Rozdział 73

480 28 1
                                    


Mimo tego, że starałam się być postępowa i czasami wbrew niezadowoleniu Maxona łamać niektóre schematy nieczęsto opuszczałam Pałac. Wszystkie moje wyjazdy były zaplanowane i dopięte na ostatni guzik. Czasami brakowało mi tego, żeby zrobić coś spontanicznie. Ostatni rok był dla mnie trudny pod wieloma względami i mimo tego, że miałam odrobinę wyrzuty sumienia po tym co powiedziałam Maxonowi postanowiłam cieszyć się popołudniem. Oczywiście powitał nas tłum reporterów, ale nie przeszkadzało mi to. Czułam się świeżo i radośnie, kiedy uczestniczyłam w przyjęciu nie zorganizowanym przeze mnie.

- America!

Kriss nie wyglądała już jak pałacowa Dama. Była szczuplejsza, jej postawa nie była nienaganna, a oczy błyszczały, ale nie zachwytem. Lśniła fascynacją do świata i ludzi. Oprócz tego miała  na sobie zgniło zielony garnitur i okulary w złotych oprawkach. No cóż wyglądała jak ktoś kto odnalazł się w swoim życiu. 

- Fotoreporterzy- szepnęłam, kiedy ucałowała mnie w oba policzki. 
- No wiem- powiedziała ostudzając swój entuzjazm.- Będą śledzić każdy nasz krok, nie zawsze mają na wystawach taki łakomy kąsek jak- przystanęła i zmierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu- Królowa! 
Kompletnie jej nie poznawałam takiej entuzjastycznej i nieopanowanej. 
Wzięłam ją pod ramię. 
- Przestań Kriss, przyjechałam tu bo chciałam odpocząć od bycia w centrum uwagi. 
Uśmiechnęła się. 
- Jak się czujesz?- spytała tak szczerze, że aż zapragnęłam udzielić jej szczerej odpowiedzi.
- No wiesz- dodała, kiedy zaczęłam się zastanawiać.- Można dowiedzieć się o was absolutnie wszystkiego z gazet czy z telewizji, ale chciałabym dowiedzieć się czegoś od ciebie. 
Westchnęłam. 
- Raz lepiej raz gorzej, jest dużo pracy, ale jest też dużo dni, kiedy praktycznie umieram z nudów!
Uśmiechnęła się ze zrozumieniem. 
- Ale Maxon mnie wspiera i chociaż między nami bywa różnie, nie jestem w stanie sobie wyobrazić sytuacji, w której nie poszlibyśmy do porozumienia.- wzruszyłam ramionami i zastanowiłam się.- Po za tym codziennie poprawia mi humor, kiedy widzę jak Eadlyn i Ahren stają się coraz bardziej odpowiedzialni, coraz więcej rozumieją i z  niecierpliwością czekają na swojego braciszka. To naprawdę cudowne. 
Twarz Kriss wyrażała więcej emocji niż sama miałam w sobie. 
- To takie niesamowite, że masz dzieci! 
Roześmiałam się. 
- Zawsze uważałam to za coś normalnego, ale teraz jakoś nie potrafię sobie tego wyobrazić.- powiedziała trochę ciszej i ostrożniej.
- Rozumiem Cię. Na początku też nie wiedziałam co mnie czeka, ale czułam się podekscytowana. Wiedziałam, że nasze życie się zmieni, ale nigdy nie sądziłam, że bycie matką wyzwoli we mnie tyle różnych emocji, o których istnieniu nie miałam pojęcia. 
Wzięła z tacy kelnera dwa kieliszki szampana i odwróciła się do mnie 
- Zawsze chciałaś mieć dużą rodzinę. 
Kiedy podała mi kieliszek zaczęłam kompletnie wątpić w jej wyczucie taktu. 
- Bezalkoholowy.- zapewniła. 
Kiedy podeszłyśmy do jednego ze stolików poczułam palącą potrzebę zadania jej jeszcze jednego pytania. Nasza rozmowa wypadła bardzo szczerze i naturalnie więc nie chciałam zmarnować tej szansy. 
- Kriss...- zaczęłam starając się udawać, że rozmawiamy o czymś równie błahym jak pogoda czy samopoczucie.- Czy między nami wszystko jest dobrze? 
Widziałam, że rozumie o co mi chodzi i stara się ukryć emocje. 
- Nigdy o tym nie rozmawiałyśmy a ja...
Złapała mnie za ręce.
- Zawsze ciężko jest się pogodzić z tym, że ktoś cię nie chce. Na początku czułam się okropnie, miałam wrażenie, że już nigdy się nie odnajdę, Ale teraz mam wrażenie, że to dzięki temu jestem teraz gdzie jestem, a przede wszystkim wiem kim jestem. 
Skinęłam głową. 
- Bez ciężkich doświadczeń nigdy nie odkryjemy kim naprawdę jesteśmy.- powiedziała dalej ściskając moje dłonie.- A przecież to właśnie to przede wszystkim daje nam szczęście. 
Uśmiechnęłam się lekko. 
- Masz racje.
- Ale to stare czasy. Obydwie jesteśmy na różnych etapach swojego życie, ale jesteśmy szczęśliwe. Wiesz, że chce zapisać się na studia?
Rozpromieniłam się. 
- O matko Kriss to wspaniale!
Niespodziewanie Maxon podszedł do nas, a ja zauważyłam, że Kriss nie zmieniła swojego nastawienia gdy się pojawił. 
- Wasza wysokość.- powiedziała z uśmiechem. 
- Miło cię widzieć Kriss, wspaniale to wszystko zorganizowałaś. 
- Niczego nie brakuje- dodałam. 
- Właśnie muszę sprawdzić czy niczego nie brakuje!- popatrzyła na nas szybko.- Później jeszcze porozmawiamy- obiecała i pognała dalej witając się z wszystkimi po drodze. 
- Cieszę się, że to nie moja broszka.- powiedziałam. 
Maxon stuknął się ze mną kieliszkiem. 
Skrzywiłam się. 
- Nie wierzę, że jest bezalkoholowy.
Upił łyk i popatrzył na mnie.
- Całkiem miło, prawda? 
- Prawda. 
Zmarszczył brwi więc wskazałam głową na Kriss rozmawiającą z jakiś mężczyzną.
- Zakochana.- szturchnęłam go łokciem i przygryzłam wargę. 
Widziałam ten wzrok. Mogła ukrywać tyle uczuć ile tylko chciała, ale wiedziałam, że kimkolwiek był ten człowiek na pewno nie był jej obojętny. 
- Cieszę się, że jest szczęśliwa.- powiedziałam cicho.- Złamane serce boli niezależnie od wieku.
- Wiem coś o tym- westchnęłam i nalałam sobie  wody do szklanki. 
- A ja nie?- zapytał z wymuszoną urazą. 
Przybliżyłam się do niego 
- A kto złamał Ci serce?- zapytałam tak jakbyśmy wcale nie byli w sali pełnej obserwujących nas osób. 
- Ty- powiedział jakby to było oczywiste. - Wiele razy. 
Pokręciłam głową, ale potem zmusiłam go żeby popatrzył mi w oczy. 
- Nie chciałam powiedzieć, że Ci nie ufam.- szepnęłam. 
Zauważyłam, że kiedy rozmawiałam z Kriss mogłam zidentyfikować czy zachowuje się naturalnie , czy udaje lub ukrywa emocje. Ale patrząc na Maxona widziałam wszystko, nawet gdy nic nie mówił. Czasami rozumiałam go nawet lepiej niż samą siebie. I zaczęłam się zastanawiać nad słowami Kriss, która uznała, że najszczęśliwszym momentem w jej życiu był ten, kiedy wreszcie zrozumiała kim jest. Ja nie tylko zrozumiałam kim jestem, ale wiedziałam także kim jest człowiek, którego kocham. Uznałam to za jeszcze bardziej wartościowe. 
Uśmiechnął się szarmancko i podał mi ramię. 
- Wiem
Taka odpowiedz mi wystarczała. 
Staliśmy pod  impresjonistycznym obrazem przedstawiającym parę kochanków w ogrodzie letnim i obserwowaliśmy zadziwiający taniec rozmawiających par oraz Kriss z jej nowym partnerem. 
- Nie tęsknisz za tym?- spytałam. 
- Za czym?
- No wiesz- Skinęłam głową- Za tym czymś, taką niepewnością?
- Masz na myśli, że jesteśmy już starzy?
Przewróciłam oczami 
- Na pewno jest tutaj mnóstwo samotnych ludzi, którzy pragną miłości. 
Rozejrzał się 
- Masz rację jesteśmy już starzy.- przyznał ze śmiechem. 
- Założę się, że niektórzy mogliby znaleźć tutaj swoją drugą połówkę. 
Odwróciłam się do niego i wyciągnęłam dłoń
- Zakład?- spytałam. 
Popatrzył na mnie zrezygnowany. 
- Ami czy ty chcesz być swatką?
- Na pewno uda mi się połączyć więcej osób niż ty. 
Momentalnie podał mi rękę. 
- Zakład. 


( Rywalki) Rodzina SchreaveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz