Rozdział 71

507 30 5
                                    

Każda mała dziewczynka marzy o długiej białej sukni aż do ziemi, pięknym weselu i koronie. Później marzy o miłości, a kiedy już dorośnie marzy o miłości, której nie może mieć. Generalnie wszyscy o czymś marzymy, nawet jeżeli nie jesteśmy tego świadomi. Ale życie rzadko daje nam to, czego pragniemy. Często musimy sami o to walczyć. A jeszcze częściej i tak tego nie dostajemy.
Pokojówki kręciły się jak w jakimś transie, a lokaje z tacami wyglądali jakby tańczyli jakiś niezwykle skomplikowany układ między gośćmi.
W powietrzu oprócz zapachu kawy dało się jeszcze wyczuć nutę elegancji, klasy i podstępu.
Tak, to definitywnie podwieczorek u Królowej.
Maxon podszedł do mnie z jakąś przystawką w dłoni.
- Daj spokój, mdli mnie.- powiedziałam przykładając dłoń do ust.
Spojrzał na mnie szczerze zdziwiony.
- Tak, a ciekawe kto budził mnie dziś w nocy i zażądał... 
Niepostrzeżenie wbiłam mu obcas w stopę.
- Nie mów tego nikomu, Damie nie wypada.
Uśmiechnął się i objął mnie w talii oprowadzając po sali.
- Z pewnością nie jadłaś jak Dama, a ja chętnie opowiem, o tym wszystkim tym dziennikarzom, których zaprosiłaś.
Przewróciłam oczami.
- O co chodzi Ami, chcesz się przypodobać?- spytał pochylając się do mnie.
- Nie- szepnęłam- Chciałam tylko zrobić coś, co wychodzi mi najlepiej, czyli wszystkich dobrze ugościć.
Odsunęłam się od niego i dygnęłam z największa gracją na jaką tylko było mnie stać.
- A teraz wybacz, ale mam zamiar zabawiać naszych gości.
Skrzywił się.
- Czasami się ciebie boje. 
Na horyzoncie zobaczyłam Augusta i momentalnie podeszłam do niego. Patrzyłam na niego jak na cel w moim planie, który muszę zdobyć. Wiedziałam, że on w pewnym sensie patrzy na mnie tak samo.
- Jak się czuje Wasza Wysokość?- zapytał z fałszywym uśmieszkiem i podał mi ramie.
Przyjęłam je i również się uśmiechnęłam. 
- Zadziwiająco dobrze, dziękuje, że pytasz. 
- Wszystko dla Waszej Królewskiej Mości. 
Machnęłam ręką i zaprowadziłam nas koło jednego ze stołów tak, żeby nie wzbudzać podejrzeń, ale jednocześnie mieć trochę prywatności. 
- Uważasz, że sytuacja w kraju jest stabilna?- spytałam opierając się dłonią o biodro. 
- America...- zaczął do mnie mówić jak do dziecka. - Wiem, że ostatnio potężnie na mnie nawrzeszczałaś, ale ustalmy jedno,  ja nie wchodzę w drogę tobie, a ty mi i żyjemy sobie spokojnie. 
- Bardzo chętnie.- powiedziałam z determinacją.- Tylko, że Georgia jest moją przyjaciółką i nie pozwolę, żebyś ją tak traktował. 
Roześmiał się gorzko i spuścił głowę. 
- Jak? To, że Maxon nie ma panienek na boku i całuje ziemie po której stąpasz nie oznacza, że wszyscy muszą tak żyć. A ty choć raz mogłabyś nie wchodzić z butami w cudze życie. 
- Prawie wszyscy w Pałacu wiedzą, że ją zdradzasz.- szepnęłam i poczułam jego napływające zirytowanie.  
Odetchnął głęboko i popatrzył w bok. 
- A ty znowu o tym samym. Na twoim miejscu przestałbym się przejmować cudzym życiem, a zaczął własnym krajem! Nie widzisz jak twoja "wizja wolności" upada.
- Moje co?
- Nie chce waszej korony, możecie się nią szczycić ile chcecie, możecie się obnosić i błyszczeć na salonach, ale nie oszukujcie ludzi, że dacie im wolność. W tym kraju nigdy nie będzie wolności, w tym kraju, gdzie przez lata nastąpiło tyle podziałów społeczeństwo nigdy się nie scali. Teraz myślicie, że jest dobrze, ale wy dajecie tym ludziom tylko słowo, tylko nadzieje. Ale już niedługo zobaczycie jak czas wszystko zweryfikuje. Ten kraj nigdy się nie zmieni America.- powiedział i ostentacyjnie wrzucił jedną z kostek lodu do gorącej herbaty, a ta zaczęła w niej pękać.- Nigdy nie będzie w nim wolności.
Odszedł i zostawił mnie osłupioną i skoncentrowaną na jego słowach. 
"Nigdy nie będzie w nim wolności."
A jeżeli miał racje. Klasy to dla ludzi nie tylko przykrywka, ale także stan świadomości. Nie ważne, że damy ludziom możliwości. Oni i tak zawsze będą się czuli nic nie znaczącymi poniewieranymi Szóstkami czy Siódemkami. Dwójki chociaż nie będą mieli swojego tytułu, zawsze będą się wywyższać. Bo tak już ukształtowaliśmy społeczeństwo. Potrzebne będą lata, żeby po całkowitej likwidacji klas na nowo rozbudzić społeczną świadomość.
Popatrzyłam na swoje dłonie i nagle moje prawie już niewidoczne odciski na palcach wydały mi się ogromne, ciemne i zgrubiałe. Zaczęłam ciężko oddychać. Już zawsze będę Piątką?!
Myślałam, że padnę na zawał, kiedy ktoś nagle dotknął mojego ramienia. 
- Wasza Wysokość- Garvil wydawał się autentycznie zatroskany.- Wszystko w porządku?  
Poruszyłam się niespokojnie bo poczułam, że zaczynam się pocić. 
Uśmiechnęłam się słabo i złapałam się za brzuch. 
- Tak, tylko po prostu gorzej się poczułam.
Szybko nalał wody do szklanki i dyskretnie wyprowadził mnie na korytarz. 
Usiadłam na jednej z kanap i spróbowałam uspokoić mój roztrzęsiony oddech. 
Garvil podał mi szklankę z wodą. 
- Dziękuje- szepnęłam. 
- Może zawołam Maxona?- spytał nadal odrobinę zdenerwowany.
- Nie- powiedziałam stanowczo, co trochę go przestraszyło więc złagodziłam swój ton. - Nic mi nie jest... to po prostu chwila słabości. 
Garvil już całkiem rozluźniony usiał obok mnie. 
- Nie wiedziałam, że w ogóle takie masz. 
Oparłam się o zagłówek i położyłam dłonie na brzuchu, a potem przewróciłam oczami.
- Widać, że dziewczynka nie odbiera Ci urody.- powiedział z uśmiechem.
- To chłopiec- odparłam cicho gładząc materiał sukni.- Dużo się ostatnio działo...
- I nie miałaś czasu pomyśleć o sobie?- zapytał, ale obydwoje znaliśmy odpowiedz na to pytanie. 
Westchnęłam. 
- Maxon ostatnio powiedział mi coś podobnego.- popatrzyłam na swoje dłonie.- Czasami wydaje mi się, że żyje nie swoim  życiem. I ciągle staram się na nie zapracować.
Garvil miał minę jakby mnie rozumiał, więc mówiłam dalej. 
- Kocham go, mam z nim trójkę dzieci, robię rzeczy o których mi się nawet nie śniło i stać mnie absolutnie na wszystko. 
- Ale?
- Ale czasem odczuwam za jaką cenę. Być ciągle kontrolowaną postawioną na świeczniku, potężną, ale kochaną, nie uznającą słabości. Nie odczuwam tego na co dzień, ale... czasem staje na środku pokoju i myślę o tym pod jaką presją się znajduje. Wydawało mi się, że zdążyłam się już do tego przyzwyczaić, ale jednak cały czas to we mnie siedzi, nie mogę się pozbyć tego lęku. Strachu, że będę źle oceniona.
Przez chwile milczeliśmy, do końca nie wiedziałam, czy Garvil naprawdę to powiedział. 
- Wydaje mi się, że on też dalej się tego boi. 
Nagle wyprostowałam się i spojrzałam mu prosto w oczy. 
- Mam marzenie. Bardzo chce je spełnić, ale nie wiem jak ocenią to inni. Myślisz, że mogłabym zrobić coś... coś co nie jest do końca zgodne z tradycją?
Wydawało mi się, że całe wieki czekałam na jego odpowiedz. 
- Pytanie czy to coś jest zgodne z twoim sumieniem. 

( Rywalki) Rodzina SchreaveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz