Rozdział 65

591 35 2
                                    

- Kota, zwariowałeś? - krzyknęłam, a gwardzista stojący przy drzwiach zaczął sprzątać podłogę.- Nie możesz mnie tak straszyć!
Popatrzył na mnie zdziwiony.
- A ty możesz działać za moimi plecami?!
Podeszłam do niego.
- Po pierwsze, nie możesz sobie tutaj od tak wchodzić, a po drugie o co Ci w ogóle chodzi?!
Odwróciliśmy się i popatrzyliśmy na Maxona, który siedział i z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
Kota wycelował mi palcem w pierś.
- Zawsze, zawsze starałaś się zrobić mi na złość. I nawet teraz kiedy wszystko w tym kraju zależy od ciebie nadal próbujesz to robić. Ty nie masz serca!- wykrzyczał i opadł na jeden z foteli.
- America, on jest pijany- powiedział Maxon dalej przeglądając dokumenty.
Patrzyłam zdezorientowana raz na niego,  raz na Kotę.
- Jestem zniszczony! Myślisz, że teraz w świetle "wielkiej rewolucji gospodarczej"- powiedział kpiąco i potrząsnął głową.- Czy ktoś teraz zwróci uwagę na moje prace? Nie ma już szans na sztukę w tym kraju!- powiedział i ukrył twarz w dłoniach.
Maxon nagle gwałtownie wstał i podszedł do nas.
- Ami, mam dość, w takich warunkach nie da się pracować.- Skinął ręką na gwardzistów.- Wyprowadźcie go.
- Stójcie!- powiedziałam dobitnie zatrzymując ich ruchem dłoni.
- Ami, to jest niedorzeczne,o co on nas w ogóle oskarża?
- Może trzeba go wysłuchać i spokojnie porozmawiać.- powiedziałam zakładając ramiona.
- A od kiedy ty jesteś zwolenniczką spokojnej rozmowy?- zaśmiał się. - I jak bardzo musisz być na mnie zła skoro bronisz brata do którego praktycznie nie odzywałaś się przez lata!
Zdziwiona otworzyłam usta.
- Bo w ogóle Cię ostatnio nie poznaję! Jesteś bezduszny.
- To zbyt daleko idące oskarżenia.
- O tym mówię. Zawsze kiedy mówię Ci prawdę ty bronisz się nic nie znaczącymi pustymi farzesami, jak w rozmowie politycznej.- Chciało mi się płakać i czułam, że tracę oddech.
Na twarzy Maxona pojawiło się zaniepokojenie.
- Kochanie...- szapnął i złapał mnie delikatnie za łokieć.
- Może ja już pójdę- Kota ewidentnie zmieszany naszą wymianą zdań powoli wstał z kanapy.
- Zostań!- powiedzieliśmy jednocześnie.
- Potrzebuje dnia tylko dla siebie. Chce zebrać myśli- powiedziałam i szybkim krokiem wyszłam z gabinetu.
Myślałam, że za mną nie pobiegnie, ale dogonił mnie kiedy byłam na końcu korytarza.
- Dlaczego to robisz?!
Odwróciłam się gwałtownie.
- Co?
Podszedł do mnie.
- Masz pretensje do mnie, że poświęcam Brice za dużo uwagi i wprowadzam ją w sprawy państwowe, ale nie widzisz jak się staram i ile czasu poświęcam Twoje rodzinie. Nigdy nie mam pretensji, a dzisiaj, kiedy chciałem zachować się racjonalnie, ty się denerwujesz i masz pretensje o to, że chce żeby moja siostra uczestniczyła w naszym życiu. Czy nie wydaje Ci się to... niesprawiedliwe?
Chciałam rwać sobie włosy z głowy i krzyczeć, ale mogłam tylko stać w atłasowej sukni z idelną fryzurą i makijażem i wreszcie powiedzieć to co leżało mi na sercu.
- Nigdy Cię o nic nie prosiłam. Nigdy nie chciałam od Ciebie niczego oprócz miłości. Wydawało mi się, że już wiesz, że nie zależy mi na tym, żeby znajdować na poduszce coraz to nową biżuterię każdego wieczoru. Wolałabym żebyś był tuż obok. Ale chce mi się krzyczeć i wyć, kiedy jesteś tak blisko, ale jednocześnie wiem, że tak daleko.- popatrzyłam w bok i zamrugałam, żeby stłumić łzy.- Mógłbyś czasem spytać jak się czuje.- nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam płakać, ale mówiłam dalej.- Zawsze byliśmy razem przeciwko światu, a teraz wydaje mi się, że świat jest przeciwko nam, a my nawet nie walczymy z tym razem...- Chciałam już odejść, ale po chwili powiedziałam jeszcze.- Bardzo mnie to boli, że to będą moje pierwsze święta bez Kenny. Nie mogę sobie z tym dać rady. Ja nigdy nie chciałam, żebyś cierpiał- popatrzyłam mu w oczy.- chcę tylko, żebyś mnie zrozumiał. I żeby było tak jak kiedyś.
Odwróciłam się i po tym co powiedziałam chciałam tylko jak najszybciej zamknąć się w swoim apartamencie i schować się pod kołdrą. Tym razem Maxon już mnie nie gonił, ale ja wcale tego nie chciałam. Wiedziałam, że obydwoje musimy to przemyśleć i przejść przez te wszystkie góry problemów, żeby znowu... Żeby znów odnaleźć się na nowo.

Bardzo długo leżałam pod kołdrą aż w końcu zasnęłam. Poprosiłam moje pokojówki, żeby zostawiły mnie samą do końca wieczora. Zasnęłam, ale to był bardzo dziwny sen. W pewnym momencie nocy przebudziłam się i zobaczyłam jakąś sylwetkę, która porusza się po pokoju oświetlonym wyłącznie blaskiem księżyca. Dalej udawałam, że śpię i z powrotem zamknęłam oczy. Maxon prawie bezszelestnie wślizgnął się pod kołdrę i przyłożył usta do mojego ucha. Poczułam ciepło jego ciała i poczucie bezpieczeństwa, które mnie wypełniało zawsze, kiedy leżał obok mnie.
-Kiedy kogoś tracimy cierpimy- powiedział bardzo cicho myśląc, że śpię-  i po jakimś czasie musimy odbudować nasz świat na nowo. To jest trudne. Przepraszam, że niedostatecznie Cię wspierałem, że ostatnio byłem oschły i nieobecny,ale to wszystko dlatego , że tak naprawdę- przerwał i przełknął ślinę, wyczułam, że jest bliski płaczu.- Jestem strasznie słaby, wiesz o tym ze jestem słabym człowiekiem i to ty dalesz mi siłę. Kiedy się na mnie gniewasz, ja tracę resztki energii. Ty jesteś moim bohaterem, to ty potrafisz wszystko znieść i po wszystkim się podnieść i potrafisz mnie kochać, mimo tego że popełniam mnóstwo błędów, że nie jestem idealny i czasami Cię ranie. Przepraszam tak bardzo chciałem Cię uczynić moją Królową , że zapomniałem, że jesteś głównie moją żoną.
Zatrzęsłam się lekko.
- Nie jesteś słaby...- szepnęłam nie otwierając oczu.
Maxon nic nie powiedział tylko przytulił mnie mocno i pocałował we włosy.
Może jeszcze powinnismy o tym porozmawiać, może nie wszystkie sprawy sobie wyjaśniliśmy. Może jest wiele spraw brudnego świata, które stoją na przeszkodzie naszej wielkiej czystej miłości. Ale w tamtej chwili nie dbałam o to, że rano prawdopodobnie pokłócimy się o listę gości, będziemy mieć odmienne zdanie na temat świadczeń społecznych albo nie będziemy chcieli tych samych potraw w menu świątecznym. To było normalne w obliczu wielkiej miłości. Najważniejsze było dla mnie to, że to uczucie miało inne oblicze. Cenniejsze niż wszystko na świecie. Że czasami to nie była ta wielka miłość, w której bucha namiętność i latają talerze. Doceniałam to, że czasami ta miłość była całkiem mała, przypominała bardziej przyjaźń. Tą najpiękniejszą przyjaźń, która daje poczucie bezpieczeństwa i wiesz, że nie musicie nic mówić bo i tak obydwoje czujecie to samo.

( Rywalki) Rodzina SchreaveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz