Rozdział 96

390 23 9
                                    

- I co mu powiedziałaś?- zapytała Marlee biorąc w szczypce kawałek wędzonego łososia i przyglądając mu się podejrzliwie.
Następnie odwróciła się i energicznie pomachała w stronę ostentacyjnie cieszącego się z kolejnej wygranej Cartera. 
- Wspaniale kochanie!
- Cieszy się jak dziecko.- powiedziała ciszej do mnie. 
- Najwyraźniej to dla niego bardzo ważne.- odparłam. 
Byliśmy na wyścigach konnych w Fennley, a Carter nieoficjalnie reprezentował pałacowe konie, którymi opiekował się przez ostatnie miesiące. Byłam prawie pewna, że każdy wyścig został ustawiony, ale nie chciałam zabierać Carterowi satysfakcji z wygranej. Był jeszcze trochę niewinny w świecie towarzyskim. 
Z Marlee usiadłyśmy na specjalnym miejscu na trybunach i podziwiałyśmy jak błyszcząca sierść koni odbija jarzące południowe słońce. 
Marlee poruszyła się niespokojnie na swoim miejscu. 
- Opowiesz mi?
Rozejrzałam się w około i osądziłam, że wszyscy są zbyt zajęci wyścigami, żeby zwracać na nas uwagę. Minął tydzień od uroczystej kolacji, po której spotkałam Augusta w pałacowej kuchni, ale dalej pamiętałam to tak dobrze, jakby wszystko zdarzyło się wczoraj. 

Zeszłam na dół i wtedy w mroku zobaczyłam go. Na początku nie mogłam go poznać... 


- Co ty tutaj robisz?
- Po prostu wiedziałam, że cię tutaj spotkam. 
W mroku wyglądał inaczej. Jak postać ze snu, która w każdym momencie może rozpłynąć się w nicości. W około nadal było ciemno, a gdy nagle August zapalił światło moje oczy dłuższą chwile musiały przyzwyczajać się do nowej sytuacji. 
Staliśmy w pustej kuchni, tylko ja i August, który miał się tutaj już więcej nie pokazywać. Mogłam powiedzieć Maxonowi, żeby kazał go wyprowadzić, ale jednocześnie czułam, że nie postąpiłabym dobrze. Każdy zasługiwał na drugą szansę. Nawet jeżeli August dostał ich już kilka nigdy bym sobie nie wybaczyła gdybym przynajmniej go nie wysłuchała. 
Postanowiłam zachować się należycie i po prostu zaprowadziłam go do stołu. Siedzieliśmy wokół ciężkich żeliwnych maszyn i wyczyszczonych na błysk blatów. Ta scena mogła przypominać zwykłe kuchennie rozmowy w domu, ale w rzeczywistość była zupełnie inna. 
Nasz dom miał wpływ na cały kraj, a cały kraj miał wpływ na nasz dom.
I nie mogliśmy nic temu zaradzić.
- Wiesz o mnie i o Daphne?- zapytał August po dłuższej chwili milczenia. Przez większość czasu wpatrywał się w stół i podniósł głowę dopiero, kiedy to powiedział. 
Lekko skinęłam głową, ale nie odezwałam się ani słowem. 
- To wszystko to też między innymi przez nią. Omotała mnie i kazała tańczyć tak jak ona zagra. Nie wiem czy już wiecie, ale definitywnie nie powinniście jej ufać. 
Patrzyłam na Augusta tak bardzo niepewnego siebie i plączącego się w słowach, a równocześnie nie wiedziałam czy przyczyną tego jest rozbrajająca szczerość, czy kolejna kreacja, która miałaby nas prowadzić do upadku. 
- Georgia naprawdę cię kocha. Nie zasługuje na to wszystko co jej robisz.- powiedziałam próbując spojrzeć mu w oczy, ale August cały czas odwracał wzrok. 
- Nigdy nie kochałem Daphne.- powiedział patrząc wzrok.- Kochałem tylko rządze władzy, którą ona we mnie budziła. 
Miałam wrażenie, że moja frustracja związana z wydarzeniami, których nie chciałam pamiętać wcale nie wróciła, ale jakby rozpuściła się w powietrzu i stworzyła gęstą mgłę. Nie taką, która zatruwa, ale która cały czas utrudnia oddychanie. 
- Nie mogę po prostu zapomnieć tego wszystkiego. Daliśmy Ci już milion drugich szans. Nie możesz jednym słowem wymazać tego wszystkiego co zrobiłeś. 
Niespodziewanie złapał mnie za rękę, tak że momentalnie zrobiło mi się gorąco, ale nie cofnęłam dłoni ponieważ to był jedyny moment, kiedy naprawdę na mnie popatrzył. 
- Wiem, że robiłem okropne rzeczy. Ale to wszystko było dyktowane rządzą władzy. Wiem, że to niewłaściwe, ale nie mogę bez niej żyć. Proszę pozwól mi wrócić do Pałacu i zamienić ją na dobrą. Nie będę Wam przeszkadzał. Chce tylko znowu mieć poczucie, że mam nad czym czuwać. 
Wysunęłam dłoń, a August wydawał się autentycznie zmieszany tym, że pozwolił sobie na taki gest po tym wszystkim co mi zrobił. 
Kotłowały się we mnie różne emocje i nie wiedziałam co mam zrobić. To August był osobą, która dała nam nadzieję by następnie ją zabrać. Chyba nie było człowieka, który sprawiłby mi więcej bólu, a jednocześnie dał więcej nadziei, że mogę być kimś więcej niż tylko numerkiem. Ale tego poczucia używał także jako broni. Zawsze mógł mi dać nadzieję, ale jednocześnie szybko i boleśnie ją zabrać. Dla niego, w wielu momentach, nie byłam człowiekiem. Byłam państwem, które chciał zagarnąć i zabrać tylko dla siebie.
W moich płucach brakowało tchu, a pomieszczenie wydawało się małe i zamknięte. 
Potrząsnęłam głową . 
- Przepraszam Cię na chwilę.- powiedziałam i szybko wyszłam z kuchni, a kiedy byłam już na korytarzu nagle wpadłam na Maxona. 
- Hej- powiedział i szybko złapał mnie w talii.- Już zacząłem się martwić.
Spojrzał na mnie z zaniepokojoną miną i delikatnie potarł kciukiem moje plecy.
- Dlaczego jesteś taka zestresowana? 
Odetchnęłam głęboko. 
- August jest w Pałacu.- szepnęłam.
Maxon momentalnie cofnął ręce. 
- Co ten palant ci zrobił?- spytał zdenerwowany.
- Nic po prostu...
- Jesteś roztrzęsiona, co ci zrobił?- przerwał mi i nie czekając na odpowiedz poszedł dalej. 
- Maxon!- krzyknęłam i zatrzymałam go łapiąc za ramię. 
Odwrócił się do mnie, a ja przez chwilę nie mogłam złapać oddechu.
- On chce wrócić do Pałacu.

- Co było dalej?- zapytała Marlee kręcąc się na swoim krześle. 
Rozejrzałam się wokoło. Słońce nadal strasznie jarzyło, a większość kobiet miała na sobie obszerne kapelusze lub trzymała parasolki. Było okropnie gorąco. Bałam się plam od potu na mojej sukni, nawet jeżeli przez większość czasu siedziałam w cieniu, a fotoreporterzy byli zajęci wyścigami. 
Nagle wśród rozmazanych od skwaru sylwetek zauważyłam Judie biegnącą w moją stronę. 
- Co się stało?- spytałam zaniepokojona, kiedy już do mnie dotarła.
- Wasza wysokość- wyksztusiła zdyszana i zgięła się w pół.- Księżniczka Eadlyn zaginęła.






( Rywalki) Rodzina SchreaveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz