33. Ciepło

116 14 36
                                    

Henry pov:
Tara kilka minut temu zemdlała z bólu.
Teraz ją niosłem, nie wiem co sie z nią dzieje.
- Nie idziemy do pielęgniarki, prawda?- Spytałem.
- Oczywiście, że nie. Wilkołaki nie mają bólów głowy. Jedziemy do Deatona.- Odpowiedziała mi moja siostra.
Weszliśmy wszyscy do jeepa Allison i pojechaliśmy do weterynarza.
Tara nic się nie ruszała, jej tętno spowalniało i przyśpieszało na zmianę.
- Tara...- Rzekłem spokojnie.
Zero reakcji.
Złapałem jej rękę, moje przedramię wypełniły czarne żyły.
Kylie zauważyła jak zabieram jej ból.
Za dużo go zabrałem, bo sam zaczynałem mdleć. Nie obchodzi mnie to, chcę jej ulżyć cierpień.
- Henry przestań!- Warknęła Kylie, wyrywając moją rękę od niej.
- Sam chcesz tak wylądować!?- Powiedziała zdenerwowana.
Warknąłem na nią.
- Chyba chcesz żeby żyła!- Rzekłem.
- Przestańcie się kłócić! Zaraz będziemy u Deatona!-Wtrąciła Allison.

W klinice, weterynarz przyjął nas ciepło.
Zaczął robić na Tarze wszystkie testy, powiadomił już jej rodziców.
Byli w drodze.
Trzymałem jej rękę, przez ostre leki przeciwbólowe Tara nie czuła bólu głowy,
była dalej omdlała.
- Panie Deaton?- Spytała Kylie z nadzieją na jakieś informacje.
Weterynarz nic nie powiedział, w ciszy przeglądał fiolki.
Do kliniki wparował Alec i przytulił Allison, zaczynając wypytywać o Tarę.
- Co z nią??- Spytał. Zaczynałem się denerwować.
- Nie widzisz, że jest nieprzytomna, głąbie?- Warknąłem. Allison rzuciła mi mordercze spojrzenie, a Alec zamilkł.
Nie mogłem dalej patrzeć na nieprzytomną dziewczynę, więc wyszedłem pod pretekstem „zaczerpnięcia świeżego powietrza".
Gdy przekroczyłem drzwi, moje oczy zmieniły kolor.
Nigdy mi się to nie przytrafiało, co jest.
- Słońce...księżyc...prawda.- Westchnąłem.
Moje oczy powróciły do normalnego koloru.
Nie miałem problemu z panowaniem nad wilkiem, nigdy..
Wyciągnęłem papierosa, eh już dawno nie paliłem.

Zobaczyłem jak pod klinikę weterynaryjną przyjeżdża samochód rodziców Tary.
Dwaj zdenerwowani mężczyźni wysiedli z auta i wparowali do budynku.
Stwierdziłem, że pójdę za nimi.

- Co się stało? Dlaczego Tara jest nieprzytomna!?- Spytał Liam.
- Liam, Jej znajomi mówią, że na treningu dostała silnego bólu głowy i zemdlała.
Do tej pory jest nieprzytomna, ale dobrze, że już jesteście, bo spróbujemy ją obudzić.- Powiedział druid.
Liam i Theo okrążyli stół i przytrzymali dziewczynę. W tym czasie Deaton coś jej wstrzyknął. Usłyszeliśmy warkot.
Tara otworzyła złote oczy, kły jej wyszły, pazury także. Theo i Liam ją przytrzymywali.
- Oni nie żyją! Wszyscy nie żyją..-Szepnęła pośród brania oddechu.
- Ra!- Warknął Theo.
Tara się opanowała, rozglądając się po pomieszczeniu. Wszyscy stali zszokowani.
Może to był po prostu jakiś sen?

Tara pov:
Jedyne co pamiętam to Lacrosse, boisko, trening, ból i ciemność.
Nic więcej.
- Tara?- Spytał zmartwiony papa.
Przytuliłam się do niego, tata patrzył na moje pazury. Chwilę później je schowałam.
Przytuliłam też tatę.
- Tara martwiliśmy się!- Pisnęła mi do ucha Alli, Kylie za nią.
Moje oczy spotkały oczy Henrego, był szczęśliwy. Uśmiechnęłam się do niego.
- Co to było! Nie strasz nas tak, okej?- Zagroziła mi Kylie. Rodzice poczekali aż się ogarnę i pojedziemy do domu.
Wstałam, rozlądnęłam się.
O nie, czy naprawdę wszytkie moje rzeczy zostały w szkole!?? Japierdziele.
- Tego szukasz?- Spytał Henry, trzymając moją torbę od Lacrosse'a i moją torebkę.
Mój uśmiech się powiększył, poszłam do niego, zabierając swoje rzeczy.
Chciał mi coś szepnąć na ucho, ale szybko go powstrzymałam.
- Debilu, zapomniałeś, że prawie wszyscy w tym pomieszczeniu mają wilkołaczy słuch?- Napisałam mu wiadomość.
On chytrze się uśmiechnął, podnosząc wzrok spod telefonu.

Po 30 minutach robienia testów przez Deatona wreszcie mogłam pojechać do domu.
Co prawda, przestraszyłam się.
Nigdy nie miałam takiego bólu głowy, teraz gdy jestem wilkołakiem powinny one się w ogóle nie pojawiać.
Jechaliśmy samochodem w ciszy.
- Ra, na pewno wszystko dobrze?- Spytał papa, przerywając cisze.
- Tak, tak.- Szepnęłam.
Co prawda było już dobrze, ale dalej miałam takie dziwne uczucie.
Jakby... ktoś umierał.....?

Dojechaliśmy do domu, papa wziął moje rzeczy i zaniósł je do mojego pokoju.
W domu było jakoś zimno...albo po prostu mi było zimno.
- Tara wszystko dobrze, nie jest ci zimno?- Spytał tata, jakby czytał mi w myślach.
- Jest mi trochę zimno, ale wszystko inne dobrze.- Powiedziałam.
Tata Theo wziął koc z kanapy i położył mi go na plecy, zaśmiałam się.
Poszłam na górę, do mojego pokoju.
W pokoju odrazu weszłam pod kołdrę,
wyciągnęłam laptopa i włączyłam netlixa,
bo dlaczego nie. Pooglądam coś.

Po godzinnym oglądaniu, zrobiłam się senna.
Wzięłam do ręki telefon, kilka wiadomości od dziewczyn. Odpisałam na nie i odłożyłam smartfon na szafkę.
Położyłam głowę na poduszkę, wtem usłyszałam jak ktoś puka w okno.
Henry?
Podniosłam wzrok, a tam kojotołak
uśmiechał się przez okno.
Wstałam i go wpuściłam.
- Co ty tu robisz?- Spytałam.
On nic nie odpowiedział, podszedł do mnie i przytulił.
Ahh tego mi było potrzeba. Jego ciepła.
Bluza chłopaka pachniała jego perfumami i.....tytoniem? Czy on palił??
Przenieśliśmy się na moje wiszące krzesło.
Podniosłam wzrok.
- Dlaczego twoja bluza pachnie papierosami?-Spytałam.
On się nerwowo zaśmiał.
- Tak mnie zmartwiłaś, że musiałem zapalić.- Powiedział, jakby nigdy nic.
- Wiesz, że możesz od tego umrzeć?- Rzekłam, jak jakaś zmartwiona dziewczyna.
A nie jesteśmy parą..chyba.
- Wiesz, że jestem wilkołakiem?- Chytrze puścił mi oczko. Przewróciłam oczami.
Henry pocałował mnie w czoło i wtuliłam się w jego tors.
Niestety nie wiedziałam, że moi rodzice wszystko to słyszeli.....

/////////////////////

Heeeeeeeej! Jak wam minął weekend?
Wasza Nela
*824 słów*

Tara Raeken-Dunbar // Wilkołak czy człowiek?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz