- Tu bije serduszko.
- A tu drugie.
Maxon otworzył drzwi i doznałam dziwnego spokoju, kiedy zobaczyłam ścianę deszczu.
- Możemy zostać tutaj? - zapytałam i wyciągnęłam ręce na deszcz.
Uśmiechnął się i zamknął drzwi.
Westchnęłam.
- Pamiętasz jak tu staliśmy dwa lata temu?
Stanął obok mnie z rękami w kieszeni.
- Jak mógłbym zapomnieć.
- Spodziewałeś się wtedy, że teraz będziemy po ślubie. Ty będziesz królem.. - przerwałam i spojrzałam na niego.
- I że będziemy mieć bliźnięta.
- Szczerze?- zapytał i objął mnie ramionami w talii.- Tak.
Odwróciłam się do niego.
- No może oprócz tego ostatniego.
Roześmiałam się, gdy zobaczyłam jego podekscytowanie.
Położyłam mu głowę na piersi tak, żeby słyszeć bicie jego serca.
- Ale trochę się boje.
Podniosłam głowę.
- Jesteś odpowiedzialny za cały kraj.- zaśmiałam się- A to będzie tylko dwoje ludzi.
Ukląkł przy mnie i objął dłońmi mój brzuch.
- Ale tych dwoje ludzi to dużo więcej niż cały kraj.
Podniósł głowę i spojrzał na mnie swoimi błyszczącymi brązowymi oczami.
- Kocham Cię Maxonie Schreave.- powiedziałam i dotknęłam jego twarzy.
Odwróciłam się i wyszłam na deszcz.
Momentalnie byłam cała przemoczona, a krople wcale nie były ciepłe.
Maxon popatrzył na mnie z uśmiechem, ale trochę jakbym postradała zmysły.
- Chodź!
Wstał i wyszedł do mnie.
- Okropna jesteś.- powiedział i pocałował mnie namiętnie.
W tym momencie czas się zatrzymał. Wszystko przeleciało mi przed oczami i moje serce wypełniła fala ciepła. Byliśmy ogniem, ale woda nie mogła nas zgasić.
Maxon przerwał pocałunek i nagle wziął mnie na ręce.
- Co ty robisz?- pisnęłam.
- Zabieram Cię z tego deszczu bo jeszcze mi się rozchorujesz.
Odchyliłam głowę do tyłu.
- No i co z tego?- Wszystko i tak będzie się kręcić wokół nowego księcia i księżniczki.- powiedziała Marlee i poprawiła się na fotelu.
Siedzieliśmy wszyscy- Maxon, Aspen, Carter, Lucy, Marlee i ja w gabinecie Maxona. Siedziałam na biurku z podkulonymi nogami i jadłam suche płatki śniadaniowe.
- Te dopiski na dokumentach.- westchnął Maxon i rzucił plik na biurko.- Czasami mam wrażenie, że już nikomu nie mogę ufać.
- Ej- odezwał się Aspen- Nam możesz ufać.
Wszyscy na niego popatrzyliśmy.
- Ja myślę, że to jakiś spisek, którym ktoś kieruje. To nie może być nie zorganizowane. Gdyby było od razu byś wiedział kto jest przeciwko tobie.
- Tylko nie wiadomo kto tym kieruje.- powiedziałam i nastała długa cisza.
- Możesz przestać tak chrupać.- wytknęła mi Marlee.
- Daj jej spokój.- zaśmiała się Lucy.
Uśmiechnęłam się do niej.
- Zmieniłeś doradców? - zapytał Carter i położył dłonie na ramionach Marlee.
- Tak- odpowiedział Maxon i podrapał się w brew. - nie wszystkich, ale to i tak nic nie dało.
Zauważyłam, że Lucy obskubuje końcówki swoich włosów.
- A może oni mają rację i tylko ty to źle rozumiesz?- stwierdził Carter.
Zerwałam się.
- Nie, to ty źle rozumiesz! Jeżeli się z nami nie zgadzasz to możesz wyjść.
- America!- krzyknęli wszyscy.
- Przepraszam.- powiedziałam zmieszana i pokręciłam głową.- Nie chciałam.
- Wiemy.- powiedzieli wszyscy chórem.
- W sumie- zaczął Maxon- to też się nad tym zastanawiałem, ale to po prostu nie możliwe. Oni ukrycie negują to co ja chce wprowadzić.
- To musi być jakiś spisek.
W tym momencie do gabinetu wszedł August z cygarem w ręce.
- O czym tak debatujecie?- zapytał i oparł się o fotel.
- Ups przepraszam- powiedział i spojrzał na mnie.- Nie pali się przy ciężarnych.
Kiedy się odwrócił Maxon przycisnął palec do ust. Popatrzyliśmy na niego zdziwieni.
- A tak w ogóle.- zwrócił się do Maxona- Słyszałem, że potrafisz zrobić i chłopca i dziewczynkę za jednym razem.
Przewróciłam oczami.
- Skąd wiesz?
- Oh przecież wiesz, że tutaj wszystko szybko się rozchodzi.
- Tak wiem.- powiedział Maxon z dziwną powagą.
CZYTASZ
( Rywalki) Rodzina Schreave
Fanfiction"Rodzina Schreave" to dalsze losy Americi i Maxona. Akcja zaczyna się zaraz po zdarzeniach z fragmentu "Jedyna po Epilogu", który znalazł się w dodatku do serii pt. "Królowa i Faworytka". Dotychczas wszystko było jak z pięknego snu... teraz zaczyna...