46

156 8 0
                                    

Oboje spojrzeli na dosyć mocno rozwścieczonego Khana, który ryknął złowieszczo, mierząc ich morderczym spojrzeniem.

- Nie! Nie, nie, nie! - krzyczał przeraźliwie, co jedynie wywoływało u Hetfield coś w rodzaju strachu, lecz nie pozwalała, by to uczucie przejęło nad nią kontroli.

Amy szukała możliwości ucieczki lub też starała się wymyślić w głowie plan walki, który nie wliczał w to ich porażki. 

- Co robimy? - spytała lekko spanikowanym tonem, licząc na jakieś kokrety ze strony przyjaciela.

Ja mam wiedzieć? - parsknął ironicznym śmiechem - To ty tu jesteś od myślenia, ja mogę jedynie działać - przyznał, nieco wystraszony myślą, że nie mają żadnego pomysłu na obronę. 

Mężczyzna przetarł zdrową dłonią spoconą i gdzieniegdzie zakrwawioną twarz, coraz to szybciej kierując się w ich kierunku. 

- No to działamy - wyszeptała to bardziej do siebie, kręcąc karkiem na boki, by poczuć to charakterystyczne strzyknięcie.

Wypuściła powietrze z ust, gdy poczuła lekkie mdłości, ten typowy ścisk w żołądku oraz ciepłe dreszcze, które przeszły po je ciele. Nie minęła nawet chwila, a ona już miała na sobie maź potwora, która w praktyce chroniła ją przed obrażeniami. Niestety nie mogło to uchronić jej przed ostrym topoerm Khana, który z łatwością uciołby jej głowę. 

Gotowi do bity również ruszyli w stronę zabójcy. Khan z perfidnym uśmiechem na twarzy wziął mocny zamach i gdyby nie szybka reakcja ze strony szatynki i Ubisi'ego mogli już leżeć martwi na ziemi w dwóch kawałkach. Jednakże w porę ugieli się do tyłu, zsuwając się na kolana i robiąc unik, który uratował im życie. Bez zawahania przecięła mu brzuch pazurami,  na co on syknął głośno z bólu. Odskoczyli na bok patrząc jak krew powoli barwi jego ubranie, mając szczerą nadzieję, że osłabi to mordercę choć w małym stopniu.

Niestety był on dość wytrzymały i silny, by walczyć dalej. Przejechał dłonią po krwawiącej ranie, a następnie przeniósł wzrok pełen wściekłości na ową dwójkę. 

- Jak myślisz w skali od zera do dziesięciu jak bardzo go teraz wkurzyliśmy? - spytała niby w żartach, by dodać sobie otuchy, choć wcale jej to nie pomogło. Widząc jego chęć mordu zaczęła poważnie martwić się nad ich losem.

Cóż... - mruknął swoim chrapliwym głosem, zastanawiając się nad odpowiedzią. W tym samym czasie rozniósł się demoniczny okrzyk, który wydał z siebie wróg. To wystarczyło, by sami mogli odpowiedzieć sobie na to pytanie - Stawiam na jedenaście! - jęknął z niezadowoleniem - Musimy w końcu to zakończyć! - oznajmił pewnie, a Amy pokiwała głową na znak zgody. 

Ta walka nie mogła trwać wieczność, a któreś z nich musiało tej nocy przegrać. 

- Zabiję was! - ryknął, a jego krzyk rozniósł się echem po przestrzeni - Zabiję nie tylko waszą dwójkę, ale i wszystkich tych, którzy na to zasłużyli! - wykrzykiwał machając bronią na wszystkie strony, byle tylko móc trafić w pasożyta i Hetfield,  którzy zwinnie przemykali się pomiędzy nim, unikając ciosów.

- Najpierw musisz się zająć nami - wycharczała zmutowanym głosem, po czym udało jej się zadać mu dosyć mocne uderzenie w szczękę. 

Blondyn odsunął się do tyłu, chwiejąc się na nogach,  a kiedy doszedł do siebie jedyne co mignęło mu przed oczami to twarz potwora. Później poczuł jedynie kolejny ból, a ciemne mroczki spowiły obraz dookoła.  Przeturlał się po betonie, czując jak zdziera sobie skórę na ciele.

Khanowi nie podobało się to, że jak na razie to on przedostawał się na przegraną pozycję i nie miał zamiaru dalej w to brnąć. Zbierając się w sobie postanowił odwrócić role, więc powstał z ziemi i przetarł wierzchem dłoni spływająca z nosa krew.

Pobudzając swoją czujność wyczuł kolejny ruch swojego przeciwnika i uprzedził go.

Kiedy Hetfield i Ubisi wzięli rozbieg i skoczyli, by po raz kolejny oszołomiłć wroga, on odparł ich atak, uderzając tak mocno,  że odrzuciło ich kawałek dalej, aż do samego krańca budynku. 

Dosłownie w ostatniej chwili wbili pazury w beton, zahaczając nimi na tyle, by zatrzymać się nad przepaścią. Amy pokręciła głową, próbując dojść do siebie. Przełknęła gulę, która tkwiła w jej gardle, na widok tego jak mogłoby się to skończyć, gdyby w porę nie udało jej się zatrzymać na górze. Wdrapali się na bezpieczne miejsce,  lecz tam już ktoś na nich czekał.

Nawet nie zdążyli podnieść głowy do góry,  gdy silny ucisk zacisnął się na jej szyi. Zabrałkło jej tchu, gdy Khan podniósł ją do góry, powoli lecz skutecznie dusząc. 

- A teraz grzecznie powiedz gdzie masz kamień... - wycharczał wlepiając w nią swoje ślepia. Szatynka dałaby sobie głowę uciąć, że widziała w jego oczach czerwony blask, taki jaki często posiadał każdy złoczyńca na filmach. Bo tak naprawdę to właśnie wyglądało to jak opowieść z dobrego filmu akcji,  albo nawet i horroru.

Hetfield liczyła jednak na dobre zakończenie.

- Nigdy...nic...ci...nie...powiem... - wykrztusiła,  gdy z każdą sekundą jego dłoń coraz mocniej zaciskała się na jej karku.

- Zginiecie marnie,  a ja sam zabiorę to co swoje - warknął,  tracąc kontrolę nad swoimi emocjami  - Pokonałem tego starca to tym bardziej pokonam ciebie! - wysyczał złowieszczo. 

W tym samym momencie Amy przypomniała sobie tamtą chwilę, kiedy znalazła się w nieodpowiednim miejscu w równie nieodpowiednim czasie. Doskonale pamiętała, tak jakby to było wczoraj, gdy po raz pierwszy spotkała tego bezlitosnego zabójcę. To prawda, pokonał jej poprzednika, a jej nie udało się go uratować. Pogodziła się z tą traumą.

Jednakże Khan zapomniał o jednej istotnej rzeczy, którą Hatfield postanowiła mu przypomnieć. 

- Już raz cię pokonałam... - wydusiła z trudem,  gdy morderca wciąż ją dusił - I to bez żadnych mocy  - po tych słowach kopnęła go w brzuch,  uwalniając się spod jego uścisku.

Złapała gwałtowne wdechy, łapczywie nabierając powietrze do płuc.  Poczuła chwilową ulgę, gdy nic nie miażdżyło jej krtani i nie kradło oddechu. 

- Zaraz chyba zemdleję - wydyszała, ledwo stojąc na własnych nogach. 

Nie żartuj mi tutaj teraz  - zawarczał Ubisi,  któremu w obecnej sytuacji wcale nie było do śmichu. Wolał ja najszybciej doprowadzić sprawę do końca, choćby miało go to wiele kosztować. Niegdyś może i był zły oraz nigdy nie pozbędzie sie swojej natury,  ale będąc tu na ziemi nauczył się jednego. Mianowicie tego, że są rzeczy ważniejsze niż władza - Teraz! Szybko, póki mamy równe szanse! - poradził, co też dziewczyna zrobiła.

Podczas kolejnego podejścia wskoczyła na niego, powalając go na ziemię.

Razem przeturlali się do krawędzi budynku. Amy odpychała topór, którego ostrze znajdowało się coraz bliżej niej. Pomimo,  że to on leżał na ziemi, a ona nad nim, to niestety Khan miał nieco większą przewagę. Zarówno ona jak i pasożyt dokładali tyle samo siły,  byle by nie poczuć zimnej stali na swoich ciałach. Zaciskała zęby,  tylko po to, aby móc skupić się na odparciu ataku jaki on zadawał.

Jednak niestety w końcu nie udało im się, a morderca  odepchnął ich do tyłu. Blondyn szybko podniósł się z ziemi i zaczął zadawać serię nagłych ciosów,  które owa dwójka starała się unikać. Naciskał w ich stronę, idąc ciągle do przodu,  a oni zaś cofali się do tyłu,  aż w pewnym momencie Amy zabrakło gruntu pod nogami.

Spojrzała kątem oka przez ramię na spadek, od którego dzieliły ją jedynie milimetry. Przełknęła ślinę, wiedząc, że tu kończy się jej pole ucieczki. To był ten moment na śmierć oraz życie,  a zwycięzca mógł być tylko jeden. 

Hero Of Hope | DO POPRAWYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz