38. Imię

119 13 17
                                    

Tara pov:
Moja pełnia minęła trochę...drastycznie.
Na szczęście nie byliśmy w domu, tylko w bunkrze. Nawet nie wiem dokładnie gdzie ten bunkier był położony, ale był wielki.
Moi rodzice przykłuli mnie łańcuchami, Henry cały czas do mnie mówił.
Tata Theo za każdym razem, kiedy Henry zaczynał mówić, wyglądał jakby miał wybuchnąć śmiechem, a papa Liam cały czas kazał mi powtarzać mantrę.
Niestety byłam za silna na stare łańcuchy, co skończyło się rozwalonymi szafkami i sparaliżowanymi osobami.
Dalej nie mam pojęcia czemu jestem wilkołakiem i mam pazury kanimy.

Papa mimo sparaliżowania, dalej próbował mi pomóc. Henry był najszybszy do reakcji, bo tylko go drasnęłam, a innych dość.. głęboko podrapałam.
Jedyne co mnie uspokajało to warknięcia alfy i czasem głos Henrego. Wreszcie ryknęłam, na co moi rodzice i Henry się aż wzdrygnęli.
Pamiętam te uczucie, okropne.
Jakby kły dalej przenikały przez moje dziąsła, pazury wychodziły co chwila, a zmysły wyczuwały wszystko co możliwe.
Każdy szmer, każdą woń, każdy ruch.
Nie dawało mi to spokoju.
Lecz na szczęście już koniec.

Rano, musiałam się szykować do szkoły.
Spałam tylko kilka godzin, ale chciałam pójść do szkoły, miałam już za dużo nieobecności.
Zeszłam na dół do salonu, już ubrana.
- Hej tato.- Przywitałam się z ojcem.
- Jak się czujesz kochanie?- Spytał.
- Dobrze, szczerze mówiąc to mało pamiętam od mojego „ryknięcia".- Zrobiłam w powietrzu cudzysłów nad słowem ryk, na co papa się zaśmiał.
- Tara, wczoraj było ciężko, na pewno chcesz iść do szkoły?- Spytał papa.
- Tak, tak.- Przytaknęłam.
- A no właśnie, jak twój kOlEgA? Wczoraj nieźle mu przywaliłaś.- Zaśmiał się Tata Theo.
Przywaliłam mu? Okej, tego nie pamiętałam.
Zrobiłam zdziwioną minę i odpowiedziałam.
- Jeszcze do niego nie pisałam, ale w szkole ogarnę co i jak.- Uśmiechnęłam się i zaczęłam jeść śniadanie.
Po zjedzeniu posiłku, pojechałam z tatą do szkoły.

Po dojechaniu, pocałowałam tatę w policzek i poszłam do szkoły.
Przywitałam się w drzwiach z dziewczynami i poszłyśmy do szafek.
Oczywiste było to, że Henry stał przy mojej szafce, koło niego...Talia.
Ugh zapomniałam o jej istnieniu. Ups..?
- Hejka dziewczęta!- Krzyknąl Henry, bujając się na lewo i prawo.
Wtf.
- Heeeej...- Odpowiedziała Allison.
- Henry?- Zaczęła gniewnie Kylie.
Spojrzałam na nią zdezorientowana, po czym zajarzyłam. Naćpał się. Ale, że w szkole?!
- Co..- Szepnął, robiąc oczka szczeniaczka.
- HENRY?- Warknęła młoda McCall.
- No okej, okej.
Mordownik był pyszny, naćpałem się, hihi.
Chociaż się wyluzowałem i szczęka mnie nie boli.- Przy ostatnim zdaniu, puścił mi oczko.
Poczułam jak się czerwienie.
- Ugh, jesteś niemożliwy!- Krzyknęła Kylie.
Talia się zaśmiała, kładąc ręke na ramieniu Henrego. E ty, nie zapędzasz się?
Zmierzyłam ją od góry do dołu w sukowatym stylu i wyciągnęłam rzeczy z szafki, popychając w tym Henrego.
- Śliczna dzisiaj nie w nastroju?- Zadał pytanie Henry.
Warknęłam w odpowiedzi.
Dziewczyny spojrzały na siebie zdezorientowane.
Wyciągnęłam książki, włożyłam do torby i czekając na dziewczyny...razem z Talią, poszłyśmy do klasy.

Nie wiem dlaczego mam te wahania nastrojów, ale zapewne wychodzi to z zazdrości.
No ale co, Henry jest moim chłopakiem, a Talia na luzie z nim flirtuje. Ugh..
Mieliśmy aktualnie fizykę. Już trzecią lekcję.
Pan coś tłumaczył, gdy usłyszałam jak ktoś szepcze moje imię. Rozglądnęłam się po klasie, nikt nie ruszał ustami. Co do cholery?
Nagle nauczyciel wyszedł z klasy.
Wszyscy spojrzeli na siebie zdezorientowani.
- Co jest?- Spytała Allison.
- Nie wiem.- Odpowiedziałam wraz z Kylie.
Nauczyciel wreszcie przyszedł, obok dyrektor.
- Dzień dobry, kochani.
Z informacji sprzed chwili, wiemy, że ze szpitalu psychiatrycznego „Eichen House" uciekł psychopata i morderca,
Ian Dmitrij Widenk. Jest on poszukiwany, ostatnio widziany był blisko szkoły, więc została wszczelona ewakuacja. Wszyscy uczniowe zostaną wysłani do swoich domów.
Jeśli osoby niepełnoletnie idą na pieszo do swoich mieszkań, muszą być odebrane przez opiekuna, inaczej nie wyjdą ze szkoły.- Zakończyła swój monolog Pani Dyrektor.
Po całej klasie poszły szepty.
Okej, dlaczego akurat w Beacon Hills muszą się dziać jakieś dziwne, złe rzeczy?

Wszyscy byli na korytarzu, było dość tłoczno.
- Japier, jak niby babcia ma nas odebrać?!- Warknęła zdenerwowana Kylie.
- Spokojnie, damy radę.- Pocieszała ją Alli.
- Zadzwonię do swojego taty, może załatwi jakoś, żebyś pojechała z nami, Kylie..- Powiedziałam.
- EJ ALE PRZECIEŻ, Henry rocznikowo ma 18 lat, więc on jako pEłNoLeTnI może Po prostu pójść z tobą do domu??- Powiedziała Allison. Czekaj co- HENRY BEDZIE MIAŁ JUŻ OSIEMNASTKE?! Oho.
- Ej dobry pomysł.- Przytaknęłam.
- No nie wiem...- Dąsała się Kylie.
Poczułam zapach Henrego i już obok nas był on i Talia.
Czy oni zawsze muszą mieć razem lekcje!?
- Noouo to coo?- Spytał Henry, wieszając się na ramieniu Allison.
Ona coś fuknęła, powodując upadek Henrego na szafki. Zaśmiałam się.
- Henry. Czy jesteś na tyle trzeźwy, by potwierdzić swój wiek? Znaczy..to że masz rocznikowo osiemnaście lat?- Spytałam, oczekując jakiejś sensownej odpowiedzi.
- Umm, ja też mam rocznikowo osiemnaście,
a i tak nikt, by mnie nie odebrał.- Powiedziała Talia.
Allison się wyszczerzyła.
- Dobra, to Ja i Tara pojedziemy z jej tatą, Henry, Talia i Kylie pójdą razem do....
domu McCall.- Powiedziała entuzjastycznie Allison.
- Super.- Rzuciłam trochę obojętnie.
I znowu będą razem.....DOBRA MUSZE PRZESTAĆ BYĆ TAKA ZAZDROSNA.
Ufam mu.

Po kilkunastu minutach przyjechał mój tata, zabrał mnie i Allison, dopytując jeszcze jak reszta dojdzie do domu.
Jechaliśmy w ciszy, tata był troszkę poddenerwowany, Allison także.
Ten chorypsychicznie typ dalej jest na wolności, przez co wszyscy jesteśmy w strachu.

Kilka minut drogi i już byliśmy pod domem Allison. Pożegnałam się z nią przytulasem.
Po dojechaniu do mojego domu,
wyszłam z samochodu.
Poszłam z tatą do drzwi wejściowych, w których powitał nas papa Liam.
- Hej skarbie.- Odezwał się tata i przytulił swojego męża, całując go w policzek.
- Tara, dzisiaj cały dzień siedzisz w domu, zanim nie złapią tego mężczyzny z Eichen. Musimy być ostrożni.- Powiedział Liam.
- Ale halo, jesteśmy WILKOŁAKAMI.- Rzekłam.
Tata Theo rzucił mi „na serio?" Spojrzenie.
- To nie zmienia faktu, poza tym nie wiemy kim jest ten 'człowiek'.- Odparł papa.
Opadłam zrezygnowana na kanapę.
Opowiedziałam moim rodzicom co wiem, wtem oni zaczęli do kogoś wydzwaniać.
- Idę do pokoju.- Powiedziałam i poszłam na górę, do swojego pokoju.
Usiadłam na łóżku i napisałam do dziewczyn.

Była już 17:00, robiłam się trochę senna, co mnie zdziwiło. Przeglądałam instagrama, gdy usłyszałam swoje imię. Znowu.
Jakiś szept, ciągle powtarzający moje imię.
Nagle szept ucichł i usłyszałam krzyk.
Krzyk Allison.

////////////////////

Heloł, nie mam komentarza co do tego rozdziału, bo moja wena twórcza spadła tak szybko jak przyszła, więc sami skomentujcie co o nim myślicie.
Buziaki, Nela
*1040 słów*

Tara Raeken-Dunbar // Wilkołak czy człowiek?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz