35. Szatnia

116 15 6
                                    

Tara pov:
Na treningu wszystko poszło zgodnie z planem, Upokorzyliśmy Bena, było git.
Teraz jestem w przebieralni, założyłam swoją bluzę z numerem 18 i zabrałam swoją torbę.
Poczułam silny zapach zbliżającej się do mnie postaci, odwróciłam się, a tam stał Ben.
Wyczułam od niego gniew. O oł..
- Czegoś potrzebujesz?- Spytałam spokojnym głosem, jak na kapitana przystało.
- Hmm właściwie to tak. Wiem, że to przez ciebie cała drużyna się ze mnie śmiała, ale uwierz suko, nie zadziera się ze mną.- Powiedział, na wyzwisko skierowane do mnie, sparaliżowało mnie. Stałam jak kołek.
Nie wiedziałam co zrobić.
- Okej, przegiąłeś.- Usłyszałam zdenerwowany głos. Czyżby Henry?
- O taak, laluś przyszedł ochronić swoją dziewczynę. No dawaj, na co Cię stać?- Rzekł Ben.
Rzuciłam do Henrego błagalne spojrzenie,
nie mam ochoty, żeby się bili.
Henry podszedł do Bena twarzą w twarz i zmierzył go lodowatym wzrokiem, po czym podszedł do mnie.
Kamień z serca. Ugh chcę już koniec tego dnia.
Złapał mnie za ręke, czym mnie bardzo zaskoczył i wyszliśmy z szatni.

Szliśmy do wyjścia, do dziewczyn na parking.
- Robisz postępy.- Zaśmiałam się.
- Nie miałem ochoty robić scen, ale idiota pożałuje, że Cię tak nazwał.- Warknął.
Walnęłam go w ramię, szepcąc 'dziękuję'.
Przez chwilę zapatrzeliśmy się w swoje oczy.
Kiedy zauważyliśmy samochód Alli, puściliśmy dłonie. Podbiegłam do dziewczyn.
- To było zajebiste!- Cieszyła się Kylie.
- Tak, tak.- Zaśmiałam się z sytuacji na boisku.
Nagle osłabłam, moja głowa zaczęła pulsować, usłyszałam krzyk. To trwało chwilę.
- Ra, wszystko okej?- Spytała zmartwiona Allison.
Przytaknęłam i włożyłam torbę na tylne siedzenie jeep'a.
Jak się okazało, Henry jechał z nami.

W drodze, Kylie dalej wypytywała swojego brata gdzie był tej nocy. Henry rzucał mi krótkie spojrzenia, ja za każdym razem przewracałam oczami. Wtem zaczęły wyrastać mi pazury, Henry spojrzał się na mnie zdziwiony.
Co się dzieje.
- Tara- Rzekła zdezorientowana Kylie.
- Ja..ja nie wiem co się dzieje.
Nie panuje nad tym!
Warknęłam.
- Ra, spójrz na mnie.- Powiedział Henry, moje oczy wpatrywały się w ciemne tęczówki chłopaka.
- Mantra, mów.- Szepnął.
- Słońce..księżyc....pra-.. - Nie dokończyłam, gdyż Allison zaczęła krzyczeć.
Pojazd się zatrzymał, Alli przestała krzyczeć.
- Allison co do cholery?! Co się stało!?- Powiedziała Kylie.
Obraz zaczął mi się rozmazywać, zemdlałam.

Allison pov:
Krzyknęłam. Śmierć. Martwe ciało.
Ktoś umarł. Te myśli buzowały mi w głowie.
- Tara!- Krzyknął Henry.
Spojrzałam na moją omdlałą przyjaciółkę.
- Allison, wiem, że teraz masz jakieś czary mary w głowie, ale musimy jechać do domu Reaken'ów, szybko!- Rzekła Kylie i wcisnęłam gaz.
Szybko dojechaliśmy do domu Tary i wysiedliśmy, biegnąc do drzwi.
Henry z Tarą na rękach biegł do drzwi,
Jakaś niewidzialna siła go odepchnęła.
O cholera, jarząb.
- Co się tu kurwa dzieje!- Warknęła Kylie.
- Skąd jarząb wokół domu wilkołaków!- Dokończył zdenerwowany Henry.
Szybko przecięłam jarząb i weszliśmy do domu.
Kylie się zaczęła rozglądać po domu, zero śladu jej rodziców. Tara dalej się nie budziła.
- Ja dzwonie do taty, wy dzwońcie do wujka Liama!- Rozkazałam i wybrałam numer do taty.
Na szczęście odebrał, opowiedziałam mu sytuację. Po kilku minutach, tata był w domu Raeken'ów z Deatonem.
- Jak się trzyma Tara?- Spytał Deaton, podchodząc do kanapy, gdzie leżała dziewczyna.
- Opowiedzcie mi spokojnie, co się stało.- Powiedział weterynarz i tak zrobiliśmy.
- Ktoś dzwonił do Tary rodziców?- Spytał mój tata.
- Ja dzwoniłem, nie odbierają.- Rzekł Henry.
Mój tata zaczął wydzwaniać do Liama i Theo.
- Czyli Tara zemdlała po tym jak Allison krzyknęła?- Spytał Deaton.
- No..tak.- Odpowiedziała Kylie.
Teraz zaczęło się wszystko sklejać.
- Nie wiedziałam, że krzyk Banshee może mieć taki duży wpływ na wilkołaki...- Szepnęłam.
- Tara nie jest tylko wilkołakiem...- Zaczął Deaton, ale Tata Stiles mu przerwał.
- Wydzwoniłem całe Beacon Hills, nikt nie widział Liama i Theo od kilku godzin.
Obawiam się, że Liam Dunbar-Raeken i Theo Raeken oficjalnie zostają oznaczeni jako zaginieni.
Kylie spojrzała na Tarę, łzy lśniały w jej oczach.
Przytuliłam swojego tatę, popłakałam się.

Deaton wyciągnął coś z torby i podał to Tarze.
Dziewczyna zaczęła bardziej łapać oddech i wreszcie wstała. Gwałtownie odepchnęła się i podniosła się na nogi.
- Co się stało..?- Spytała.
Wszyscy spojrzeliśmy na siebie..
Ah, to nie będzie szczęśliwa rozmowa.

/////////////////////

Heeeej! Taki krótki rozdział, bo tylko tyle mogłam napisać.
Co o nim myślicie? Może macie jakieś pomysły co mogło się stać Theo i Liam'owi?
Nela!<3
*685 słów*

Tara Raeken-Dunbar // Wilkołak czy człowiek?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz