42. Srebro

106 13 57
                                    

Theo pov:
Tara zemdlała. Liam odrazu do niej podbiegł, ale Ogar mu zakazał jej dotykać.
Zaświecił ze złości swoimi czerwonyni oczami,
Oj, To już było za wiele...jak na mojego męża.
Liam wysunął pazury i rzucił się na mężczyznę. Wiedziałem, że nie skończy się to dobrze, więc spróbowałem wyciągnąć Tare z objęć Piekielnego. Nic z tego, ale za to zostałem poparzony. No co za idiota! Zaczyna się palić, dalej trzymając żywą istotę w rękach.
- Chociaż ją wypuść, jeśli chcesz się palić.- Warknąłem.
Mężczyzna zaśmiał się gorzko i wypuścił Tarę.
Zauważyłem jak Henry nachodzi Ogara od tyłu.
No co za debil. Przewróciłem oczami.
Jeszcze przez piekielny ogień się nie wyliże.
- Stój tam gdzie stoisz, młoda istoto.- Rzekł Ogar, gdy Henry złapał za rękę nieprzytomną Tarę. Ugh.
W jednej chwili Ogar złapał za ramię kojotołaka i rzucił nim przez pokój. Usłyszałem dźwięk łamiących się kości.
- Henry!- Krzyknęła..Talia? Jeśli dobrze zapamiętałem jej imię.
Chwilę później jego siostra do niego pobiegła, ja narazie interesowałem się tylko swoją rodziną.
Kiedy Liam chciał znów zaatakować Ogara, złapałem jego dłoń, przez co wbił w moją swoje pazury. Westchnąłem.
- Liam.
Mąż odwrócił się do mnie z błagalnym spojrzeniem. Widziałem łzy w jego oczach..
Kochanie, ja też nie chce by ją zabrał....
- Spokój!- Wrzasnął Ogar, zwracając na siebie uwagę wszystkich w pokoju.
- Dalej nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
Po co chcesz naszą córkę?!- Spytałem.
Ogar znów wziął nieprzytomną Tarę na ręce.
- To tylko dziecko, DO CZEGO CI ONA POTRZEBNA!- Powiedział, bardzo zdenerwowany Liam.
- Do czego? Do czego? Do wszystkiego!
Ta dziewczyna jest waszą zagładą..
Zagładą dla świata nadprzyrodzonego!
Dalej tego nie pojmujecie?- Rzekł Piekielny Ogar.
Dość tego.
- Rozumiem, że nie jA tu stawiam zasady, ale ona... Ta DZIEWCZYNA jest czyjąś córką, ta DZIEWCZYNA jest czyjąś przyjaciółką, ta DZIEWCZYNA jest kogoś wszystkim.- Powiedziałem załamany.
On nie może zabrać mi córki. Nie może.
Ogar zaczął się śmiać. Liam warknął głośno, gotowy, by mu tą buzię zamknąć.

Tara coś długo się goi...za długo..

Piekielny Ogar podniósł dalej nieprzytomną Tarę do pionu i swoim długim pazurem, dotknął jej policzka, w tym go rozcinając.
Zlizał krew, która została mu na pazurze.
Teraz córka McCall'ów warknęła.
- To WY nie rozumiecie..ile ona jest warta..- Zaśmiał się.
Wtem usłyszeliśmy strzały. Zanim się obejrzaliśmy, Stiles wbiegł do pokoju, strzelając w Ogara.
Oczywiście on, musiał się zakryć naszą córką.
Japierdole.
Liam ruszył na Stilesa, wyszarpując broń z jego dłoni. Stiles zrobił zdziwioną minę, ale później śmierdziało od niego poczuciem winy, gdy zobaczył, że postrzelił Tarę.
- Stiles.- Warknąłem, widząc jak Ogar opadł na ziemię z bólu, a z Tary brzucha wydobywała się metalicznie czerwona ciecz. Podbiegłem do napastnika, kopiąc go bardzo mocno w twarz i zabrałem Tarę.
Wreszcie.
- Stiles do cholery!- Warknąłem ponownie.
- Co?- Odezwał się zdezorientowany brunet.
- Z czego były kule?!
Stiles zbladł.
- Kurwa odpowiedz!- Teraz warknął Liam.
- Z-ze srebra..- Odrzekł.
Spojrzałem na Liama, on na mnie.

Wybiegłem z Tarą na rękach, nie oglądając się za nikim. Deaton i jego syn zajmowali się Allison, ale jak zobaczyli stan Tary, szybko do niej podbiegli.
- Ile jej zostało zanim się wykrwawi!- Krzyknąłem, wkładając córkę na tylne siedzenie.
- Minuty.
- Cholera.
- Jedziemy do kliniki.- Oznajmił Deaton.
- A co z Ogarem?- Spytała młoda McCall, która nie wiem kiedy pojawiła się koło nas.
- Srebro go osłabiło, ale nie zabiło, więc trzeba szybko działać.- Powiedział Stiles.
Wsiadłem za kółko, na siedzeniu obok był Liam, a na tyle razem z Tarą był Henry i Kylie.
Deaton z synem, a Stiles z Talią i Allison.
Pędziłem do kliniki. Liam przez cały ten czas, trzymał za ręke Tare.

Usłyszałem jęk z bólu. O nie, Tara się budzi.
- P-papa?..tata..- Wymamrotała, trzymając się za brzuch. Pazury jej wyszły, więc Liam szybko odsunął ręke.
Paraliż, by mu się teraz nie przydał.
- Ra kochanie, zaraz będzie dobrze. Wytrzymaj.- Powiedziałem, dociskając gazu.

Po kilku minutach wreszcie dotarliśmy na parking kliniki. Tara ucichła.
Odrazu spojrzałem z Liamem w jej stronę.
Szybko wyszliśmy z samochodu,
Henry trzymał ją na rękach, ale zdecydował, że poda ją mi, wbiegliśmy do kliniki, Deaton za nami. Nieprzytomna Tara leżała na stole.
- Ona nie chce się regenrować.- Stwierdził, po podaniu jej zastrzyku.
Nastawiłem ucho, by posłuchać jej tętna.
- Jej tętno zwalnia!
Liam złapał ją za ramię, zabierając ból.
Zrobiłem to samo, z drugim ramieniem.
- Okej, przestańcie.- Powiedział weterynarz.
Popatrzyliśmy się na niego, nieco zdziwieni.
- Spróbuje wyjąć jej kule.
- Stiles! Połóż Allison na drugim stole.- Rozkazał Alan.
Oddaliliśmy się od córki, patrząc na nią.

Deaton zaczął grzebać w jej brzuchu, szukając kul, było tutaj dużo krwi..Liam odwrócił wzrok, ze łzami w oczach. Położyłem mu ręke na ramieniu.

Wreszcie Deaton wyciągnął trzy kule ze srebra.
Spojrzałem gniewnie w stronę Stilesa.
Cholera jasna.
Tara zaczęła się motać na stole, podeszliśmy do niej. Nagle jej skóra zaczęła się robić sina, bezsilni i zdezorientowani popatrzyliśmy na Deaton'a.
Druid wyglądał na zdziwionego.
- Zrób coś!- Rzekł Henry.
Deaton podłączył ją do monitora, takiego szpitalnego i zaczął szukać jakiegoś zioła.
Złapałem dłoń Tary i spróbowałem zabrać jej ból, ale zamiast czarnych żył..zobaczyłem srebrne. Co do-
Puściłem ręke Tary, jak poczułem niewyobrażalny ból.
Do stolika podeszła młoda McCall z bratem.
- Tara..- Szepnęła.

Nagle Allison oprzytomniała. Wszyscy spojrzeli na nią, ja tylko patrzyłem na Tarę..
- Tara!- Powiedziała młoda Banshee, a ja się rozglądnęłem po pomieszczeniu.
Dlaczego nie ma Lydii..przecież gdyby ona była z nami uratować jej córkę, może mogłaby zmanipulować Ogara ich „więzią" i Tara by była cała..
Warknąłem.
Liam spojrzał na moją twarz. Jego piękne niebieskie oczy, były przepełnione łzami.
Przytuliłem go.

Allison zaczęła płakać.
Deaton wreszcie wrócił ze schowka, trzymał jakieś dwie probówki z czymś w środku.
- Deaton, co sie z nią dzieje!- Spytał mój mąż.
- Dostała srebrzycy.- Zapadła cisza.
- Myślałem, że to niemożliwe, ponieważ jest wilkołakiem i szybko się regeneruje, ale przez srebrne kule, którymi dostała, srebro dostało się do jej narządów i żył, została zakażona.
Wasze zabieranie bólu, uaktywniło jej trochę gojenie i się nie wykrwawia jak wcześniej, ale przez rany i srebro w organiźmie, ma niewiele czasu.- Powiedział druid.
Łza popłynęła po moim policzku.

Moja córka umiera i nie mogę z tym nic zrobić.

- Deaton, proszę. Czy jest coś, co może ją uratować?- Spytał Liam.
Druid zamyślił się.
Dopiero teraz zauważyłem, że Kylie płacząc, przytulała młodą banshee, a Henry z mokrymi polikami trzymał Tare za ręke.
A może dobrze, że Tara wybrała McCalla?...
- Jest jeden sposób. Nigdy tego nie próbowałem, więc jest to bardzo ryzykowne.- Przerwał moje myśli głos Deatona.
- Jaki sposób?- Spytał z nadzieją Liam.

//////////////////////

Haj! Jak wam się podoba rozdział?
1/4 z maratonu

Buziaki, Nela!<33
*1052 słów*

Tara Raeken-Dunbar // Wilkołak czy człowiek?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz