71. Urlop.

297 19 2
                                    

Aleksy

Cisza, spokój, odosobnienie... po ostatnich przeżyciach, dokładnie tego nam było trzeba. Choć jesteśmy tu sami jeszcze tylko przez dwa dni, te pięć dni już nam naładowało energię.

Właśnie z przyjemnością, w samych shortach koszę trawę wokół domu, a moja żona opala się kompletnie nago, na leżaku. Co kilka metrów muszę się cofnąć i poprawić koszenie, bo zdecydowanie za dużo się na nią gapię. Jakbym widział ją pierwszy raz.

Przez hałas kosiarki, nie usłyszałem jak dróżką, między gęsto posadzonymi, wysokimi sosnami, zbliża się jakieś terenowe auto, w którym siedzi mężczyzna i jest kurwa na tyle blisko, że zaraz zobaczy moją żonę! Pospiesznie wyłączyłem urządzenie i wyszedłem poza bramę do niespodziewanego gościa. Mężczyzna zatrzymał się, w niewielkiej odległości przede mną i wysiadł z auta. Na moje oko jest trochę starszy ode mnie, ubrane w jasne, krótkie bojówki i zieloną koszulkę.

  - Dzień dobry. - przywitał się zdejmując duże, czarne okulary pilotki.
  - Dzień dobry. - burknąłem.
  - Czy jest pan właścicielem tej działki?
  - Tak.
  - Miło mi. Nazywam się Miłosz Kowalik i jestem nowym leśniczym.
  - Aleksy Winer-Sawicki. - podaliśmy sobie ręce.
  - Słyszałem od swojego poprzednika, że podczas każdego patrolu lasu, miał na uwadze spojrzeć, na działkę państwa Lain, czy nie kręci się tu nikt podejrzany.
  - Państwo Lain zginęli dwa lata temu, w wypadku samochodowym. Przepisali ten dom i ziemię, na swoją wnuczkę, czyli moją żonę.
  - O tym też co nieco słyszałem i chciałbym poznać nowych właścicieli oraz porozmawiać z państwem. - rozgląda się, jakby mógł coś dojrzeć między szczeblami, w masywnej, drewnianej bramie. - Mogę zająć chwilkę? - kurwa.
  - Tak, ale musi pan chwilę tutaj poczekać. - zmarszczył jasne brwi. - Moja żona opala się na podwórku i wolałabym, żeby pan jej nie widział... roznegliżowanej.
  - Rozumiem, że są państwo krótko po ślubie. - chciał się uśmiechnąć, ale widząc moją minę, stłumił to chrząkając. - Ekhem... oczywiście, poczekam.

Podchodząc do bramy, która jest niska zobaczyłem z ulgą, że nie ma mojej maleńkiej na leżaku. Pewnie sama zauważyła po wyłączeniu przeze mnie kosiarki, że ktoś do nas jedzie i pobiegła się ubrać. Jak na zawołanie wyszła z domku na wielką werandę ubrana, w bardzo krótkie, bawełniane spodenki i bokserkę.

  - Zapraszam. - mówię do leśnika i przepuszczam go w małej szparze, w bramie.

Im bardziej zbliżamy się do zdezorientowanej Eleny, mrużę oczy widząc, że chyba nie ma na sobie bielizny, bo stoi z założonymi rękami. Kurwa!

  - Dzień dobry! - wita się blondyn.
  - Dzień dobry!
  - Skarbie, to pan leśniczy. Chciałby z nami porozmawiać. - mówię do niej kręcąc głową, z niezadowolenia. Może zasłania wszystko, ale przecież będzie musiała uścisnąć jego dłoń i co wtedy zrobi?
  - Miłosz Kowalik. - i właśnie on wyciaga rękę, a ona trzymając jednym przedramieniem biust, podaje mu prawą dłoń.
  - Elena Winer-Sawicka. - powiedziała i szybko zabrała rękę, by znowu się zasłonić, a on znacząco się uśmiechnął.
  - Przepraszam, że przeszkadzam, ale akurat byłem w pobliżu.
  - Słucham. O co chodzi? - mówi z lekkim uśmiechem, ale wyraźnie widać jej skrępowanie.
  - Już tłumaczę. Państwo Lain mieli niepisaną umowę, z moim poprzednikiem, który podczas patrolu terenu, miał oko na państwa działkę, czy nikt obcy się nie kręci, w ciągu roku. Chciałbym się dowiedzieć, czy nowi właściciele również sobie tego życzą, gdyż nie ukrywam, że nie jest to całkiem darmo.
  - Rozumiem. W takim razie proszę powiedzieć wprost, w jakiej wysokości, było to wynagrodzenie.
  - Mój poprzednik nie brał żadnych pieniędzy, od państwa Lain, jedynie prosił, o wspieranie naszej fundacji, zajmującą się rannymi lub chorymi, dzikimi zwierzętami. - podał mi wizytówkę.
  - Może być jednorazowa wpłata? - pytam wyciągając telefon z kieszeni.
  - Oczywiście.
  - Wie pan jaka to była mniej więcej kwota? - dopytuje Elena.
  - Nie, nie mam takiej wiedzy, ale proszę tego nie brać tak na serio. To naprawdę ma być symboliczne.
  - Proszę. - pokazałem mu dowód czterocyfrowej wpłaty.
  - Bardzo dziękujemy. Jeszcze poproszę do państwa numery telefonów, by w razie czego mógłbym się z państwem skontaktować. - podałem mu swój numer. - A pani?
  - Starczy panu numer do mnie. - mówię dobitnie, na co moja mała się uśmiecha.
  - Oczywiście. Dziękuję, że poświęcili mi państwo swój wolny czas.
  - To my dziękujemy za zainteresowanie. - pożegnał się i ruszyłem za nim, by go odprowadzić i zamknąć za nim bramę.

Ich Życie: 1# AleksyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz