Rozdział 28

1.2K 56 1
                                    

Maxon od jakiegoś czasu zachowywał się dziwnie. Wszytsko było w porządku, ale zaskakująco często wyjeżdżał z pałacu nie mówiąc nic o powodzie dlaczego go opuszcza. Wracał najczęściej późno w nocy i bez słowa kładł się przy mnie. Myślał, że śpię, ale nie spałam. Obawiałam się jednego, ale nie dopuszczałam do siebie tej myśli. Tłumaczyłam się tym, że jeszcze całkowicie nie wróciłam do swoich obowiązków i nie wiedziałam co się dzieje w kraju. Maxon po prostu  nie widział potrzeby w tłumaczeniu mi wszytstkiego od początku.
Tak, na pewno tak było.
Myślałam, że Maxon nigdy w życiu by mi czegoś takiego nie zrobił. Chociaż sytuacja w kraju wymagała niezliczonej ilości pracy oraz ogromnej odpowiedzialności powiązanej z decyzjami, które on sam musiał podjąć. A ja, nie byłam jeszcze w najlepszej formie. Eadlyn i Ahren wymagali całodobowej opieki, którą na razie starałam się im zapewnić. Kiedy zdarzyło się, że Maxon wrócił na wieczorną kąpiel patrzyłam na niego, na jego szklisty wzrok i wiedziałam, że to nie jest mężczyzna, który mógłby mnie zdradzić.

- Zdradzasz mnie?
Spacerowaliśmy po ogrodzie, lecz już nie w dwójkę... ale w czwórkę.
Maxon zatrzymał się.
- Coś ty znowu wymyśliła?- spojrzał na mnie podwinął rękawy koszuli i znowu położył dłonie na rączce wózka.
- Pytam, odpowiedz- powiedziałam odrobinę zbyt ostro.
Westchnął.
- Ty i Kenna jesteście chyba mało pewne swojej pozycji.
Potrząsnęłam głową.
- Tu nie chodzi o pozycje. To nie jest już żaden konkurs Maxonie. To jest po prostu życie. A ja, mam podstawy, żeby tak twierdzić.
Maxon usiadł na ławce.
- Jakie podstawy?
- Wracasz późno w nocy.
Sięgnął dłonią do wózka i dotknął policzka Eadlyn.
Jeszcze bardziej podwinął rękawy.
- Ale dzisiaj gorąco...
- Na litość boską, robisz ze mnie idiotkę!
Rozległ się płacz.
- Widzisz co narobiłeś?- warknęłam.
- Płaczą przez ciebie.
Odbezpieczyłam wózek i zaczęłam nim kołysać.
- America, obiecuję, że wszystko Ci wyjaśnie, ale kiedy przyjdzie na to czas.- powiedział szybko łapiąc mnie za rękę.
Popatrzyłam na niego.
- Ale co?
Nastała cisza. Wzięłam wózek i poszłam w kierunku pałacu nie oglądając się za siebie.

Z parzącego dworu weszłam do zimego palacowego holu. Gwardziści pomogli mi z wózkiem. Kiedy już myślałam, że wreszcie odpocznę. Zamarłam.
- Kota?- zapytałam zrezygnowanym tonem- Czego chcesz?
Podszedł bliżej z uśmiechem.
- Jeszcze Ci nie powiedzieli co to jest protokół dyplomatyczny?
- Ty nie jesteś żadnym arystokratą.
Podszedł jeszcze bliżej i spojrzał do wózka.
- Nawet nie widziałem na żywo swojego siostrzeńca i siostrzenicy.- uśmiechnął się- Chciałem porozmawiać, ale... przy herbacie.
Zatrzymałam jedną z pokojówek.
- Skarbie, zrób nam herbatę i przynieś do mojego apartamentu.
Energicznie pokiwała głową i zniknęła za rogiem.

- Jeszcze raz, kupiłeś mieszkanie?- zapytałam zakładając nogę na nogę i podnosząc filiżankę.
- Tak.- trzymał Ahrena na rękach. Wyglądało to dziwnie nienaturalnie.
- A co ze starym?- zapytałam.
- Oddałem je koledze.- powiedział po prostu.
- Za darmo?
- Tak- odpowiedział szybko- ale to nowe sporo mnie kosztowało. Pomyślałem, że spokojnie wszystko się zwróci, ale wydałem na materiały, a potem straciłem stałego klienta.
Oddał mi Ahrena, a ja położyłam go do łóżeczka.
- W ogóle, ostatnio jest słabo.- podsumował i usiadł na krześle.
Przygryzłam wargę. Przez chwilę zrobiło mi się go żal.
- Zawsze musisz tworzyć, nie możesz robić czegoś na co jest popyt, jakiś pejzaży, czy coś.
- Nie zapominaj, że to dzięki temu się wybiłem- skrzywił się.
- Ale się nie utrzymasz.
Bolała mnie głowa i marzyłam tylko o tym, żeby się położyć i zapomnieć o wszytkich troskach dzisiejszego dnia.
- Nie zrezygnuje z tego co kocham. To jest sztuka.
Dotknęłam ręką czoła.
- Nie ważne, czego konkretnie chcesz?
Wstał i ukląkł przy mnie.
- Zatrzymać się w pałacu na parę dni.- powiedział prawie, że szeptem.
- Dlaczego?
Przełknął ślinę.
- Po prostu nie stać mnie teraz nawet, żeby się utrzymać.
Zagwizdałam i puściłam ręce, za które mnie trzymał.
- Dlaczego nie poprosisz matki, żeby Cię przetrzymali?
Uśmiechnął się w typowy dla siebie sposób.
- A jak myślisz, gdzie jak nie tutaj znajdę nowych klientów.
Wstałam i podeszłam do okna.
- No pomyśl... bankiety, przyjęcia.
- Znowu wykorzystujesz moje położenie.
- Proszę
Popatrzyłam na niego.
- Chyba się nie dziwisz, że wolę być tutaj niż pod jednym dachem z całą naszą rozwrzeszczaną rodzinką.
- Nasza matka praktycznie tu mieszka Kota i tak się dowie co zrobiłeś.
Machnął ręką.
- Nie obchodzi mnie to. Chcę tylko, żebyś pozwoliła mi zostać.
W tym momencie Eadlyn i Ahren zaczęli płakać.
- Pozwalam- powiedziałam szybko- A teraz wyjdź stąd. Muszę ich nakarmić .

( Rywalki) Rodzina SchreaveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz