14. Nemeton

176 21 15
                                    

Tara pov:
Obudziłam się na boisku. Nikogo nie było
wokół. Zaczęłam wołać uczniów, trenera, kogokolwiek. Zero odzewu.
Zaczęłam krzyczeć, płakać.
Nie mogli mnie tak zostawić.
I znowu poczułam ten zapach.
Tak samo wyraźny i tak samo mroczny.
Nie wiele myśląc ruszyłam biegiem do źródła zapachu.
Prowadził mnie on do lasu.
Po krótkiej przechadzce wokół drzew,
dotarłam do źródła.
Nemeton.
Wielki pień na środku strasznego lasu.
Dlaczego znowu musi on przyczyniać się do zabijania i strachu w Beacon Hills?
Nikt mi na to nie odpowie..

Zapach zaczął mnie pochłaniać.
Czułam jak kierował się w każde zakątki mojego ciała. Nawet oczy...

Obudziłam się.

Nade mną stał trener, Allison i Kylie.
Wszyscy byli tak samo zmartwieni.
- Tara!- Krzyknęła Allison i pomogła mi się podnieść.
- Co się stało...?
- Zemdlałaś...- Powiedział trener i odszedł.
Przez chwilę byłam w szoku, ale się otrząsnęłam. Kylie dalej stała koło nas.
- Chcesz jeszcze czegoś?- Spytała jej wrednie Allison.
- Em, nie...ee nie ważne.- Jak szybko to powiedziała, tak szybko odeszła.
Wyczułam przyśpieszone tętno.
Stresowała się...
Pamiętam jedynie jak trafiłam do bramki..i jak wstałam.

Po treningu, wracałam z Alli do domu.
Rozstałyśmy się koło swoich domów.
Oby nie było Kylie, oby nie było Kylie...
Modliłam się w duchu, alee oczywiście nic z tego i u swojej babci musiała być młoda McCall.
- O hej Tara!, oddzwoń do rodziców, bo dzwonili wypytując o szkołe.- Rzuciła do mnie pani McCall i wróciła do konwersacji z Kylie.
Weszłam do góry do pokoju i się przebrałam.
Uh, wolałabym mieszkać w moim domu.
Tam mam swój pokój....
Znaczy nie narzekam, ale w swoim domu najlepiej. Eh.
Złapałam telefon i zadzwoniłam do papy.
Po kilku sygnałach odebrali.
I nagle dostałam jakiegoś przebłysku lasu.
Co ja byłam dzisiaj w jakimś lesie!?
Z rozmyśleń wyrwał mnie głos w słuchawce.
- Aa no hej papo. Pani McCall mówiła, że dzwoniliście.
- Tara, jak tam w szkole? Jak przemiany??
Aa no i czy lepiej idzie z kontrolą?- Wypytywał papa.
- Uuah, zwolnij papo, w szkole dobrze, lacrosse git. Przemiany, tylko w pełnię trochę mi nie idą, a nad kontrolą sobie radzę..- ..jakoś..- Dodałam szeptem.
Coraz częściej warczę na nauczycieli, co nie jest dobre, bo myślą, że jestem psycholką, albo jak widzę Emily to mam ochotę zdrapać jej ten uśmieszek z twarzy. Przez co moje dłonie kończą z ranami.
- Ra, a jak ci poszedł dzisiejszy trening??- Odezwał się tata Theo.
- A dobrze, tylko mały wypadek był.
- Aha..a daj mi jeszcze Mellisę do telefonu, okej?- Spytał, tym razem Papa.
Jak powiedział, tak zrobiłam.
Zeszłam i podałam telefon. Moje ręce,
były bardzo interesująco śledzone przez wzrok Kylie...
Nie zwracając uwagi na nią, usiadłam na fotelu i czekałam na swój telefon.
Usłyszałam jak pani McCall ścisza głos.
- No i dzisiaj na trenigu była taka sytuacja..mówiła wam o tym Tara?
Mi powiedział trener.
Tara zemdlała..- Skończyła, a ja już wiedziałam co będzie dalej.
Rzuciłam spojrzenie pełne, nie wiem, gniewu? Pani Mellisie i próbowałam pójść na górę.
Papa Liam rozmawiał dalej z mamą wujka Scotta, a Tata darł się coś do niego.
- Liam, pakuj sie! Wracamy do naszej córki i zostajemy z nią! Coś musiało się stać, że zemdlała....?!!- Krzyczał przez telefon tata.
Ja sie wzdrygnęłam, wszyscy w pomieszczeniu również.
- Tato, uspokój się.
Jest ze mną wszystko dobrze. Pewnie przez stres związany z treningiem, zemdlałam.
Ale już jest okej, nie musisz się martwić.- Zabrałam telefon i mówiłam do taty.
- Ra, masz nam mówić, gdy takie rzeczy się dzieją, okej? Kochamy Cię i musimy wiedzieć, gdy coś ci sie dzieje.- Powiedział.
- Ja was też kocham. Pa!- Rozłączyłam się i weszłam do pokoju, w którym miałam swoje rzeczy. Usiadłam na łóżku i wyciągnęłam laptopa.

Po kilkudziesięciu minutach przeszukiwania internetu, ktoś zapukał.
- Proszę!- Krzyknęłam.
Do pokoju weszła Kylie. Mój humor zmienił się diamentalnie.
- Zanim rzucisz jakimś komentarzem, proszę wysłuchaj mnie.- Powiedziała. Nic nie odpowiedziałam, dałam jej znać, by dalej mówiła.
- Wiem, że postąpiłam źle i każdy na twoim miejscu, by się obraził.
Ale ja wtedy na prawdę nie myślałam, co robię, z kim robię. Nie chciałam tego.
A ta suka to wykorzystała, by się na tobie zemścić. Bardzo Cię przepraszam.
Zależy mi na tej przyjaźni i zrozumiem jeśli mi nie wybaczysz.- Powiedziała.
Nie wiem co myśleć. Wstałam i ją przytuliłam.
Kylie odrazu się rozluźniła i oddała uścisk.
Uśmiechnęłam się i powiedziałam.
- Mam nadzieję, że już nigdy więcej tak nie zrobisz. Nie mogłam już bez ciebie wytrzymać!- Stwierdziłam, przytulając ją jeszcze mocniej.
Kylie się prawie popłakała ze szczęścia.
Resztę dnia siedziałyśmy na łóżku i gadałyśmy.
Do końca dnia miałam dziwne przebłyski w pamięci. Jakiś stary pień drzewa. W lesie.
Poznaje ten las. To las w Beacon Hills.

//////////////////

Hej! Nie wiem czy was nie zawiodłam takim rozwiązaniem tamtego zakończenia...
Ale i tak jest ciekawie haha
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał!
Miłej resztki walentynek!!!!
Buziaki, Nela!<3
*776 słów*

Tara Raeken-Dunbar // Wilkołak czy człowiek?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz