Rozdział 97

473 25 4
                                    

- Jak mogłaś w ogóle spuścić ją z oczu?- zapytał Maxon bardzo zdenerwowanym tonem i zgromił Judie wzrokiem.
 Zaczęła nerwowo obgryzać paznokcie i wiercić się w miejscu. 
- Nie wiem trzymałam ich za rękę, ale było tak tłoczno i... 
Maxon nawet nie pozwolił jej dokończyć swoich wyjaśnień, popatrzył na mnie, a potem na naszą opiekunkę. 
- Ami, ona jest zwolniona.- powiedział bez emocji. 
- Maxon! 
- Nigdy w życiu- podszedł do mnie i popatrzył mi w oczy.- Nie powinno dojść do takiej sytuacji. 
Odetchnęłam i spróbowałam się uspokoić, a w tym samym czasie Ahren ścisnął mnie za rękę. 
- Gdzie jest Eady?- zapytał ze smutkiem w głosie.
Pochyliłam się i delikatnie przeczesałam palcami jego blond czuprynę. 
- Na pewno się znajdzie kochanie.
Wstałam i popatrzyłam na Maxona i Judie. 
- Zdecydujemy o tym później, na razie musimy się uspokoić i zacząć jej szukać. 
- Słyszeliście?!- krzyknął Maxon na gwardzistów, którzy przyjechali z nami, a teraz ustawili się dookoła. - Natychmiast szukać!

Wiedziałam, że nic takiego nie mogło jej się stać. Eadlyn była mniej ufna względem ludzi niż Ahren. Na pewno jeżeli tak niespodziewanie oddaliła się od Judie musiało ją coś zainteresować. Nie mogła odejść za daleko...


Atmosfera w powietrzu była gęsta. Nie słyszałam nawet ciszy, która uciążliwie dobijała nas od jakiś pięciu minut. Czułam tylko przytłaczającą masę powietrza i napięcie, które nie mogło dać ujścia żadnymi słowami. 

- Napijecie się kawy?
Nawet na mnie nie spojrzeli tylko dalej intensywnie się w siebie wpatrywali. Ta scena przypomniała mi tą, kiedy po raz pierwszy się skonfrontowali. Jak wiele czasu minęło od tamtej chwili. Jak wiele rzeczy się zmieniło.
Maxon zrezygnowany popatrzył w stół.
- Nie wierzę, że po tym co zrobiłeś jeszcze chcesz...
- Wysłuchaj mnie.- przerwał mu August, a w jego głosie wyczuwałam tą sam nutę desperacji co w rozmowie ze mną. 
Maxon potrząsnął głową. 
- Nie rozumiem Cię.- powiedział i spojrzał na niego.- Zawsze mówiłeś, że nie chcesz korony. Dopiero, kiedy zamieszkałeś w Pałacu naprawdę zacząłeś jej pragnąć, a teraz znowu chcesz do tego wrócić?
August zamiast popatrzyć na Maxona wbił wzrok we mnie, a ja nie czułam się zawstydzona ani przerażona. Nie bałam się go. Nie był strasznym człowiekiem tylko zagubionym. Człowiekiem, któremu można byłoby pomóc, jeżeli on sam będzie tego chciał. 
- Nie chciałem korony.- powiedział cicho.- Teraz też jej nie chce. Chce tylko poczucia, że jestem- przerwał i przygryzł wargi znacząco kiwając głową-  że jestem za to odpowiedzialny. 
Nastała chwila ciszy podczas, której żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć. 
- Kocham Illee
Te słowa obudziły we mnie uczucia, których wcześniej nie chciałam do siebie opuścić. Czy ja byłam związana ze swoim krajem tak bardzo jak Maxon i August? Czy przez to, że przez tyle lat nie miałam możliwości, musiałam walczyć o byt i nie lubiłam władzy teraz sama mam uprzedzenia do nowego państwa, które chce zbudować? Czy mój lęk bierze się z tego, że ciągle mam poczucie, że nie jestem prawowitą władczynią, a korona tak naprawdę należy się komuś innemu?
Ale co to tak właściwie znaczy kochać swój kraj? Kochać ludzi, którzy w nim mieszkają czy poczucie, że ma się nad nimi kontrolę?
- Musisz zrobić coś dobrego.- powiedziałam nagle zdecydowanie.
Obydwoje spojrzeli na mnie zdziwieni.
- Co?- powiedzieli równocześnie, ale August wiedział, że to zdanie skierowane do niego.
Westchnęłam i wstałam wygładzając szlafrok.
-Zrobiłeś mnóstwo złych rzeczy.- powiedziałam patrząc mu prosto w oczy.-Będziesz mógł wrócić jeżeli zrobisz chociaż jedną dobrą.

- Eadlyn!
Maxon wziął ją na ręce, a ona przytuliła do niego swoje małe rączki.
- Chciałam tylko zobaczyć koniki.- powiedziała i złapała za ogon swoją drewnianą figurkę kucyka. 
- Ale nas wystraszyłaś.- powiedziałam i pogłaskałam ją po plecach, a następnie popatrzyłam na uśmiechniętą twarz Augusta, niepodstępnie, nieirytująco, po prostu uśmiechniętą. 
- Znalazłem ją w stajni, kiedy byłem oglądać nasze konie.- powiedział i wzruszył ramionami. 
- Dziękujemy.- powiedziałam cicho, ale spojrzałam na Maxona, który nadal miał nieufną twarz. 
Judie, Lucy i Marlee od razu podbiegły do nas z Ahrenem i zaczęły przytulać Eadlyn z każdej strony ciesząc się, że jest cała i zdrowa. 
Odciągnęłam Maxona na bok i złapałam go za rękę. 
Jeszcze zanim cokolwiek powiedział dokładnie wiedziałam co ma na myśli.
- Myślę, że to August zaprowadził tam Eadlyn. 


( Rywalki) Rodzina SchreaveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz