Rozdział 87

483 32 8
                                    

- Chciałabym dzisiaj zostać w łóżku.- powiedziałam kładąc dłoń na jego piersi i przeciągając się.
Na pół śpiąco objął mnie i pocałował.
- Ja też, ale i tak za późno dzisiaj wstałem.- powiedział i momentalnie odrzucił kołdrę. 
- Daj spokój.- odparłam spoglądając na niego z pościeli gdy zapinał mankiety.- Chociaż raz w tygodniu muszę się nacieszyć moim mężem. 
Podszedł do mnie i pochylił się, żeby mnie pocałować. 
Włożyłam dłonie pod jego koszule i zaczęłam masować jego brzuch, czując poranne ciepło jego ciała. 
- Pomniesz mi koszulę.- powiedział pomiędzy pocałunkami. 
- No i co z tego?- spytałam przekornie. 
Maxon uśmiechnął się i przewrócił oczami, a następnie powoli ściągnął ze mnie koszulę nocną i rzucił ją na ziemię. 
- Właściwie to mogę się jeszcze trochę spóźnić.
Roześmiałam się i pocałowałam go, ale nagle usłyszeliśmy jakiś hałas.
Wstałam i założyłam szlafrok, a Maxon odsunął zasłony i wyjrzał przez okno.
- Nie uwierzysz...- szepnął 
Stanęłam obok niego i również wyjrzałam przez okno. 
Warkot silnika i rozwiane błyszczące blond włosy mogły oznaczać tylko jedno. 
Daphne
Podczas gdy ostatnie dni upływały w spokoju i nawet nie miałam chwili zastanawiać się nad tym czy coś jest nie tak niespodziewana wizyta Daphne mogła wszystko zburzyć. Czasami nie rozumiałam jej intencji, a jej nastawienie wobec mnie było jak kręcąca się karuzela.
Na którą zdecydowanie nie chciałam wsiadać. 
Wpatrywałam się w okno z miną pełną dezaprobaty, aż w końcu odwróciłam się do Maxona. 
- Kto tak wpada do Pałacu bez zapowiedzi?
 Nic nie odpowiedział tylko spojrzał na mnie i wzruszył ramionami. 
Kamerdyner wpadł z impetem do pokoju. 
- Wasza wysokość przyjechała...
Spojrzał na nas stojących przy oknie balkonowym i momentalnie znieruchomiał. 
- Wiemy David.- odparłam powoli- Powiedz, że każe przygotować większe śniadanie.- poleciłam i założyłam ramiona na piersi.- samoobsługa.
- Oczywiście wasza wysokość.- powiedział i skłonił się szybko odrobinę przerażony moim tonem. 
- Nie będę z nią siedzieć przy jednym stole.- szepnęłam do Maxona, kiedy wyszedł.- Nie po tym co zrobiła. 
Przybliżył się do mnie i delikatnie złapał mnie za łokieć. 
- Wiem, że jesteś zła, ale postaraj się.- Czule założył mi włosy za ucho.- dla mnie.
Popatrzyłam do góry i zastanowiłam się. 
- Mogę z nią porozmawiać. Myślę, że to będzie najlepsze rozwiązanie. 
Uśmiechnął się delikatnie i popatrzył na mnie. 
- Ale miałam inne plany na dzisiejszy poranek.- odparłam patrząc w podłogę.
Zbliżył się do mnie jeszcze bardziej i złapał mnie w talii. 
- Wynagrodzę ci to- szepnął mi do ucha. 
- No wiem- powiedziałam wygładzając zgniecenia na jego koszuli.- Kocham Cię 
- Ja Ciebie też
Pocałował mnie w czoło i wyszedł, a ja jeszcze raz odsunęłam zasłony. 
Czego ona chce?


- Wyglądasz prześlicznie.- stwierdziła Marlee zatrzymując mnie.- Z jakiej okazji to wytworne śniadanie?
Przybliżyłam się do niej i złapałam ją pod ramię.
- Daphne jest w Pałacu- szepnęłam. 
Marlee skrzywiła się, ale na jej twarzy widziałam cień uśmiechu. 
- I to wszystko specjalnie na jej cześć?- zapytała już odrobinę rozbawiona. 
- Nie, tylko chciałam, żeby przyszło więcej osób. Nie chce z nią  rozmawiać.- zaczęłam rozglądać się po Sali w poszukiwaniu naszego dzisiejszego gościa. Mimo tego co obiecałam Maxonowi cieszyłabym się gdyby niespodziewanie ominęła mnie ta powinność.
- Ami- powiedziała Marlee starając się skupić moją uwagę na sobie.- Bądź dorosła. 
Westchnęłam
- Staram się. 
Złapała mnie za ręce i popatrzyła mi w oczy. 
- Kim jesteś?
Zmarszczyłam brwi przez chwilę nie rozumiejąc o co jej chodzi.
- Kim jesteś?- powtórzyła pytanie.
Odetchnęłam i postarałam się skoncentrować na jej słowach. 
- Jestem Królową.- powiedziałam powoli. 
- Więc pokaż jej, że naprawdę nią jesteś. 
Ścisnęłam jej dłonie. 
- Czasami zapominam. 
Uśmiechnęła się i przytuliła mnie lekko, żeby nie zepsuć naszych fryzur. 
- Jestem tutaj, żeby czasami ci przypominać.
- Dziękuje.- powiedziałam odrobinę wzruszona i dotknęłam dłońmi policzków, żeby się nie rozpłakać. 
- Hej- Marlee jeszcze raz ścisnęła moją rękę.- Co się dzieje?
Odetchnęłam i pokręciłam głową ponieważ sama nie wiedziałam co się ze mną dzieje.
- Nic, po prostu... zobaczymy się później dobrze?
Uśmiechnęła się odrobinę zaniepokojona, ale pozwoliła mi odejść. 
Podeszłam do stolika i wzięłam jeden z koktajli przyglądają się Sali. Nigdzie nie widziałam Daphne. Może jej wizyta była tylko chwilowa i nawet nie chciała się ze mną widzieć? Nawet jeżeli tak było, uważałam to za odrobinę niegrzeczne. Gdyby to była tylko chwilowa sprawa mogłaby po prostu zadzwonić. Zresztą naprawdę wypadało poinformować... 
- America!
Zobaczyłam ją przed sobą ubraną w zwiewną kreację z nieabsorbującym brzoskwiniowym różem na policzkach i promiennym uśmiechem, który przyklejony do jej wymodelowanej twarzy wydał mi się odrobinę sztuczny. W dłoni także trzymała swój śniadaniowy koktajl, gdy podeszła do mnie niespodziewanie blisko. 
- Daphne!
Przytuliłyśmy się wolnymi rękami i spojrzałyśmy na siebie. 
- Nie wiedziałam, że nas odwiedzisz.- powiedziałam siląc się na uprzejmość. 
Wydęła wargi, a następnie włożyła sobie do ust dojrzałą wydrylowaną wiśnie, którą wcześniej bezpretensjonalnie zamoczyła w cukrze. 
- Mam sprawę.


( Rywalki) Rodzina SchreaveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz