Rozdział 36

1K 50 7
                                    

Weszliśmy na odrapaną klatkę schodową. Było zimno i czuło się zapach stęchlizny. Maxon pociągnął mnie w róg pomieszczenia i złapał za nadgarstki.
- Jeżeli coś Ci się stanie, nigdy sobie tego nie daruje.
- Co chcesz zrobić?
Nastała chwila ciszy.
- Kompletnie nie wiem.
- Jestem tutaj, żeby Ci powiedzieć.
- America to co teraz robimy nie jest zabawne.
Jakaś nieznana siła zwaliła mnie z kolan. Przytrzymałam się jego ramienia.
- Co się dzieje?!- zerwał się zaniepokojony.
- Zostawiłam Eadlyn i Ahrena z Brooke.
Albo mi się wydawało albo mimowolnie się uśmiechnął.
- To był przecież twój pomysł.
- Dlaczego mnie nie powstrzymałeś?
- Nic się nie stanie.
- Skąd masz taką pewność?
Nagle drzwi do budynku otworzyły się, a do środka wszedł zataczający się mężczyzna. Schyliłam głowę i przytuliłam ją do ramienia Maxona. Przez co wyglądaliśmy jak zwykła obściskująca się para. A nie jak król i królowa na nielegalnej akcji, którzy próbują znaleźć nieślubne dziecko poprzedniego władcy.
- Lepiej chodźmy bo jeszcze pomyślą, że coś nam się stało.

- Ałć- syknęłam kiedy mój obcas się przekrzywił.

- Musiałaś ubrać takie wysokie buty?

- Nie miałam innych.

Weszliśmy po schodach na trzecie piętro i stanęliśmy przed drzwiami. Nie wiedzieliśmy czego mamy się spodziewać. Ani co zastaniemy, kiedy je otworzą. Jeżeli w ogóle ktoś je otworzy. Maxon wziął mnie za rękę.

Czekaliśmy w milczeniu.

Westchnął.

- Chodź to bez sensu.- powiedział i pociągnął mnie.

Nagle usłyszeliśmy dźwięk przekręcanego zamka.

- Poczekaj- zatrzymałam go.

Drzwi się otworzyły. W progu stała niska dziewczynka w szarej bawełnianej sukience. Miała poplątane brązowe włosy i przestraszone spojrzenie. W słabym świetle korytarza wyglądała jak bajkowa postać. Momentalnie, kiedy zoorientowała się z kim ma do czynienia padła przed nami na kolana, tak, że jej gęste włosy zakryły jej twarz. Maxon stał jak sparaliżowany z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. 

Przykucnęłam i dotknęłam jej kolana.

- Hej- powiedziałam łagodnie- Nie musisz się nas bać.

Jej spojrzenie podniosło się. Znałam te oczy, którę na mnie patrzyły.

- Chcieliśmy porozmawiać z Twoją mamą.- zawahałam się- Jest może w domu?

- Nie- powiedziała cieńkim głosikiem.- Jest w pracy.-Uśmiechnęła się delikatnie.- Ale wraca zwykle o tej porze.

- Czy możemy na nią poczekać?

Dziewczynka kiwnęła głową i zaprosiła nas do środka szczelnie zamykając drzwi.

- Mieszkasz sama z matką?- zapytał Maxon.

- Tak- odpowiedziała już nie takim przestraszonym głosem jak wcześniej.

- Mamy często nie ma w domu?- rozglądnęłam się po mieszkaniu.

- Tak pracuje do późna. Od czasu do czasu przychodzi z jakimś panem. Mówi, że to mój nowy wujek. Ale ja nie jestem taka głupia. Z racji tego, że ciąglę jej nie ma zwyklę się nudzę i głównie oglądam telewizję albo śpiewam. Ale dzisiaj! Odwiedzili mnie król i królowa ! Nie mogę w to uwierzyć.- Uśmięchnęła się szeroko. Wyglądała na bardzo pogodne dziecko mimo sytuacji w jakiej przyszło jej żyć.

- Jak masz na imię?- zapytałam.

- Brice.

Ktoś głośno zapukał do drzwi.
- To pewnie mama, otworzę.- oznajmiła, ale drzwi same się otworzyły i do środka wszedł starszy barczysty mężczyzna popychając krótko ściętą długonogą kobietę na szafę.
- Oddasz mi kasę albo Cię zamorduje- krzyknął.
Zamarłam. Czułam tylko jak coś kurczowo trzyma się moich kolan. Spojrzałam w dół. To była Brice.
Mężczyzna odwrócił się w naszą stronę. Na jego twarzy było widać zaskoczenie pomieszane ze wściekłością.
- Pamela, czy ja śnie?- prychnął i obrzucił kobiete paskudnym spojrzeniem.- Kogo na mnie nasłałaś?
-Myślisz, że się boje dziwko?
Był pijany, albo chory psychicznie.
Brice pisnęła.
Wyciągnął coś połyskującego z kieszeni. Ostrze wzbiło się w górę prawie nie widoczne w słabym świetle żarówki.
Zanim zdąrzył wykonać choćby ruch Maxon podbiegł do niego i złapał go za nadgarstek. Nóż upadł na ziemie wbijając się w zakurzony dywan.
- Tylko ją tknij, a gwarantuje Ci, że będzie Cię czekać najgorsza przyszłość jaka tylko jest możliwa.
Mój oddech się zatrzymał. Nie mogłam ryzykować. Chwyciłam Brice za rękę i pociągnęłam do pokoju obok.
Dziewczynka schowała się do szafy, a ja niewiele myśląc skuliłam się obok niej.
Cała się trzęsła a jej oddech był płytki.
Odliczała na palcach sekundy jakby chciała kontrolować ile czasu minęło.
Objęłam ją ramionami głaszcząc jej włosy.
-Spokojnie-szepnęłam- Wszystko będzie dobrze.
Czułam, że to nie wiele zdziała, a sama czułam niepokój na myśl co się może tam dziać.
Usłyszałyśmy krzyki. Brice podskoczyła z przerażenia. Złapałam ją i zaczęłam cicho śpiewać.
-Ach śpij skarbie, śpij kochanie, zaśniesz nim się noc stanie. Śnij o niebie i świcie. Śpij skarbie mój, swe oczka czarne zmruż. Niech tysiące gwiazd ku Tobie się zwróci. Niech dzień straszny się odwróci. Niech zapomną wszystkie troski. Zaśniesz w sen. Sen beztroski...
Śpiewałam w kółko, aż w moich oczach pojawiły się łzy, a oddech stał się przyspieszony.
Brice odwróciła się do mnie w ciemności.
- Nie płacz- powiedziała łagodnie, a ja mogłam wyczuć jak się uśmiecha.
- Ami?
Poznałam ten głos. Lekko otworzyłam drzwi szafy.
- Aspen- westchnęłam z ulgą i objęłam go.- Brice, wyjdź już jesteśmy bezpieczne.
- Fajna kryjówka.- powiedział do niej jakby grali w chowanego. Jakby to był żart. Jakby właśnie przed chwilą ich życie nie było zagrożone, jakby to wszystko była tylko niewinna zabawa.
Popatrzyłam na niego.
- Nic wam się nie stało? Wszyscy cali?

- Tak, ale ten facet był naprawdę niebezpieczny Mer. Zatrzymaliśmy go, nie musicie się już bać. 

Odetchnęłam z ulgą i wzięłam Brice za rękę. 


Do pokoju wszedł Maxon.

- Możesz iść do mamy - powiedział, a Brice puściła moją rękę i wybiegła z pokoju.



- Dobrze, że ją wzieliśmy.- powiedziałam przytulając śpiącą Brice.

Było już ciemno, kiedy pędziliśmy prosto do pałacu. Aspen i nasz kierowca rozmawiali przyciszonymi głosami, a ja, Maxon i słodko śpiąca Brice siedzieliśmy z tyłu.

- Nie mogę uwierzyć, że przez cały czas była w takich warunkach.- powiedział oburzony.

- Wiele ludzi tak żyje Maxonie.- szepnęłam a on zacisnął wargi i popatrzył przez okno.

- Dziwię się, że się zgodziła, dziwię się, że w ogóle przyznała się do romansu z moim ojcem.

- A co miała zrobić?

Nastała chwila ciszy.

- Oddamy ją? Wróci do matki?- zapytałam.

- Nie wiem- westchnął Maxon.- To trudniejsze niż myślisz. Nie mogę teraz myśleć o przyszłości.

- W takim razie pomyśl o teraźniejszości. Jestem ciekawa jak Brooke sobie radzi.- powiedziałam sceptycznie i spojrzałam na niego.

- Ami- powiedział tak, że moje serce zmiękło- Naprawdę jesteś zazdrosna?

Przewrociłam oczami

- Marlee ci powiedziała?

Roześmiał się.

- Przestań.- poprosił i delikatnie ujął moją dłoń- Dobrze wiesz, że jesteś moją królową.

Uśmiechnęłam się.

- Kocham Cię

Pocałował mnie nad głową Brice.

Samochód się zatrzymał, a Aspen odwrócił się do nas.

- Dość tych czułości jesteśmy na miejscu. 


( Rywalki) Rodzina SchreaveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz