48. Wszystko poszło za szybko

99 12 71
                                    

Tara pov:
- To moja wina..to wszystko moja wina.

Wyszłam z domu McCall godzinę po samobojstwie Kylie. Sama, w nocy, kierowałam się do szpitala. Płakałam, obwiniałam się..
Ale teraz nic nie mogę zrobić. Ona nie żyję.
Naprawdę nie żyje. Moja przyjaciółka.
Moja przyjaciółka..

Szłam, cała zapłakana po chodniku prowadzącym do szpitala.
Chciałam się tam wybrać.
Ugh! Wszystko to co się stało jest przez Ogara, a Piekielny Ogar robi to wszystko przeze mnie! Te wszystkie zbrodnie, te wszystkie wypadki, rany, morderstwa..przeze mnie.
Warknęłam i wysunęłam pazury.
Moje nerwy buzowały we mnie, więc musiałam dać im upust. Zacisnęłam dłonie w pięści i walnęłam jedną w pobliskie drzewo.
Jęknęłam z bólu, ale cierpienie mnie już nie obchodziło. Waliłam w drzewo co chwilę, odłamując z niego korę. Moje kostki były całe zakrwawione.
Strzepałam krew z dłoni i ruszyłam dalej do szpitala. Zapomniałam jednak, że moje regenerowanie się, dalej jest zbyt słabe na wilka.

Przed wejściem do pomieszczenia, włożyłam ręce do kieszeni, wytarłam łzy.
Podeszłam do rejestracji.
- Dobry wieczór, ja..ja przyszłam do Theo Raeken'a.- Zaczęłam.
Pielęgniarka zdziwiona moim widokiem o tej godzinie, zaczęła szukać czegoś w komputerze.
- Godziny wizyt się skończyły.- Rzuciła oschle.
- Nazywam się Tara Raeken-Du.... em jestem córką pacjenta.- Powiedziałam.
Przedstawiłam się pielęgniarce tylko moim pierwszym nazwiskiem, bo zaraz by coś inicjowała.
Pielęgniarka spojrzała na mnie spod komputera i niechętnie wskazała ręką windę, mówiąc:
- Pokój 103.
Podziękowałam i pobiegłam do windy.

Gdy dojechałam na piętro, moja wizja na chwilę zrobiła się rozmazana i zobaczyłam przebłysk z mojego koszmaru.
Stanęłam w miejscu, odpędzając od siebie te myśli. Kolejna łza poleciała po moim policzku.
Idąc korytarzem, wydawało mi się, że wszyscy się na mnie patrzą, więc lekko warknęłam.
Otworzyłam salę i na widok taty, odrazu poczułam się lepiej.
Usiadłam na krześle obok jego łóżka i zaczęłam mu się wyżalać. Może i mi nie odpowie, ale wiem, że chociaż mnie wysłucha.
- Kocham cię, tato..

Po trzech godzinach w szpitalu, przyjechał po mnie przestraszony papa. Dopiero teraz zauważyłam, że zostawiłam telefon u McCall'ów...
Troszkę przysypiałam, więc nie przejmowałam się gdy papa wziął mnie na ręce i wyprowadził ze szpitala. Nienawidziłam chodzić spać, ale czasami musiałam. Najgorsze jest to, że koszmary nawet nawiedzały mnie w drzemkach. Zasnęłam w samochodzie.

Ciemność. Mroczna czarna otchłań.
Moje martwe ciało. Krew. Kylie. Czarna maź.
Krew. Mnóstwo krwi. Tata Theo. Resuscytacja. Śmierć.

- Przestańcie!- Krzyknęłam.
Znowu śnił mi się koszmar. Przyzwyczajam się, lecz dalej tak samo czuję ból i strach.
Teraz ból jest mocniejszy, gdyż Kylie nie żyje.
Kylie...
Biedna Kylie.
Papa przybiegł do mojego pokoju. Spojrzałam na zegar, była 5. Czyli wróciłam do domu tak o..trzeciej, spałam dwie godziny..
I tyle chyba wystarczy, gdyż po koszmarach nigdy nie mogę zasnąć ponownie.
- Wszystko dobrze?- Spytał papa.
- Nie.
Rozumiejąc, dał mi buziaka w czoło i wyszedł z pokoju. Słyszałam jeszcze jak mamrotał coś pod nosem. Poczułam jeszcze słone łzy. Jezu..coś ostatnio mam bardzo wyczulone zmysły.

Jako, że nic nie robiłam, a nie chciałam iść spać oraz nie miałam telefonu, poszłam wziąć prysznic.
Weszłam do swojej łazienki, ściągnęłam ubrania i weszłam pod prysznic.
Gorąca woda spływała po moim ciele, dając ukojenie. Dotknęłam palcem swoich żeber.
Została blizna..
Na szczęście na szyi dość szybko mi się zagoiło na ludzkie gojenie, lecz jakąś tam małą bliznę mam. Spojrzałam na swój brzuch.
Z jednej strony był wodoodporny plaster, pod którym była niewielka rana od szkła, pozostawiona po wypadku. Była na wysokości jelita cienkiego, więc było jakieś ryzyko, ble, ble, ble. Nie mam już na to siły.
Dlaczego do cholery, nie mogę regenerować się jak normalny wilkołak!
Walnęłam ręką w kafelki na ścianie, robiąc w nich małą dziurę.
- Oł..

Tara Raeken-Dunbar // Wilkołak czy człowiek?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz