16 kwietnia godzina 8.00
Wiosna- najpiękniejsza pora roku. Zwłaszcza jeżeli obudzisz się w wygodnym łóżku, przez okno wpadają promienie porannego słońca, a przed sobą masz swojego męża, który usiłuje zawiązać sobie krawat.
Maxon odwrócił się do mnie.
- Aż mi się ręce trzęsą z wrażenia.
Uśmiechnęłam się i podciągnęłam się żeby usiąść. Jedną rękę położyłam na brzuchu, a drugą przywołałam go do siebie.
Ukląkł przy łóżku.
- Dzisiaj ważny dzień, co?- zapytałam.
- Po tak długim czasie bezczynności nareszcie nastąpi jakiś krok w przód. Ciesze się z tego bo to znak, że rzeczywiście może się udać.
Zaczęłam wiązać mu krawat.
- To nie może się udać. To musi się udać Maxonie.- Położyłam mu rękę na policzku.- Zobaczysz nasze dzieci nie będą sobie nawet mogły wyobrazić jak to było kiedy były klasy.
Na te słowa wreszcie się uspokoił i uśmiechnął do mnie spokojnie.
- Musisz podpisać tylko jeden dokument...
Westchnął.
- Może i tak, ale ile trzeba pracować na to, żeby złożyć jeden podpis.
- Paradoks.- powiedziałam- Lepiej już idź bo się spóźnisz.
Pocałował mnie, a potem popatrzył w okno.
- Co za piękny dzień.- westchnął i wyszedł z pokoju.
Zrelaksowałam się pozwalając niesfornym promienią słońca ogrzewać twarz.
- Rzeczywiście piękny.16 kwietnia godzina 14.00
- Ale dzisiaj gorąco.- powiedziałam wchodząc do Komnaty Dam gdzie była już moja matka. Na małym stoliku miała rozłożone karty.
- Co ty robisz?- zapytałam.
- Wróżę z kart.- powiedziała jakby to było normalne zajęcia. Tak jakby powiedziała " gotuje makaron" albo "robię pranie"
- Dlaczego się tak na mnie patrzysz?- oburzyła się.
Uniosłam do góry oczy i usiadłam na fotelu.
- No i co Ci wychodzi z tych kart?
- To zależy komu wróżę, mogę tobie?- zapytała.
Drzwi Komnaty uchyliły się, a przez nie wyglądnął Aspen.
Uśmiechnęłam się.
- Znowu ty?
- Miłe powitanie.- odparł zamykając drzwi.
- Poważnie sobie nadużywasz przywileju.- powiedziałam i zdałam sobie sprawę, że w zasadzie uratował mnie z tej sytuacji.
- Co pani robi?- zapytał patrząc na moją matkę z podobnym wyrazem twarzy co ja.
- Wspaniale. Lepiej będzie jeżeli powróże tobie.
- Co takiego?- roześmiał się Aspen i popatrzył na mnie. Zrobiłam palcem trzy kółka wokół skroni i przewróciłam oczami.
- Możecie się śmiać, ale mam niepodważalne dowody, że coraz więcej osób korzysta z tego typu pomocy, a zwłaszcza sławnych osób.
- Ty już sobie wróżyłaś?- zapytałam zaintrygowana.
- Sobie nie wolno- prychnęła.
- Na prawdę pani wierzy w takie coś?
- To nie tylko zabawa w przewidywanie przyszłości, wszystko tkwi w umyśle. - powiedziała wskazując swoją głowę na której miała zawiązaną fioletową chustę.
Wstałam z fotela i podeszłam do nich.
- To nie zmienia faktu, że to...- przerwałam i złapałam się za brzuch.
Chcialam powiedzieć, że "głupie", ale poczułam okropny skurcz i zabrakło mi słów. Na mojej suknii pojawiła się mokra plama.
- Mamo...- jęknęłam.
Moja matka rzuciła swoje karty i złapała mnie za ramiona.
- Spokojnie, skup się na oddechu.
- Zdaje się, że nasi następcy tronu chcą już przyjść na świat.
Starałam się równo oddychać.
- Zawiadomić króla!16 kwietnia godzina 16.30
Zmęczona i spocona siedziałam na lożku w skrzydle szpitalnym trzymając na rękach moje największe szczęście. Dwójkę najpiękniejszych dzieci na świecie. Do pełni szczęścia brakowało mi tylko...
- Czy mogę już wreszcie wejść?- Maxon przepchał się pomiędzy pielęgniarkami. Wydawało się jakby najpierw zobaczył mnie, a dopiero później po jego twarzy zaczęły płynąć łzy.
Podszedł do mojego łóżka i wyglądał na prawie tak wycieńczonego jak ja. Miał potargane włosy, pomiętą koszule z zawiniętymi byle jak rękawami, był spocony, a do tego zaczął płakać jak dziecko.
W tym momencie w ogóle nie przypominał króla.
- Ogarnij się.- powiedziałam do niego.- To ja tu rodziłam, nie ty.
Uśmiechnął się z powodu mojego absurdu.
Tak jak zrobił to rano, ukląkł przy łóżku.
Byliśmy razem w tym szczęśliwym momencie. Obydwoje oszołomieni i wzruszeni tym, że od tej chwili te dwie małe istotki będą najważniejsze w naszym życiu. Tak jakby cały świat stanął do góry nogami. Tak jakby ktoś zatrzymał czas. Tak jakby ktoś pokolorował niebo na tysiące kolorów. To było niezwykle jak wiele może zmienić jeden moment. Jak bardzo można kogoś kochać. Jak bardzo można się bać, a jednocześnie być szczęśliwym.
- Witamy na świecie.- szepnęłam.Karmiłam Ahrena podczas gdy Maxon trzymał Eadlyn na rękach.
- Jest taka śliczna.- powiedział dotykając jej główki.
Oprzytomniał nagle.
- Przecież ja nie wziąłem aparatu.
- Nieee
- Muszę po niego iść.
- Już nie musisz.- Aspen pojawił się w drzwiach z aparatem fotograficznym a wraz z nim Lucy, moja matka, May, Marlee oraz Carter.
May była strasznie podekscytowana.
- Cześć maluchy- Marlee podeszła do mnie pierwsza.- No i witam dzielną mamę.
- Nie było łatwo.- uśmiechnęłam się do nich.
- Przyszliście zobaczyć królową w stanie wycieńczenia?
- Żadko zdarza się taka okazja- roześmiał się Aspen.- No i nie mogliśmy przegapić pierwszych chwil na świecie naszych królewskich bliźniąt.
- Czy cały pałac juz wie?
- Cały kraj juz wie.
Podniosłam głowę i spojrzałam na Maxona.
- Strasznie panikowałem.
- Na serio- zgodził się Carter- był gorszy ode mnie. Podniósł skalę niepokoju do granic możliwości.
Roześmiałam się.
Po twarzy Maxona nadal płynęły łzy.
- Patrz jak z niego schodzą emocje.
- Jeszcze jedno słowo a was stąd eksmituje.
Wszyscy wybuchnęlismy śmiechem.
- Mogę wam zrobić zdjęcie?- zapytał Aspen podnosząc aparat.
- Tak
Trzymałam Eadlyn i Ahrena na rękach a Maxon pochylił się i pocałował mnie w czoło. Wiedziałam, że to będzie nasze najpiękniejsze zdjęcie.
Potem wszyscy zaczęli ustawiać się obok mnie póki nie zrobiliśmy zdjęcia z którego wszyscy byliby zadowoleni.
Moja matka wzięła Ahrena na ręce i popatrzyła na Maxona.
- Jest taki do ciebie podobny.16 kwietnia godz 21.00
Maxon przyszedł do mnie i postawił kopertę na stoliku nocnym.
Położył się na łóżku i pochylił się żeby mnie pocałować. Nasze dzieci leżały na środku, a my po bokach podparci na łokciach ze szklistym wzrokiem. Czułam, że tej nocy nie będziemy spać. Będziemy tylko leżeć i patrzeć na uroczo śpiących Eadlyn i Ahrena. O ile będą uroczo spać, a szczerze w to wątpiłam.
Uśmiechnęłam się.
- Już się mnie o to pytali.- westchnął Maxon.
- Maxon- szepnęłam- Nie chcę teraz o tym myśleć.
Nastała chwila ciszy.
Gdybyśmy byli po prostu małżeństwem z dwójką dzieci, nie mielibyśmy takich dylematów, jak to co zrobić, aby było sprawiedliwie i dobrze. Czułam wewnętrzną potrzebę sprawiedliwości, lecz w ogromie miłości jaką kierowałam jako matka do swoich dzieci nie potrafiłam akurat w tym momencie obarczać ich odpowiedzialnością za cały kraj. To było dla mnie trudne ponieważ już teraz wiedziałam, że oni obydwoje są wyjątkowi i ,że chce dać im tyle miłości ile będę mogła, albo nawet jeszcze więcej. Nie mogłam teraz zajmować się sprawami, które moim zdaniem były drugorzędne, choć może innych obchodziły bardziej.
- Po prostu nie chce ich skrzywdzić.- powiedziałam
- Ja też nie, ale musimy jakoś postąpić w tej sytuacji.
- Zrobimy to co uznamy za słuszne.- odparłam gdyż to była prawda. Ahrena jest chłopcem więc to on powinien zostać następca, lecz to Eadlyn urodziła się pierwsza. To my musimy podjąć tą decyzję. Nikt nie może tego zrobić za nas.
- Co tam przyniosłeś?- zapytałam chcąc zmienić temat.
Maxon sięgnął do stolika nocnego po kopertę
- A to. Chciałem mieć to szybko w rękach.- odparł otwierając ją.
Podał mi zdjęcia, które dzisiaj zrobiliśmy. Było tam zdjęcie Maxona całującego mnie w czoło. Eadlyn na rękach u mojej matki. Oraz zdjęcie na którym byliśmy wszyscy razem. Maxon patrzył na mnie jakbym była jego słońcem. Ekscytacje May było widać nawet na zdjęciu, mama pękała z dumy. Poczułam chwilowy ból w sercu, że jednej osoby nie ma na tym zdjęciu. Jednak potrafiłam sobie wyobrazić, że jest. On zawsze jest.
Odłożyłam pozostałe zdjęcia i w ręce zostało mi tylko to
- Wyślę Kennie niech wie ze została ciocią.- stwierdziłam z uśmiechem.
Maxon cały czas na mnie patrzył.
- Ami?- zapytał.- Zamieszkasz, ze mną?
Uniosłam brwi.
- Słucham?
- Wiem, że mamy namiastkę prawdziwego domu i jesteśmy pozbawieni prywatności. Ale ja chcę to stworzyć. Chcę Cię mieć całą zawsze i wszędzie. Jesteś moją królową, królową mojego życia.- wziął mnie za rękę i popatrzył mi w oczy.- Ja dziś zrozumiałem, że jesteście sensem mojego życia. Możemy sobie stworzyć prawdziwy dom właśnie tutaj. Chcę mieć całą ścianę naszych zdjęć i chcę się budzić zawsze obok Ciebie. Kochać Cię z każdym dniem coraz bardziej.
Miałam łzy w oczach i nie potrafiłam powiedzieć ani słowa.
Eadlyn i Ahren z cichym kwękiem oznajmiajacym to, że są głodni, otworzyli swoje malutkie oczka.
- Ciii...
- Mają oczy po tobie.- powiedziałam cicho, a Maxon się uśmiechnął.
Wzięłam Eadlyn na ręce.
- Zamieszkam z tobą.
- Kocham Cię.
- Kocham Cię.
CZYTASZ
( Rywalki) Rodzina Schreave
Fiksi Penggemar"Rodzina Schreave" to dalsze losy Americi i Maxona. Akcja zaczyna się zaraz po zdarzeniach z fragmentu "Jedyna po Epilogu", który znalazł się w dodatku do serii pt. "Królowa i Faworytka". Dotychczas wszystko było jak z pięknego snu... teraz zaczyna...