44. Nie żyje

113 13 24
                                    

Tara pov:
Umarła. Jej ciało leżało na wejściu do kliniki.
Bez życia. Emily Holloway zmarła.
Łzy poleciały po moich policzkach.
Dziewczyna umarła na moich oczach.
Na oczach wszystkich.

Ogar odrazu po zabiciu Emily, uciekł z kliniki weterynaryjnej. Pierwszą osobą, która podeszła do ciała, był wujek Stiles.
Sprawdził jej tętno i opuścił głowę, kręcąc nią na ‚nie'.
Kylie spojrzała na mnie, łzy w jej oczach.
Biedna..
- Co teraz!- Warknął tata Theo do Stilesa.
- Zawiadomie szeryfa o znalezionym ciele. Mężczyzna, który ją zabił, na pewno zostanie osądzony.
- Jeśli go znajdą..- Dodał Stiles, po cichu.

Przytuliłam się do Henrego, papa z zawiedzioną miną patrzył na ciało dziewczyny.
Nie chciał tego. Nie chciał, by ktoś umarł.
Ale ja umarłam. Szybko usunęłam tę myśl z mojej głowy. Przecież żyje. Żyje, prawda?

- Dlaczego. Dlaczego musiał zabić. Czy Tara i Allison mu nie wystarczyły!?- Zaczęła zapłakana Kylie.
- Nie wiem, Kylie..- Odpowiedział Scott.
- Nic nie wiemy. A ten skur..skurczybyk zabił dziewczynę na naszych oczach! Nawet nie wiemy gdzie poszedł!- Bulwersował się papa Liam. Tata wziął jego dłoń i spojrzał mu w oczy, uspokajająco. Aww słodko..

Wstałam ze stołu, lekko obolała. Henry odrazu przyszykował się by mnie złapać, gdybym spadła, ale kiwnęłam głową, że wszystko okej.
Podeszłam do ciała Emily.
Była w naszym wieku...
Odeszłam od martwej dziewczyny i ruszyłam w stronę Kylie. Przytuliłam ją mocno.

- Co teraz? Tak naprawdę.- Spytałam.
- Ty zostajesz na obserwacji, Stiles rozmawia z policją, my szukamy Ogara. To jedyne co teraz możemy zrobić.- Odezwał się papa Liam.
Przytaknęłam i usiadłam na stole.
Eh niewygodny jest ten stół.
Deaton dał papie i tacie rękawiczki i wynieśli ciało Emily z kliniki. Masakra.
Wujek Scott wyszedł z kliniki, zabierając ze sobą załamaną Kylie. Henry i Allison zostali przy mnie.
Pewnie moi rodzice też zaraz przyjdą.

Mijały minuty. Dalej moich rodziców nie było. Coś długo tam są..
- Wszystko dobrze?- Spytał kolejny raz Henry. Martwił się. Rzuciłam mu uspokajający uśmiech i odpowiedziałam.
- Tak, spokojnie.
Henry spojrzał w stronę Allison, zajętej z Aleciem i pocałował moją dłoń.
Trzymał ją przez ten cały czas...

Nagle światła w klinice zgasły.
Wszyscy się zaniepokoiliśmy, oglądając się po sobie. Nic nie widziałam, więc zaświeciłam oczami.
Spojrzałam w stronę okna. Wzrok zrobił mi się rozmazany i zobaczyłam przez okno swojego tatę, trzymanego przez łowców. Papa się do niego próbował wyszarpać, ale inni mocno go trzymali. Łowca załadował broń, przykładając ją do skroni taty.. Potrząsnęłam głową. Spojrzałam za okno. Pusto. Tak jak wcześniej. Ugh, pewnie przez ból głowy sobie coś ubzdurałam. Zapaliły się światła.

- Papa, tata!- Krzyknęłam, gdy moi rodzice weszli przez drzwi kliniki.
Pobiegłam do nich, uprzednio jęcząc z bólu, przytulając ich mocno.
Ugh, dlaczego się dalej nie goję..
- Co wam zajęło tak długo!
Tata się uśmiechnął.
- Szeryf nas jeszcze chwile zatrzymał....ale ty chyba nie miałaś nic za złe, będąc z nim sam na sam, co?- Powiedział tata, ostatnie zdanie szepcząc.
Dostał za to kuksańca w bok od papy.
- I z ALLISON.- Dodałam, czerwieniąc się.
- Ahh, tak, tak. Allison też tu była.- Tata Theo uśmiechnął się szyderczo.
Przewróciłam zirytowana oczami, za co dostałam spojrzenie od papy.
Odeszłam do metalowego stołu.

Deaton zaczął robić mi kolejne badania.
Podniosłam bluzkę, którą dostałam od Allison, bo tamta była porwana i cała we krwi.
Deaton wstrzyknął coś w ranę na żebrach.
- Ałaaaa.- Zawyłam z bólu.
- Oh, przepraszam Tara, musiałem to zrobić. Dalej się nie goisz, zabieranie bólu już nie pomoże, więc albo każdy ruch i głębszy oddech będzie sprawiał ci ból, dopóki w ludzkim czasie się nie zagoisz, albo będziemy musieli ci to zaszyć, zamiast bandaża, bez znieczulenia bo i tak by to nic nie dało.- Rzekł druid.
Westchnęłam, co nie obeszło się bez bólu w okolicach żeber.
Mówienie też sprawiało mi ból, ale nie tak wielki jak ruch.
Rodzice spojrzeli na mnie z zatroskanymi minami. Tata podniósł jedną brew, czekając aż podejme dobrą decyzję.
- Proszę, niech pan to zaszyje.

Weterynarz przyszykował się do szycia, odkaził mi ranę i przeczekał chwilkę.
Wygodnie usadowiłam się na stole i mocniej uścisnęłam dłoń Henrego.
- Okej Tara. Teraz może zaboleć.- Powiedział Deaton i wbił mi igłę.
Lekko warknęłam z bólu, ciężko oddychając.
Druid zaszywał ranę, dodając mi bólu.
Jęknęłam, gdy igłą dotknął mi żebra.
Kurwa.
Pisnęłam z bólu.
- Chwila...jeszcze chwila.- Mówił druid.
Warknęłam i po minucie, Deaton wyciągnął igłę ze specjalną nicią, ucinając ją.
Wypuściłam wstrzymany oddech.

/////////////////////

Heeeeeeeejjjjjjjj!
Trochę krótszy tym razem, ale mam nadzieję, że tak samo godny dobrej opinii!
Także, mówcie co o nim myślicie!
3/4 z maratonu

Buziaki, Nela!<33
*730 słów*

Tara Raeken-Dunbar // Wilkołak czy człowiek?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz