Rozdział 69

670 31 5
                                    

Boże Narodzenie, godzina 00:00

Leżałam na plecach, nerwowo stukałam palcem o materac i wpatrywałam się w sufit. Minuty nieubłagalnie mijały, a ja czułam się coraz gorzej. Starałam się równo oddychać i nie patrzyć na smutne i ciemne zamknięte drzwi. Nie było mowy, żebym zasnęła, nie sama i na pewno nie w takim stanie.
Powoli wstałam, starając się nie robić hałasu włożyłam szlafrok, kapcie i zaczęłam zbliżać się do drzwi łączących mój apartament i pokój Maxona. Czułam się jakbym łamała prawo i zakradałam się jakbym robiła coś zakazanego. Kiedy w końcu przystanęłam przy drzwiach i już miałam zamiar złapać za klamkę... nagle stanęły otworem i pojawił się w nich Maxon ze strapioną miną.
Przez pełną napięcia chwilę tylko patrzyliśmy na siebie.
Maxon nieśmiało spojrzał w dół i włożył ręce do kieszeni.
- Nie mogę bez Ciebie zasnąć...- wydukał patrząc w podłogę.
Wpadliśmy sobie w ramiona i zaczęliśmy się całować w niepochamowanym pędzie, wchodząc do apartamentu Maxona i opadając na jego ogromne łóżko.
Roześmiałam się.
- Co?- zapytał ściągając ze mnie szlafrok.
- Jesteś bardzo sexy, kiedy jesteś taki nieśmiały.
Potrząsnął głową i dalej mnie całował.
Zaczęłam podciągać jego koszulę, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
Znieruchomieliśmy i popatrzyliśmy na siebie.
- Często do Ciebie pukają w środku nocy?- spytałam zdenerwowanym tonem.
Uśmiechnął się złowieszczo.
- Jesteś taka sexy gdy jesteś zazdrosna.
- Ha ha
Odsunęłam się i z powrotem ubrałam szlafrok, a Maxon poszedł otworzyć.
- Ami?
W drzwiach pojawiła się zapłakana May, a Maxon momentalnie odsunął się, kiedy tylko powiedziała moje imię.
- Czemu jesteś taka rozczochrana?- spytała podciągając nosem.
Szybko przygładziłam włosy i podbiegłam do niej.
- Dlaczego płaczesz?- przytuliłam ją i wytarłam łzy z policzków.
- May, ktoś Ci coś zrobił, tylko powiedz, a już nie ma życia.- Maxon położył jej dłoń na ramieniu.
- Tak.- przełknęła ślinę i znowu zaniosła się płaczem. - Jaxon ze mną zerwał.
Maxon popatrzył na mnie, jakby nic więcej nie mógł zrobić.
Zdjęłam szlafrok, opatuliłam ją i wyszłyśmy z pokoju. Na korytarzu złapałam jedną z pokojówek na nocnej zmianie i poprosiłam, żeby zrobiła nam herbatę.
- Gdzie idziemy?- spytała May nadal roztrzęsiona.
- Do Komnaty Dam- odparłam.- Tam najlepiej jest załatwiać babskie sprawy.
May była jak w amoku, więc posadziłam ją na kanapie, opatuliłam kocem, wzięłam tacę z herbatą i usiadłam obok niej biorąc ją za rękę. W takich chwilach jak te żałowałam, że Celeste nie może być ze mną. To ona zawsze potrafiła pocieszyć, a przede wszystkim potrafiła wziąć kogoś w ryzy, sprawić, żeby przestał się martwić. Czasami wydawało mi się, że jestem na to zbyt miękka. A przecież miałam córkę. Za pewne czeka mnie jeszcze miliard złamanych serc.
- Myślałam, że mnie kocha. - powiedziała nie patrząc na mnie.- Czy mogę coś powiedzieć?
- Oczywiście.
- Ciągle znajduje nową miłość, ale ostatnio zaczęłam myśleć... zaczęłam bać się, że nie będę umiała znaleźć prawdziwej miłości, kogoś na całe życie, że nigdy nie będę miała własnej rodziny.
Popatrzyła mi w oczy.
- Że nigdy nie będę taka jak Ty.
Rozumiałam ją, ponieważ zobaczyłam w niej odzwierciedlenie swojego lęku. Tak bardzo skupiłam się na tym, żeby ludzie postrzegali mnie jako tak dobrą Królową jaką była Amberly, że zapomniałam, że muszę być po prostu najlepszą wersją samej siebie. A nie próbować naśladować kogoś innego.
- Powiedział, że nie pasujemy do siebie- May mówiła dalej.- wiesz, mamy inny światopogląd, inne cele, ale jednak mimo wszystko myślałam, że jest między nami to coś.- Posmutniała- Ale najwyraźniej on myśli inaczej.
- May
Spojrzała na mnie
- Jeżeli trafisz na prawdziwą miłość.- zaczęłam- To choćby cały wszechświat miał was od siebie odciągać i tak będziecie razem.
- Ty tak miałaś?- spytała, a na jej twarzy wreszcie pojawił się uśmiech.
- Właściwie mam tak cały czas.
Roześmiałam się i siostrzanie objęłam ją ramieniem.
- Nigdy nie patrz na siebie poprzez pryzmat życia innej osoby. Ty jesteś May- powiedziałam i przytuliłam ją mocniej.- I na pewno gdzieś tam czeka na Ciebie ta wielka miłość.- uśmiechnęłam się i założyłam jej włosy za uszy.- Tylko uważaj, bo jak już przyjdzie, to nie odpuści.
Roześmiała się i położyła mi głowę na kolanach.
- Dzięki Ami.- szepnęła.
Też chciałam jej podziękować. Zdałam sobie sprawę, że nigdy nie bałam się tak jak May, że nie odnajdę miłości na całe życie. Może byłam za mało świadoma, a może, co wydaje mi się teraz bardzo brutalne, zawsze liczyłam na perspektywę opcji rezerwowej. Ale zmieniłam się. Każdy z nas ma tylko jedno serce, musi je pielęgnować, ale także wystawiać na próby. Moje serce ciągle żyje i każdego dnia kocha na nowo. Ale zastanowiłam się nad tym, czy gdybym nie myślała ostatnio cały czas, że jestem gorsza niż Amberly i nigdy jej nie dorównam, to zrozumiałabym ten lęk. Bo ten strach bierze się z czegoś, co każda kobieta skrywa głęboko w swojej podświadomości. Poczucia, że jest gorsza i niewystarczająca. Wszystkie czasami myślimy, że nie zasługujemy na szczęście, a bierze się to tylko z doświadczenia krzywdy jakiej zaznałyśmy, gdy chciałyśmy je komuś ofiarować.
Gładziłam May po włosach myśląc o tym wszystkim i cieszyłam się, że znowu powiedziałam coś na głos. Bo te słowa mogły wymazać całą nagromadzoną w powietrzu złość i strach.
- Jaxon zostaje z nami na święta?- spytałam- Czy Maxon ma go eskortować do Nowej Azji?
Poruszyła się lekko.
- Wyjedzie juro rano.- przerwała na chwilę, a potem dodała.- Nie chcę w niczym pomagać wszechświatowi.

( Rywalki) Rodzina SchreaveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz