Epilog

300 16 10
                                    

Jakiś czas później 

Szatynka stała przed dużym lustrem jakie mieściło się w jej pokoju, a za którym niezbyt przepadała z racji na jego sporą wielkość. Cóż,  teraz nie mogła zaprzeczyć temu, że w sytuacji, w której aktualnie się znajdowała, ono się przydało.

Amy swoimi ciemnobrązowymi oczami mierzyła swoje odbicie w lustrze od góry do dołu, doszukując się najmniejszych detali, które mogłaby ewentualnie poprawić i skorygować. Jednakże cień satysfakcji spowił jej twarz, gdy uznała, że wygląda o wiele lepiej niż zazwyczaj. W dodatku ostatnie tygodnie były dla niej najlepszymi od wcześniejszych. W końcu czuła, że żyje. 

Nie martwiła się już o kolejne "jutro", nie bała się każdego swoje kroku, pewnie idąc przez życie bez żadnego strachu, że ktoś czeka na jej ruch. W końcu w nocy spała spokojnie, ponieważ to ona teraz mogła stanowić problem dla tych, którzy zapragnęliby stanąć jej na drodze. A wraz z pomocą swojego potwornego przyjaciela zapwne sprostałaby wielu przeciwnikom.

Nareszcie mogła w pełni korzystać ze swojego szczęścia, które dawały jej osoby otaczające się wokół niej. Przynajmniej kilka razy w tygodniu Amy odwiedzała swoją babcię, która miała się bardzo dobrze, a jej pozytywne nastawienie cieszyło nastolatkę. Jeszcze więcej chwil poświęcała na spędzanie czasu z Tony'm, chcąc nadrobić te zaległe lata kiedy to żyli w niewiedzy o sobie. Ona starała się być dobrą córką, a on jeszcze lepszym ojcem. Pomimo, że nie miał żadnego pojęcia o wychowywaniu nastolatków to jednak robił naprawdę wiele, aby byli dobrą rodziną. 

I oczywiście przede wszystkim każdą wolną chwilę spędzała ze swoim ukochanym pajączkiem, ciesząc się wraz z nim pełnią ich nastoletniego życia. Peter dbał o nią jak o nikogo innego, traktując dosłownie jak księżniczkę. Aż serce wykonywało jej fikołki, na myśl, że nigdy nie mogła wyobrazić sobie lepszego chłopaka.

To wszystko było tak nierealnie idealne, że ona za nic nie chciała tego tracić.

Po raz kolejny spojrzała na swoje odbicie dostrzegając w nim przede wszystkim radosną i szczęśliwą rodzinę. W dodatku nie mogła nie przyznać, że tego wieczoru wyglądała naprawdę  zjawiskowo. Bordowa sukienka do kolan nie dość, że świetnie pasowała do jej talii to również podkreślała jej oczy, a odpowiednio dobrany makijaż był jak przysłowiowa wisienka na torcie.  Odetchnęła głęboko czując lekki stres przed tym co ją czeka.

- I jak? - spytała, obracając się dookoła własnej osi, by sprawdzić czy sukienka dobrze na niej leży.

Czy my naprawdę musimy iść na to coś co wy nazywacie balem? - mruknął zniechęcony Ubisi,  na co Amy roześmiała się pod nosem.

- To nie bal, a zwykła potańcówka. Bal to będzie na zakończenie szkoły i dopiero wtedy będzie nie do zniesienia - odparła wyjaśniając mu to wszystko po raz setny.

Koszmar i udręka! - jęknął głośno - Co ja ci zrobiłem, że mnie tak katujesz?

Narzekasz gorzej niż mój tata... - mruknęła, dokonując ostatnich poprawek przy makijażu - Nie za bardzo przepadam za szkolnymi przyjęciami, ale to naprawdę nic wielkiego. Będą tańce, muzyka, kolorowy wystrój i jedzenie  - uśmiechnęła się zadziornie, coś czując, że to ostatnie najbardziej przykuję uwagę Ubisi'ego. 

Jedzenie mówisz...? - zamruczał z zadowolenia - W takim razie to może być całkiem udany bal. W dodatku pierwszy w moim jakże długim życiu  - przyznał, diametralnie zmieniając swoje nastawienie. 

- Widzisz? Same pozytywy - dodała, po czym nałożyła buty na lekkim obcasie i podeszła do łóżka, na którym leżała narzutka oraz mała torebka - Ale i tak mamy zamiar urwać się wcześniej. Od dawna wraz z Peterem nie mieliśmy chwili dla siebie, więc idziemy na...

Hero Of Hope | DO POPRAWYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz