3.Mecz

281 27 6
                                    

Tara pov:
Minął tydzień od rozmowy z papą Liamem. Dzisiaj miał się odbyć mecz Lacrosse'a. Wzięłam torbę, koszulkę i kij, i zeszłam, by pożegnać się z rodzicami.
Właściwie, będą na meczu, ale jadę na trening, więc się z nimi żegnam.
Mam już własną koszulkę, z nazwiskiem Raeken i numerem 18. Dzisiejszy mecz zdecyduje kto będzie w drużynie.

Byłam już w szkole, szłam się przebrać.
Przyjechałam z Allison. Gdy przebierałam się w sali, dosiadła się do nas Kylie, zakładając ochraniacze.
Byłam już w pełni ubrana, podeszła do nas Holloway, ogólnie odkryłyśmy, że ma na imię Emily.
- Oj, założę sie, że jesteś tak samo beznadziejna jak twój ojciec, młoda Raeken.- Już miałam jej przyjebać, ale McCall na nią warknęła.
Emily odwarknęła pokazując złote tęczówki. Kylie także pokazała swoje oczy.
Były one błękitne. Wiem co to znaczy, papa mi opowiadał dlaczego wilkołaki je mają. Zabiła ona kogoś niewinnego.
Holloway uśmiechnęła się chytrze i odeszła.

Zaraz miał się zacząć mecz.
Rozglądałam się po trybunach, zauważyłam Allison z popcornem.
Śmiesznie.
Zauważyłam też wujka Scotta.
Pewnie przyszedł, by kibicować Kylie.
Szukałam swoich rodziców, w końcu zobaczyłam pape Liama, siadającego koło Taty Theo, który jak widziałam po minie, był zaniepokojony. Tylko dlaczego?
Z rozmyśleń wybił mnie gwizdek.
O kurde zaczęło się. Zawodnicy ruszyli do biegu, kilku obroniłam. Wreszcie dostałam piłkę, o kurwa dostałam piłkę.
Okej, skup się Tara.
Wbiegłam na pole bramki i szybko do niej rzuciłam. Te sekundy, gdy piłka wpadała do bramki widziałam jak w zwolnionym tempie. Usłyszałam wiwaty i
krzyki trenera.

Podczas następnej okazji do rzucenia bramki, spudłowałam. Jak!? Wkurzyłam się jeszcze bardziej i pobiegłam bronić.
Biedni zawodnicy drugiej drużyny.

Gra trwała zacięcie. Zawodnicy z przeciwnej drużyny się nie poddawali.
Usłyszałam ostatni gwizdek.
Beacon Hills wygrało.
Oklaski i krzyki były głośne.
Popatrzyłam na Alli, dziwnie się zachowywała. Zaczęła się rozglądać i łapać za głowę. Co jest.
Odwróciłam głowę i na moim ramieniu, uwieszała się Kylie.
Pożegnaliśmy się z drugą drużyną i poszliśmy do przebieralni.
Po prysznicu i przebraniu się, kierowałyśmy się z młodą McCall do wyjścia. Zagrodziła nam drogę Emily.
Co ona znowu od nas chce.
Przybliżyła się do mnie.
- Nie trafiłaś do bramki. Przez ciebie oni mieli punkt, a my nie. Na pewno cię nie wybiorą. Jesteś żałosna jak twoi tatusiowie.- Wysyczała mi prosto w twarz.
Teraz przesadziła. Wycelowałam jej sierpowego w twarz. Dostała i jej oczy zaświeciły. O kurka.
Rzuciła się na mnie, okładając mnie pięściami. Kylie zareagowała i ją przygwoździła do ściany, ale Emily ją popchnęła i wróciła do mnie.
Ten debil, który się do mnie dobierał i jego koledzy złapali Kylie, tak by nie dostała się do Emily.
Broniłam się jak mogłam, prawie złamałam jej ręke odpierając ataki, ale była silniejsza.
O wiele.
Przypomniało mi się, że dzisiaj była pełnia. Teraz młody wilkołak, podczas pełni, nie umiejący zapanować nad pełną przemianą, okłada mnie pięściami i drapie pazurami.
Nie mogłabym sobie wymarzyć lepszego pierwszego meczu.
Odepchnęłam ja tak, że poleciała na ścianę. Mój gniew teraz był poza skalą i chyba odziedziczyłam po moim tacie z nim problem. Kylie pod nieuwagą chłopaków, udrapała jednego w oko i uciekła z ich uścisków. Podbiegła do mnie.
Szczerze ledwo stałam na nogach.
Cała twarz pobita, widziałam na jedno oko, a brzuch podrapany.
Czy nie mogło być gorzej?
Wyszłam z Kylie ze szkoły, przy samochodzie taty czekał na mnie Liam.
Zobaczyli mnie i już chcieli uściskać, ale Kylie dała mi bluzę i dzięki kapturowi nie widzieli mojej twarzy, ale pewnie wyczuli krew.
Allison stała przy swoim motorze.
Kiedy zobaczyła co się ze mną stało, o mało nie dostała zawału.
Kylie podbiegła do swoich rodziców, powiedziała im kilka rzeczy i wróciła do nas. Allison w tym czasie rozmawiała z moimi. Słyszałam tylko, że powiedziała coś o damskich rozmowach, ekscytacji i takie tam. Moi rodzice najwyraźniej nie byli zadowoleni z tego powodu, ale odpuścili i po kilkunastu minutach rozmowy z dziewczynami, weszłam do auta.
Zasłaniałam twarz i lekko płakałam.
Wiedziałam, że to słyszeli, ale byli cicho.
- Ra wszystko okej kochanie? Grałaś świetnie! Nie martw się, wybiorą cię.- Skwitował radosny Theo.
- Tak, tak jest okej. Dzięki.- Wymruczałam i wróciłam do płakania.
Wtedy byłam taka bezsilna.
Teraz jestem bezsilna.

Po dojechaniu do domu. Wbiegłam jak strzała na górę do mojego pokoju i ruszyłam do apteczki. Wiem, że to nic nie da i przydałoby się szycie, ale nie chce tego pokazywać rodzicom.
Przecież tata Liam, by zabił tą Holloway.

Moja warga była rozbita, oko spuchnięte, a na policzku był wielki siniak.
Koszulkę miałam całą podrapaną, tak samo jak brzuch. Teraz poczułam się bardzo obolała. Adrenalina puściła i omało co nie zemdlałam.
Trochę się zachwiałam, co poskutkowało, pospadaniem leków z szafeczki o którą się opierałam.
Do mojego pokoju wpadł tata Theo.

/////////////////////

Koleeejny rozdział! Trzyma w napięciu?
Bo jaaa jestem teraz bardzo podekscytowana haha
Co tam u was? Jak się trzymacie?
I czy wam się podobają moje rozdziały?
Buziaki, Nela! <3
*798 słów*

Tara Raeken-Dunbar // Wilkołak czy człowiek?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz