Rozdział 59

567 30 3
                                    

Wszystkie poranki od czasu tej pamiętnej nocy były takie same i nawet nie pamiętałam czy kiedykolwiek robiłam coś innego niż przesiadywanie całymi dniami w Komnacie Dam i patrzenie na szybę, która ocieka deszczem. Nie pamiętam, żebym patrzyła na inną twarz niż tą zalaną łzami. Nie pamiętam kiedy ostatnio uśmiechnęłam się bo coś po prostu było dobrze. 
Westchnęłam i poprawiłam długą suknie, która opadała mi z tapczanu na ziemie. 
- Wasza wysokość?
Odwróciłam się i zobaczyłam Marlee ubraną w szykowną wieczorową kreacje i z elegancko złożonymi dłońmi. 
Popatrzyłam na nią z szeroko otworzonymi oczami. 
Dopiero po chwili spuściła z wysokiego tonu i obróciła się. 
- I jak?
- Absolutnie zniewalająco.
Uśmiechnęła się szeroko i wygładziła swoją suknie. 
- Dzisiaj jest nasza rocznica ślubu. 
Poczułam się jak najgorsza egoistka, że zupełnie o tym nie pomyślałam. 
Podeszłam do niej i złapałam ją za dłonie. 
- Marlee, tak strasznie przepraszam, zupełnie zapomniałam!
Popatrzyła na mnie jak na głupią. 
- Nic się nie stało, masz swoje problemy...
Spuściłam wzrok, ale  Marlee była zbyt podekscytowana 
- Kiedy braliśmy ten ślub nigdy nie sądziłam, że kiedyś będę w tym miejscu. To wszystko dzięki Tobie. 
- Nie przesadzaj 
Znowu złapała mnie za ręce. 
- Dziękuję - powiedziała ze łzami w oczach.
- Nie wiem jak miałabym sobie tutaj poradzić bez ciebie- roześmiałam się.- jesteś moim zdrowym rozsądkiem.
- Z czasem coraz mniej- powiedziała i mrugnęła do mnie.- Chyba jestem gotowa na najbardziej romantyczną randkę w moim dotychczasowym życiu. 
- Leć- powiedziałam szybko i cmoknęłam ją w policzek tak bardzo ciesząc się z jej podekscytowania. 
Po czym znów wróciłam na swoje miejsce przy oknie.
Co się ze mną stało? Już dawno nie byłam tak podekscytowana jak Marlee. Czyżby ta iskra w moim małżeństwie zgasła? To było bardzo dziwne, ale czułam się trochę znudzona. Tak jakby nic już mnie nie zaskakiwało. Otaczaliśmy się taką ilością bogactwa, że chyba zapomnieliśmy, że romantyczność tkwi w prostocie, że liczą się małe gesty, a miłości nie można kupić drogimi brylantami. 
Wiedziałam, że jeżeli będę siedzieć w jednym miejscu choć minutę dłużej to zadręczę się tymi wszystkimi wątpliwościami. Miałam bardzo ważne pytanie do samej siebie, chociaż wiedziałam, że to co robię jest okropne. 
Kiedy ostatni raz przeszukiwałam gabinet Maxona byłam prawie pewna, że mnie zdradza. Jednak teraz mój powód był o wiele bardziej poważny. Ostatnio okazywał mi coraz mniej zainteresowania, czasami był nawet oschły i zdystansowany, od czasu balu na Halloween nie okazał mi czułości, ani razu. Wiedziałam, że to wszystko ma podłoże polityczne i że wiąże się z tym co powiedziała mi Daphne tego wieczoru. Obydwoje coś wiedzieliśmy, ale żadne z nas nie chciało niczego powiedzieć. 
Zawsze rozczulały mnie zdjęcia na jego biurku. To tak jakby sam nasz widok motywował go do działania. Kiedy na to patrzyłam odechciało mi si czegokolwiek szukać. Kiedy przyjdzie czas sam mi o tym powie, kiedy ja wyznam mu prawdę. Miałam już się wycofać, kiedy usłyszałam, że ktoś się zbliża. Nie wiem co mną kierowało, ale na pewno nie był to rozum ponieważ momentalnie schowałam się pod biurko. Przecież mogłam tu być!
Przez szparę zobaczyłam tylko nogi Augusta, które podchodzą do komody. Skulona siedziałam tam póki nie wyszedł i obiecałam sobie, że już nigdy nie będę "śledzić" Maxona.

Po tym jak położyłam Eadlyn i Ahrena spać wróciłam do naszego apartamentu spodziewając się Maxona czekającego na mnie w łóżku. 
Zamiast jego na mojej poduszce leżało pudełko, a w środku diamentowa kolia i kartka z napisem "Przepraszam kochanie"
Założyłam kolię, położyłam się na łóżku i natychmiast zasnęłam. 

( Rywalki) Rodzina SchreaveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz