Postawiłam torbę na stole i podeszłam do kranu, żeby umyć ręce.
Lucy zakaszlana weszła do kuchni. Popatrzyła na mnie jakbym popełniła przestępstwo.
- Co ty tu robisz?- wyjąkała.
-Przyszłam- zaczęłam i wytarłam ręce.- żeby Cię wyleczyć. Uśmiechnęłam się do siebie, kiedy rozejrzałam się po kuchni. Czasem żałowałam, że w pałacu kuchnia wygląda bardziej jak laboratorium, niż jak prawdziwe domowe pomieszczenie.
Aspen trzy dni temu pojechał na miesięczne szkolenie do Clermont. Nie chciał teraz wyjeżdżać, ale okazało się, że to ostateczny termin. Bardzo mu na tym zależało. Nie chciał jechać ze względu na Lucy. Jednak Lucy zapewniała go, że sobie poradzi więc pojechał, a ona się rozchorowała.
Lucy usiadła przy stole i znowu zakaszlała.
- Kto Cię przywiózł?- zapytała jakby musiała to wiedzieć.
- Mało ja mam ludzi od podwożenia? Zawsze ktoś się znajdzie.- powiedziałam i nalałam wody do czajnika.
- Maxon Ci pozwolił?
- On nawet nie wie. Od rana jest zajęty.
Zaczęłam wypakowywać rzeczy z torby czosnek, cytrynę, miód i wszystkie inne rzeczy, które mi dali. Moja matka, kiedy byłam mała leczyła mnie tylko domowymi sposobami. Może dlatego, że dość często symulowałam. Powiedziała wtedy, że nie będzie wydawać pieniędzy na moje wybryki.
Lucy odwróciła się do mnie.
- Ami, nie wiem czy wiesz?- powiedziała sarkastycznie- Ale jesteś w ciąży.
- Spokojnie wystarczy, że nie będziesz na mnie kichać.
- Jesteś kompletnie nieodpowiedzialna.- westchnęła
- Przestań marudzić.- odparłam- Kto się ma tobą zaopiekować skoro Aspen wyjechał.
Lucy posmutniała.
- No właśnie. Musiał pojechać akurat teraz?
- Nie protestowałaś.
- Tak wiem, ale teraz zmieniłam zdanie. Siedzę tu sama i mam wrażenie, że zwariuje.
Popatrzyłam na nią.
- Przecież zawsze możesz wrócić do pałacu.- zaproponowałam.
- Nie chcę. To niczego nie zmieni.- powiedziała i popatrzyła na kartonowe pudełka stojące pod ścianą.
Milczałyśmy dopóki woda nie zaczęła się gotować.
- Tęsknie za nim.- powiedziała w końcu Lucy wpatrzona w stół.
- Jest inteligentnym mężczyzną to dobrze, że chce się rozwijać.- odparłam- A co z twoim ojcem?- przypomniałam sobie nagle.
- Woli się zajmować twoją matką.- powiedziała oschle.- Po za tym czy ja ci wyglądam na małe dziecko?- zapytała lekko urażona
- No tak.- założyłam włosy za ucho.- Może to nie tak źle?- zaryzykowałam stwierdzenie.
- Zmieniłaś zdanie?
Przygryzłam wargę.
- Coś w tym stylu.
Lucy wzruszyła ramionami i oparła dłonie na brodzie.
- Może i masz rację. Zrobiłyśmy z tego straszną sensacje.- roześmiała się.
- Wiesz, że to moja specjalność.- powiedziałam z uśmiechem- Lepiej się nie wtrącajmy.
Położyłam parującą herbatę na stole.
- Wypiłam już z tysiąc herbat.- westchnęła Lucy.
- Ale ta postawi Cię na nogach. Gwarantuje Ci to.- odparłam z uśmiechem.- Jeszcze raz. Gdzie byłaś?- zapytał Maxon
Popatrzyłam na niego unosząc brwi i poprawiłam sukienkę.
- Odwiedzić Lucy- odparłam ze spokojem.- Jest chora, a siedzi tam sama.
- Ale ty jesteś w ciąży!- powiedział gdzieś w przestrzeń i odchylił się na krześle.
- Ona nie ma żadnego zapalenia płuc. Tylko jest trochę przeziębiona. Lekarz mi pozwolił. Po za tym- powiedziałam- Czy mógłbyś wstać? Czuje się jak na przesłuchaniu.- westchnęłam.
- Bo na nim jesteś.- odparł bezceremonialnie i wstał od biurka. Podszedł do mnie i przyłożył mi rękę do czoła.
- Dobrze się czujesz?- zapytał patrząc mi w oczy.
- Tak doskonale i w pełni sił.- powiedziałam powoli.
Przewrócił oczami.
- To nie jest śmieszne. Choroba w ostatnich miesiącach ciąży może prowadzić do komplikacji, a nawet do wczesnego porodu.
Popatrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami.
- Gdzieś tak wyczytał?- zapytałam odrobinę prześmiewczo.
- A co nieprawda?- oburzył się.
- Prawda, ale nie nauczysz się życia z książek!
Oboje usłyszeliśmy głosy na korytarzu.
- Wiesz co? Może zamknijmy drzwi- zaproponował- Zaraz będzie kolejny skandal.
- Maxon?- odparłam kiedy stał do mnie tyłem.- Nie możesz być taki.
Odwrócił się do mnie.
- Jaki? Bez mojej wiedzy wyjeżdżasz sobie z pałacu. Narażasz się na niebezpieczeństwo i jeszcze uważasz, że to moja wina?
Potrząsnęłam głową.
- A mówisz, że to ja jestem uparta. Nie o to mi chodzi. Ja. Wiem co robię, okey? Nie możesz mnie tak kontrolować. I nie chodzi mi tu tylko o dzisiejszy przypadek, ale ogólnie. Dzisiaj przyznaje się, że przesadziłam, ale ty jesteś okropnie zajęty.
- To już nie moja wina.- westchnął.
- Tak wiem i nie obwiniam cię za to. Ale zrozum, że ja potrzebuje od ciebie tylko odrobinę uwagi i czułości, a nie fachowej opieki lekarskiej ani rzucania suchych faktów.
Maxon wzruszył ramionami.
- Może tak odreagowuje stres?
Przytuliłam się do niego.
- Przepraszam- szepnęłam- Kochasz mnie?- zapytałam podnosząc głowę.
- Kocham cię...to znaczy was.- powiedział z uśmiechem-Kocham aż za bardzo.
CZYTASZ
( Rywalki) Rodzina Schreave
Fanfic"Rodzina Schreave" to dalsze losy Americi i Maxona. Akcja zaczyna się zaraz po zdarzeniach z fragmentu "Jedyna po Epilogu", który znalazł się w dodatku do serii pt. "Królowa i Faworytka". Dotychczas wszystko było jak z pięknego snu... teraz zaczyna...