Rodział 42

700 38 3
                                    

3 lata  później
Eadlyn, uspokój się ile ty masz lat?- westchnął Maxon.
Eadlyn pokazała mu swoje dwie malutkie dłonie i wyprostowała palce.
- Wcale nie masz tyle...- zaczął, ale go zignorowała i pretensjonalnie usiadła mu na głowie.
- Wcale, że mam! Jednen dwa tszy...
-Ja tez mam dziesięć lat!- wykrzyknął Ahren i zaczął skakać po łóżku.
Maxon wstał i wziął ich na ręcę.
- Nawet razem nie macie tyle lat- powiedział patrząc na nich. - a teraz pora już iść spać.
- Ale my nie chcemy spać...
- Możemy z wami- rozpromienił się Ahren i zaczął prawie, że skakać w ramionach Maxona.
- Jeżeli mama się zgodzi.
Popatrzyłam na nich i stwierdziłam, że i tak nie czeka mnie spokojny wieczór.
- Zgadzam się- powiedziałam nakładając balsam na ramiona.- Ale najpierw idźcie umyć zęby z Judie.
Brooke zajmowała się Eadlyn i Ahrenem do czasu aż oboje skończyli roczek, ale później sama zaszła w ciąże i zrezygnowała z pracy. Wbrew pozorom nie cieszyłam się tak bardzo bo choć na początku nie pałałam do niej sympatią brakowało mi jej pogodnego nastawienia. Judie, opiekunka, którą również wypróbowałam na wszystkie możliwe sposoby była bardziej praktyczna i kreatywna, a przede wszystkim potrafiła ogarnąć dwójkę maluchów, których było wszędzie pełno.
Maxon usiadł na łóżku i opadł na nie wyczerpany.
- Nie sądzisz, że powinnismy się zatrzymać na dwójce?- zapytał roześmiany
Zakuło mnie w żołądku.
- Przecież mamy trójkę- powiedziałam przysiadając się do niego- jest jeszcze nasz kraj.
Maxon westchnął.
- I czasem wydaje mi się on bardziej kłopotliwy niż tamta dwójka.
Dotknęłam ramienia jego zmiętej koszuli.
- Będzie dobrze, długo i szczęśliwie.
- Mam nadzieje.- powiedział Maxon ze smutkiem, ale zaraz potem dostrzegłam błysk w jego oczach, kiedy przewrócił mnie na łóżko.
- Przykro mi, ale dzisiaj nie jesteśmy sami- roześmiałam się.
- Och, kochanie my nigdy nie jesteśmy sami.

Podeszłam do Aspena od tyłu i położyłam mu rękę na ramieniu
- Powiedzcie mi prawdę.- poprosiłam cicho
August spojrzał na mnie
- Americo, Południowcy to szczególnie nieskoordynowana grupa. Może nie można ich już nazwać rebeliantami, aczkolwiek jest pewne, że mają określone poglądy, które mogą nam zagrażać.
Zamknęłam drzwi do saloniku gdzie dzieci bawiły się z Judie
- To znaczy, jak możemy im pomóc?
Aspen wzruszył ramionami
- Nijak, to kryminaliści
Usiadłam i wygładziłam swoją suknie
- Resocjalizacja?
- Musielibyśmy ich najpierw wsadzić do więzienia, a jeszcze nic nie zrobili.
Przełknęłam ślinę i patrzyłam raz na Augusta raz na Aspena, którzy mieli strapione miny.
-Czy.. -przerwałam i popatrzyłam na diamentowy żyrandol- Czy grozi nam niebezpieczeństwo?
Aspen popatrzył na mnie.
- Nie można tego wykluczyć, ale jeśli chodzi o takie kwestie wole się konsultować z Tobą niż z Maxonem, odbija mu, kiedy tylko dotknie was jakieś przelatujące piórko.
Przewróciłam oczami. Maxon nie może się o tym dowiedzieć.
- Daliśmy im wolność.- powiedziałam dobitnie.- Czego jeszcze chcą?
August założył nogę na nogę.
- Takim ludziom jak oni i wolność i niewola się nie podoba.
- Nie to co wy? Ludzie czynu?
- Dokładnie- odparł August, ale już nic nie powiedziałam, bo do pokoju wszedł Maxon.
Usiadł obok na kanapie i objął mnie ramieniem.
- Skończyliście?- spytał biegnąc wzrokiem od Aspena do Augusta i spojrzał na mnie.- Mogę już w spokoju zjeść obiad z moją żoną? Umieram z głodu.
Uśmiechnęłam się, ale na myśl o jakim kolwiek jedzeniu zaschło mi w gardle.

( Rywalki) Rodzina SchreaveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz