47. Koszmar

108 13 62
                                    

Tara pov:
Jestem już czwarty dzień w szpitalu, cały czas się „goję", koszmary mnie wykańczają, a ja sama nie jestem w dobrym stanie psychicznym.
Codziennie do mnie przychodzi Henry i Allison, papa jest z tatą a gdy kończą się godziny wizyt przychodzi do mnie, jako prawny opiekun. Tata Theo narazie nie współpracuje, cały czas jest w śpiączce, doktor Deaton nie wie co zrobić..

Henry przysypiał na krześle obok mojego szpitalnego łóżka, Allison leżała na kanapie, czytając książkę. Policja przyjeżdża do szpitala codziennie wypytując o wypadek i stan taty, ale i tak wszyscy wiemy kto jest odpowiedzialny za to wszystko..
Wujek Stiles zajmuje się sprawą, na ten moment dalej nie wiemy gdzie ukrywa się Ogar.
Ale mam ważniejsze pytanie.
- Gdzie do cholery jest Kylie!?- Warknęłam, wstając do siadu na łóżku.
Henry się przebudził, Allison spojrzała na mnie spod książki. Westchnęłam i znowu opadłam na poduszkę.
- Kylie narazie nie jest w stanie...że tak powiem, dobrze funkcjonować. Przez śmierć Emily..i twoją...- Jąkał się chłopak.
Nic nie odpowiedziałam, tylko wpatrywałam się w sufit. Boże, ile mi się nieobecności narobi w szkole...
- A co z drużyną? Byliście u trenera?Powiedzieliście o moim stanie? O..o stanie mojego taty....- Zaczęłam.
- Tak, byliśmy. Poza tym żałoba wśród drużyny i w szkole jest tak wielka, że odwołują mecze.., lecz też nie ma kapitana, ani zastępcy..więc drużyna jedyne co robi, to nudzi się na boisku.- Powiedział McCall.
Posmutniałam. Dlaczego to wszystko musi się dziać tak szybko?
No i po cholere ten Piekielny Ogar musiał się pojawić?! Nie mogli go zamrozić,zabić..czy coś?
Ugh.

Nagle do sali weszła pielęgniarka. Eh, badania.
Miała mi zmierzyć ciśnienie, podać leki i zmienić opatrunek.
Przynajmniej tak było wczoraj..
Tym razem, pielęgniarka wyciągnęła strzykawkę i fiolkę z żółtym płynem, chcąc wstrzyknąć mi to w wenflon.
Zauważyłam krople potu lejące się jej po czole, przyśpieszone tętno i lekko trzęsące ręce.
Co do cholery?
Gdy kobieta przygotowywała się do wstrzyknięcia mi płynu, poczułam dziwny zapach. Dziwnie znajomy zapach.
Mordownik.

Szybko wstałam z łóżka, co zwróciło uwagę moich przyjaciół. Niekontrolowanie zaczęły świecić mi się oczy, więc udałam, że upadłam na kolana. Spojrzałam w stronę Henrego i gdy zaczaił, podszedł do mnie i schował moją głowę.
- Co się d-dzieje? Zawołać lekarza?- Podpytywała pielęgniarka.
- Henry.- Warknęłam szepcząc.
On dał znak, że słucha.
- Szmata ma mordownik w strzykawce. Ona chce mi wstrzyknąć żółty mordownik.
- Co?!
Henry wstał i ruszył w stronę pielęgniarki.
Ta spojrzała na niego zdziwiona, on już miał wyszarpnąć jej strzykawkę z ręki, gdy ktoś wszedł.

Papa Liam zdziwiony chaosem w pomieszczeniu, stanął, zamykając drzwi.
- Co tu się dzieje?- Spytał kobiety.
Pielęgniarka schowała strzykawkę i bez słowa wyszła z sali. Moje oczy dalej świeciły na żołto.
Pokazałam je papie, on odrazu zareagował i do mnie podszedł. Henry podniósł mnie z podłogi, ja spojrzałam na papę.
Rodzic złapał mnie za barki i zaświecił swoimi oczami. Kiedy jego zgasły, moje także.
- Papo..- Rzekłam i rzuciłam mu się w ramiona.
Dzisiaj przyszedł wcześniej i dzięki temu, uratował mi życie.
Opowiedziałam mu co się stało.

- Boże, ja naprawdę mam już tego wszystkiego dosyć.. Tara, powiedz mi, która to pielęgniarka to powiem Stilesowi. Oraz myślę, że ze strachu, nie mogłaś kontrolować przemiany. Spokojnie, zdarza się.- Odpowiedział mój alfa.
Uśmiechnęłam się.

Dwa tygodnie później

Biegłam przez ciemność, nie oglądając się w tył. Wiedziałam co tam zobaczę, więc od tego uciekałam. Mroczne miejsce było inne niż zazwyczaj..
Nagle wpadłam w dół. Zamiast unoszeni się w górę i widzenia swojego martwego ciała, zobaczyłam koło mnie Kylie.
Tak, tą Kylie. Chciałam się odezwać, lecz nie mogłam się poruszyć. Dziewczyna zaczęła się do mnie przybliżać, łagodny uśmiech wpełzł na jej usta. Stałam w miejscu, gdy moje ręce zaczęły się podnosić.
Długie pazury wystające z koniuszków moich palców, wbiły się w klatkę piersiową Kylie.
Zaczęłam wbijać ostrza w ciało dziewczyny.
Słyszałam zduszony śmiech i chciałam odbić się jak najdalej od Kylie, lecz moje pazury wbiły się na wylot w ciało brunetki.
Krew była wszędzie, raz miała kolor czerwony, a raz czarny. Całe moje ręce były pokryte w jej krwi.
Martwa dziewczyna leżała w moich ramionach, jedną ręką poderżnęłam jej gardło.
- Nie...

Tara Raeken-Dunbar // Wilkołak czy człowiek?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz