. Celowo unikał spojrzenia na twarz nastolatka, ale uspokajająco ścisnął jego biodro tuż przed opuszczeniem również drugiej ręki, by następnie odwrócić się, intencjonalnie wysuwając przed Alexandra i zmierzyć z pełnym szoku, złości i obrzydzenia spojrzeniem Johna Adamsa.
Poczuł ruch Alexa za sobą i instynktownie wiedział, że chłopak chce przejąć kontrolę nad sytuacją, zanim zrobi to ktoś inny, więc sięgnął dłonią i złapał nadgarstek Alexandra, powstrzymując przed tym. Wszystkie funkcje w jego głowie działały na najwyższych obrotach, gdy analizował sytuację, w jakiej znalazł się i to przez własną nieostrożność. Nie powinien ulegać urokom Alexandra tak łatwo, powinien odejść z nim dalej, powinien nie wychodzić z sali wcale, powinien...
Powinien zabrać stamtąd Alexandra. Jak najszybciej. Powinien sam przeprowadzić tę dyskusję z Johnem, powinien ochronić Alexandra przed przykrymi słowami, jakie z pewnością padną w tej rozmowie.
— Uspokój się — powiedział szybko z dziwnym wrażeniem, iż kieruje te słowa do nich wszystkich na raz.
John kilkukrotnie otworzył usta, ale za każdym razem je zamknął.
— Co... Co to ma znaczyć? — wykrztusił z siebie w końcu, patrząc to na Thomasa to na zakrywanego przez niego Alexandra. — Thomas! Co to... Co to...?
— Przestań — przerwał gwałtownie Thomas. — Zanim cokolwiek powiesz... — Zwrócił się w stronę Alexa, czując jak wyraz jego twarzy łagodnieje wraz ze spojrzeniem w ciemne oczy chłopaka, które, buntownicze, gotowe do walki, błyszczały też w niewidocznym dla niewprawionego obserwatora strachu. — Zostawisz nas? — poprosił znacznie delikatniej niż sekundę temu, gdy mówił do Johna.
— Nie! — odparł natychmiast Alexander, marszcząc czoło w geście niezadowolenia. — Mnie też to dotyczy.
— Spokojnie — polecił Thomas, kładąc dłoń na jego ramieniu. — Proszę cię. Obiecuję, że wszystko ci później opowiem. Idź, zanim twój tata zacznie cię szukać, w porządku?
— Thomas...
— Wszystko będzie w porządku, obiecuję — zapewnił chłopaka cicho, pochylając w jego stronę. — Idź.
Alexander zgodził się niechętnym skinieniem głową, po czym odsunął od Jeffersona i ruszył wzdłuż korytarza, obrzucając Adamsa nieprzychylnym spojrzeniem, mijając go. Thomas westchnął ciężko.
Gdy tylko kroki Hamiltona ucichły w korytarzu, John wybuchnął:
— Co to ma być!? — krzyknął, ściskając trzymany w dłoni kieliszek szampana na tyle mocno, by Thomas nie zdziwiłby się, gdyby szło nie pękło pod naciskiem. Skrzywił się i rozejrzał mimowolnie. Uniósł dłoń w uspokajającym geście i podszedł do Johna, biorąc głęboki oddech.
— Uspokój się — poprosił ściszonym tonem. — To... Nie wiem, co mam ci powiedzieć — przyznał szczerze po chwili wahania.
— Wytłumaczenie byłoby na miejscu! — syknął Adams, robiąc krok w jego stronę, celując oskarżycielsko palcem w stronę Thomasa. — To jest jeszcze dziecko, Thomas! — dodał, na co Jefferson niemal się skrzywił, czując lekką złość rosnącą w jego piersi. Z jakiegoś powodu John nie wydawał się uznawać Alexa za przyczynę zła na całym świecie.
— Za dosłownie kilka dni będzie dorosły — przypomniał, patrząc na Adamsa ostro. Ten jednak wydawał się go ignorować.
— Nie dość, że dziecko... to jeszcze Hamilton! — syknął, ostatnie słowo akcentując niczym najgorszy wulgaryzm. Thomas zacisnął wargi w cienką linię, ledwo powstrzymując się przed uderzeniem przyjaciela. — Ostrzegałem cię!
CZYTASZ
Studium w nienawiści
FanfictionW życiu ważne jest pamiętać, że obojętnie jak wielka byłaby liczba zadanych ciosów od losu, żaden ból nie ma mocy zatrzymania toczącego się na świecie życia. Alexander Hamilton wiedział o tym od dziecka, a Thomas Jefferson dostał szansę, by się teg...