Rozdział 54

546 33 3
                                    

- On nie gryzie- powiedziała Lucy wpuszczając nas na taras.
- Tylko połyka w całości.- stwierdził Maxon, a Ahren popatrzył na niego z przerażeniem i oddalił się od psa.- Szczególnie dzieci, które nie zjadły obiadu.
Roześmiałam się i usiadłam na krześle układając dłonie na brzuchu i wystawiając twarz ku słońcu.
- Idźcie się z nim pobawić w ogrodzie- poleciłam, a oni momentalnie pobiegli przed siebie, a za nimi podążał pies wesoło merdając ogonem.
- Ja też chciałabym mieć taką rodzine.- powiedziała Lucy smutno, a ja złapałam ją za rękę i pogładziłam delikatnie.
Aspen i Maxon rozmawiali w ogrodzie, a ja i Lucy usiadłyśmy na tarasie i wygrzewałyśmy się w słońcu. To był jeden z niewielu dni kiedy ja i Maxon mogliśmy sobie pozwolić na wolne od pracy, a ja zawsze starałam się wykorzystywać te dni bezkresnej wolności najlepiej jak tylko można było. Czasami miałam ochotę poczuć, że mieszkam w prawdziwym domu, z firankami zamiast wielkich pałacowych zasłon, z mała kuchenką zamiast brzdęku drogiej porcelany, z miękka obłożoną poduszkami kanapą oglądając telewizje o którą każdy się kłóci, zamiast rezerwować sale kinową tylko dla dwóch osób. Lucy i Aspen zbudowali swoim sercem wspaniały dom, pełen miłości, ciepła, bezpieczeństwa. Nawet nie chciałam myśleć o tym, że tacy ludzie jak oni nigdy nie będą mogli przekazać tej całej wszechogarniającej troski o najmniejszy szczegół swoim dzieciom. Gdybym miała wybierać to właśnie im przyznałabym miano najlepszych rodziców na świecie. Nikt nie był tak życzliwy łagodny, a jednoczenie zdecydowany jak Lucy, a już w szczególności nikt nie był tak oddany i opiekuńczy wobec swojej rodziny jak Aspen.
- Lucy, musicie iść na badania.- powiedziałam stanowczo biorąc łyk lemoniady.
- Dobrze wasza wysokość.- Lucy odrobine nerwowo poprawiła sobie włosy- Ale boje się tego.
Popatrzyłam chwile na ogród i pomyślałam o Królowej Amberly. Już dawno o niej nie myślałam. Jedyne kiedy patrzyłam czasami na Eadlyn widziałam odrobine podobieństwa. Ale teraz, kiedy widziałam z czym musi mierzyć się Lucy, zaczęłam całkowicie inaczej postrzegać jej oblicze. Nagle nie była już dla mnie tą wspaniałą, łagodną i ciepłą Królową, którą wszyscy podziwiali. Zauważyłam ją teraz jako nieszczęśliwą zagubioną kobietę, która przeżyła tyle niepowodzeń, a mimo wszystko potrafiła kochać. Patrzyłam na Maxona i myślałam o tym jakie to wszystko jest niesamowite.
Zamrugałam oczami, żeby stłumić łzy.
- Lucy cuda też się zdarzają.- powiedziałam i pomyślałam o moich trzech a właściwie czterech cudach jakie mam w swoim życiu.
Resztę popołudnia Maxon i Aspen spędzili na pracy w ogrodzie. Maxon może nie był wspaniałym kucharzem, a tak właściwie to był żadnym kucharzem, ale lubił prace fizyczna na świeżym powietrzu. Pomagało mu się to odstresować, zebrać myśli i czasami wyrzucić z siebie negatywne emocje. Za to ja miałam poczucie dziwnego matczynego obowiązku. Już się przyzwyczaiłam, że cały czas uważam, że moje dzieci są głodne i bez przerwy chce je karmić. Ale z wiekiem moje pragnienie zapewnienia pożywienia całemu światu gwałtownie zaczęło rośnąć. Zaczęłam czuć niepohamowaną potrzebę nakarmienia czymś strasznie kalorycznym mężczyznę, który wykonuję jakąś ciężką prace.
Kiedy to powiedziałam Lucy, która w tym czasie obierała niezliczoną ilość ziemniaków, tylko się roześmiała i powiedziała, że będę mieć okazje.
Czasami zastanawiałam się jak wyglądałoby życie moje i Maxona gdybyśmy nie byli Królem i Królową i nie mieszkali w pałacu. To były bardzo ciekawe wyobrażenia. Zapewne poradzilibyśmy sobie, ale czasami miałam wrażenie, że życie jakie prowadzimy było nam pisane. Ogrom całego naszego życia i miłości nie zmieściłby się w normalnym domu. My potrzebujemy całego pałacu, żeby zmieścić w nim całe nasze życie, pełne wzlotów i upadków, szarych poranków, niepowodzeń, kłótni, promieni słońca, lśniącego deszczu, cierpienia i miłości i wszystkich tych rzeczy, które razem tworzą nasze idealne nieidealne życie.

( Rywalki) Rodzina SchreaveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz