Gdy wrzesień dobiegł końca, Alexander wciąż miał problem z przyzwyczajeniem się do nowej sytuacji, która niosła ze sobą tyle zmian, że nawet on, patrzący z niechęcią na rutynę, miał problem z dostosowaniem się. Powoli jednak przyzwyczajał się do nowego trybu życia, jednocześnie zastanawiając się, czy zdąży przyzwyczaić się, zanim wszystko szlag trafi, czego z dnia na dzień obawiał się coraz bardziej. W końcu piękne rzeczy miały tendencje do odchodzenia z hukiem, prawda?
Starał się jednak wcielić w epikurejczyka z prawdziwego zdarzenia i cieszyć tym, co miał, a nie martwić możliwością utraty tego. Ciężko jednak było zakwalifikować strach przed rozpadem tego, co miał z Thomasem, do tych abstrakcyjnych obaw, jakie napadały nawet najbardziej racjonalnego racjonalistę po przeczytaniu książki Stephena Kinga, a uznawanie tego strachu za ten sam rodzaj co strach, przed którym uciekali epikurejczycy, wydawał się głupi, skoro nie było w nim nieuchronności, jaka tkwiła, chociażby w śmierci lub, akuratnie do tamtejszych czasów, woli bogów. Alex nie wierzył w bogów i nie wierzył w fatum, ale cholernie żarliwie wierzył w swojego ojca, który gdyby tylko dowiedział się o tym, co działo się między Alexandrem i Thomasem, mógłby urządzić im istny Tartar na ziemi.
Nie spytał Thomasa, kiedy nastąpi dogodny moment na zaprzestanie ukrywania się. Oboje wiedzieli, że ten moment będzie musiał w końcu nadejść, ale z jakiegoś powodu, wizja poruszania tego tematu, wydawała się Hamiltonowi niebezpiecznym pomysłem. Nie chciał wyjść przed Thomasem na nachalnego i nie był pewien, jak daleko może posunąć się po tych dwóch tygodniach związku. Może Thomas tak naprawdę nie myślał o tym na tyle poważnie, by rozważać wyjście ich związku na światło dzienne? Z jednej strony, wydawało się to nielogiczne, bo Thomas ryzykował dużo. Wystarczająco, żeby powstrzymać Alexandra przed wątpieniem w jego zaangażowanie. Jednak z drugiej strony, nieustannie nachodziły go nachalne myśli i pytania bez odpowiedzi. Czy ukrywanie tego miałoby jakikolwiek sens, gdyby Thomas planował coś poważniejszego? Czy nie byłoby łatwiej zmierzyć się z konsekwencjami bez brzemienia kłamstwa, którego ciężaru można było łatwo uniknąć? Czy Thomas traktuje wyjawienie prawdy jak coś, przed czym będzie miał szansę uciec, podczas gdy dla Alexandra było to czymś jak najbardziej nieuchronnym?
Po jakimś czasie jednak nauczył się tłumić te myśli i nie powracać do nich w chwilach, w których szczęście miał na wyciągnięcie ręki i musiał tylko sięgnąć. Korzystał z tych chwil. Długich uścisków, wspólnego wylegiwania się na kanapie, ilekroć byli sami w domu, kłótni o politykę, ekonomię lub motyw w książce, które wydawały się znacznie przyjemniejsze, gdy na tle wymienianych argumentów w głowie Hamiltona majaczyła świadomość oplatających go ramion. Nawet największe bzdury wydawały się poezją, gdy padały z ust Jeffersona, których muśnięcie Alex czuł na swojej skórze przy każdym słowie. Thomas rzadko całował go w usta. W zasadzie to ani razu od sobotniego poranka 15 września, gdy zapewniał Alexa, że między nimi wszystko układało się lepiej niż było kiedykolwiek, po tym jak Hamilton wkradł się do jego łóżka otumaniony lekami. Wtedy dzielili długi pocałunek. Pierwszy zainicjowany przez Alexa, ogółem drugi i jak dotąd ostatni. Alexander nie sądził, żeby Thomas nie chciał go pocałować, podejrzewał raczej, że oboje czekają na dogodny moment, który powinien pojawić się sam i który głośno da znać o tym, że właśnie nim jest tak jak we wcześniejszych przypadkach. Mogliby ogłosić swego rodzaju status quo. Funkcjonowali na określonych warunkach, których żaden z nich nie odważył się podważać ani zmieniać. Nie ze strachu, ale ze zwykłego komfortu, który na razie skutecznie zniechęcał ich do szukania nowych wrażeń w ich relacji. Nie definiowali tego. Nie rozmawiali o przyszłości. Nie całowali się. Nie szukali intymności innej niż ta, którą już odkryli.
Thomas przychodził z pracy (punktualnie, przestał brać nadgodziny). Alexander zwykle był już wtedy w domu. Jeśli miał gorszy dzień, leżał w swoim pokoju, wtedy Thomas przychodził, pytał, co się stało, a następnie obejmował go, słuchając odpowiedzi, jeśli takowa nadchodziła, lub zadowalając się ciszą. W inne dni Alex czekał na niego w salonie i przytulał już w progu, jak stęskniony do właściciela szczeniak, pozostawiony samemu sobie na cały dzień. Rozmawiali o swoich dniach, czasem oglądali razem film, czasem zatapiali się w dyskusji, która zajmowała ich aż do powrotu Washingtona. Obojętnie od dnia, zawsze pilnowali, by nie wzbudzać podejrzeń, gdy Washington przechodził przez próg, co według Alexa wychodziło im całkiem dobrze.
CZYTASZ
Studium w nienawiści
FanfictionW życiu ważne jest pamiętać, że obojętnie jak wielka byłaby liczba zadanych ciosów od losu, żaden ból nie ma mocy zatrzymania toczącego się na świecie życia. Alexander Hamilton wiedział o tym od dziecka, a Thomas Jefferson dostał szansę, by się teg...