Rozdział 18

1.5K 70 0
                                    

Weszłam do gabinetu Maxona omijając gwardzistów, którzy odsunęli się trochę kiedy mnie zobaczyli.
Oparłam ręce na biurku.
- Więcej pieniędzy dla zdrajcy?- zapytałam przechylając głowę.
Maxon wzruszył ramionami.
- Taką mam pracę.- odparł niewzruszony nadal podpisując dokumenty.
Podeszłam do stołu i nalałam sobie wody z karafki.
- Przez ten miesiąc prawie zrzucił nas na dno, a ty jeszcze chcesz mu za to dać wypłatę?
Nie mogłam w to uwierzyć. Jedyne nad czym ostatnio pracował August to nieudolne próby przejęcia władzy. Robiło mi się niedobrze, kiedy o tym myślałam.
Maxon westchnął i wstał.
- Trochę w tą czy w tamtą nie ma znaczenia. Więcej kłopotów było by gdybym tego nie zrobił.
Prawie się zachłysnęłam.
- A ty nie masz już żadnych zasad?- oburzyłam się -Trochę konsekwencji. Maxon przełknął ślinę i popatrzył w dół.
- Nie wiem dlaczego on tu w ogóle jeszcze jest?- zapytałam nie mogąc nad sobą zapanować.
Potrząsnął głową.
- Nie rozumiesz? Gdybym mu teraz nie dał tych pieniędzy to mogłoby być początkiem góry lodowej. Na zewnątrz byłby niebezpieczny. Dopóki trzymam go tutaj mogę mieć nad nim kontrolę.
Przewróciłam oczami.
- Jak widać nie masz.
Maxon na chwilę zamknął powieki.
- Ami, proszę nie doprowadzaj mnie do szału.
- Ja Cię doprowadzam do szału?- zapytałam wskazując na siebie.- To ja jestem ostatnio ciągle narażona na stres. Co szkodzi i mnie i naszym dzieciom.
Maxon podniósł wzrok.
- Nie sądzisz chyba, że to moja wina?
- Sam wiesz czyja.
Przygryzł wargę i znowu potrząsnął głową.
- Ile razy mam Ci powtarzać, że nie mogę go wyrzucić? Może i on już nie będzie chciał korony, ale przecież ma syna.
Podeszłam do niego i spojrzałam mu prosto w oczy.
- A ty będziesz miał syna.- powiedziałam i walnęłam szklanką w stół.
Odeszłam nawet się nie oglądając.

- Wasza wysokość, wasza wysokość, wasza wysokość!- powiedziała pospiesznie Silvia, kiedy zatrzymała mnie na korytarzu.
- Mam plan tego raportu, czy wasza wysokość...
- Czy możemy się tym zająć później?- przerwałam jej.
Szybko pokiwała głową.
- Oczywiście wasza wysokość.- odparła.
Dygnęła i odeszła, a ja potrząsnęłam głową. Nadal nie mogłam uwierzyć jak zmieniło się jej zachowanie w stosunku do mnie odkąd zostałam królową. Czasami to było zabawne, ale jednak przez większość czasu przerażające.
Położyłam dłoń na klamcę mając nadzieję, że Komnata Dam jest pusta.
Otworzyłam drzwi i okazało się, że moje prośby zostały wysłuchane.
Usiadłam przed jednym z czterech fortepianów, które Maxon podarował mi jako prezent ślubny.
Nie zdążyłam nawet nacisnąć jednego klawisza ponieważ moja matka wparowała do komnaty.
- Ja tylko na chwilę.- powiedziała wchodząc i prawie, że przebiegając przez pokój.- Muszę wziąść tylko jedną książkę.
- Yhym.- mruknęłam i zacisnęłam wargi.
Była już prawie przy półce, ale odwróciła się do mnie.
Popatrzyłyśmy na siebie.
- A może zostanę tu chwilę z tobą?- zapytała i opuściła ręce.
Przeklnęłam w myślach.
Podeszła do fortepianu i przysunęła sobie stołek.
- Zagrajmy coś razem.- zaproponowała i położyła dłonie na klawiszach.
Przykryłam je swoimi.
- Nie, ja w zasadzie tu przyszłam bo chciałam pobyć trochę sama.
- Sama?- zapytała unosząc brwi.- Co się stało?
Odchyliłam głowę do tyłu.
- Nic się nie stało.- westchnęłam.
- Taa na pewno. Chodzi o Maxona? America, każdy facet wariuje kiedy jego żona jest w ciąży.
Zmarszczyłam brwi.
- Maxon nie wariuje.- odparłam.
- Niby dlaczego? Bo jest królem.
Przewróciłam oczami.
- Choćby dlatego.
- Aha, czyli jak jest królem to już nie jest mężczyzną? A ty skoro jesteś królową to nie jesteś kobietą? To jest normalne. Wasze życie się zmieni i...
- Tutaj w ogóle nie chodzi o nas.- powiedziałam wstając. Miałam dość tej rozmowy.
Podeszłam do okna i położyłam ręce na brzuchu.
- Mylisz się. Zawsze jeżeli w waszym otoczeniu będzie jakiś problem... On będzie dotyczył także was.
Popatrzyłam na ogród i zastanowiłam się. Musiałam porozmawiać z Maxonem. Nie chciałam, żeby ta sprawa ciągnęła się w nieskończoność, a ja znowu wyciągnęłam ją na zewnątrz.
Odwróciłam się do mojej matki.
- Muszę już iść.- oznajmiłam.
- Ale?
- No miałaś rację, cześć.

Wyszłam z komnaty i skierowałam się z powrotem do gabinetu Maxona. Rozmawiał akurat z jednym z doradców więc lekko wychyliłam się zza drzwi i wykonałam skomplikowane ruchy rękami.
Kiedy mnie zauważył na jego twarzy odmalowało się zdziwienie. Zrobiłam zrezygnowaną minę, a ponieważ dalej mnie ignorował po prostu pokazałam mu język.
Na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.
- Zaraz wracam.- powiedział i wyszedł z gabinetu.
- Myślałem, że nie będziesz chciała już ze mną rozmawiać.- powiedział.
Popatrzyłam na niego.
- Jesteś głupi.- odparłam i pociągnęłam go za rękę- Chodź!
- Gdzie?- zapytał.
- Gdziekolwiek,- westchnęłam.- mam dość ciągłego siedzenia w miejscu.- powiedziałam i poprowadziłam go korytarzem.
Szliśmy przez chwilę w ciszy.
- Po prostu mnie to wkurza,- odparłam - że musimy się tak ciągle dostosowywać... ale nie powinnam się tak denerwować. Poniosło mnie. Przemyślałam to i jednak masz rację.
Maxon uśmiechnął się blado.
- A ja powinnienem Ci o tym powiedzieć. To wszystko jest trudne. Kochanie, ja tak bardzo chce Cię teraz chronić, a w ogóle mi to nie wychodzi.
Zaczęłam mieć wyrzuty sumienia.
- Ale to nie twoja wina.- powiedziałam i odwróciłam się do niego.
- Musimy się teraz skupić głównie na sobie, a nie na Auguście.- powiedziałam dobitnie- Noo i może trochę na rządzeniu krajem.- zaśmiałam się.
- Dobrze- odparł Maxon powoli- Ty się skupisz na sobie. Ja też na tobie i jeszcze na rządzeniu krajem.
Roześmiałam się i spojrzałam mu w oczy.
- Moja królowo.- powiedział i pocałował mnie w nos.
- Nie kłóćmy się już o takie głupoty.
- Ale...
- Tak wiem ja zaczęłam.- roześmiałam się.
Położyłam mu dłoń na piersi.
- Mógłbyś sobie zrobić wolne?
Zastanowił się.
- Proszę? Chciałabym spędzić trochę czasu z moim mężem.
- No zgoda.- uległ w końcu.
- Świetnie!- ucieszyłam się.- Chodźmy do ogrodu.- zaproponowałam i złapałam go za rękę.
- Czekaj wezmę aparat.
- Znowu będziesz robił mi zdjęcia?- zapytałam.
- Oczywiście.- odparł i pocałował mnie lekko.
Przewróciłam oczami, uśmiechnęłam się i poszłam za nim.
- Co ja z tobą mam.

( Rywalki) Rodzina SchreaveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz