47

164 8 0
                                    

Gdy Khan wziął zamach, by uderzyć w nich swoją bronią,  dziewczyna chwyciła za rączkę od topora,  hamując atak dosłownie kilkanaście centymetrów przed jej głową. Zaczęli siłować się ze sobą, gdzie żadne nich nie mogło odpuścić. Było to tak bardzo wyczerpujące, że Amy z każdą biegnącą sekundą traciła siły, które zużywała, by odpychać od siebie ostrze.

Nie miała żadnej możliwości odwrotu, uniku czy też ucieczki, której teraz najbardziej potrzebowała. Mogła jedynie się poddać, spadając w przepaść lub pozwolić,  aby przeciwnik zakończył jej żywot. Oddychała ciężko,  gdy topór był coraz to bliżej niej, a ona nie mogła nic z tym zrobić. Jedyne co widziała przed sobą  to psychopatyczny uśmiech zwycięstwa na twarzy wroga. 

- Popatrz! - rzekł chrapliwym tonem głosu  - Za chwilę zginiesz z broni, którą sama stworzyłaś! - wskazał wzrokiem na narzędzie walki przymocowane do jego ręki, której pozbawiła go przy ich pierwszym spotkaniu. Hetfield nie spojrzała w to miejsce,  nie zamierzając tracić czujności, a taki ruch wystarczyłby, by pozbawić ją głowy. Khan parsknął ironicznym śmiechem dostrzegając jej zawziętość i determinację - Poddaj się i powiedz gdzie ukrywasz kamień! - powtórzył licząc na jej pokorę, choć coś przeczuwał, że ona wcale mu ni zdradzi tej cennej informacji. 

- Nigdy - wykrztusiła, wciąż broniąc się przed atakiem. Mężczyzna westchnął głośno, ewidentnie znudzony jej zachowaniem. Zaczął jeszcze mocniej na nią napierać, aż dziewnyczna ledwo trzymała się na skrawku betonu. Cudem było to, że jeszcze nie spadła z tego kilkuset metrowego budynku w uliczną otchłań.

- Dlaczego się nie poddasz, skoro i tak przegrasz? Przecież nie dasz rady mnie pokonać! - warknął wrogo, a ogromna pewność siebie biła od niego na kilometr. Za bardzo był przekonany co do swojej wygranej - I tak kiedyś upadniesz - odparł dobitnie zapatrzony w swoją własną rację. 

Amy wiedziała, że gdyby się poddała on i tak zrobiłby swoje. Dla niego liczyła się jedynie władza,  jak dla każdego innego zapatrzonego w swoje zachcianki złoczyńcy i doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że on nie cofnie się przed niczym by tylko zdobyć przywództwo nad światem tylko dla siebie.

Ona jednak obiecała sobie, że nie pozwoli mu tak łatwo wygrać tej walki i dopóki jeszcze stąpała po tym świecie była gotów nawet stać się i karaluchem, by tylko móc uprzykrzać mu swoją obecnością życie. 

- Wszyscy upadają... - odezwała się, mierząc go ostrym spojrzeniem - Zwycięzcy się podnoszą... - ciągnęła dalej, a przestępcą zmarszczył znacząco brwi z uwagą słuchając tego co ma do powiedzenia - ...ale to legendy idą dalej... - po tych słowach wyciągnęła swojego asa z rękawa, a uśmiech zadowolenia powoli zaczął przyozdabiać jej twarz,  gdy używając resztek swojej nadnaturalnej siły zaczęła powoli odpychać bron od siebie. 

Złoczyńca nawet nie potrafił ukryć swojego zaskoczenia oraz przerażenia, gdy role odwróciły się i teraz to on cofał się do tyłu, nie mogąc zapanować nad ich mocą. Jej oczy zabłysły, gdy z triumfalnym uśmiechem patrzyła na jego marne zmagania.

Ponieważ ona miała plan, który jak się okazał był planem wręcz idealnym.

Uciszyć w nim czujność i sprawić,  by złoczyńca myślał, że to on ma przewagę. Szybko dał wciągnąć się w tą zabawę, którą teraz to ona wygrywała. 

- A teraz módl się, bym nie pozwoliła temu, jak go nazwałeś, pasożytowi odgryźć Ci głowy  - wycharczała diabelsko, na co Ubisi uśmiechnął się w duchu.

Khan spanikowany obracał dookoła głową szukając jakiejkolwiek deski ratunku, która mogłaby mu pomóc uwolnić się z sideł tej dwójki. 

Ubisi zaharczał wrogo, a ona odepchnęła blondyna  tak mocno, że mężczyzna upadł na ziemię, niedowierzając jej sile, którą teraz posiadała. 

Bo to właśnie zyskali dzięki swojej współpracy i zaufaniu. Moc, której tylko nieliczni mogli sprostać.

Khan dysząc ciężko bacznie obserwował jej ruchy, gdy niebezpiecznie zaczęła zbliżać się do niego. Nagle rzuciła się na zabójcę, uderzając go pięściami tak mocno, aż przestanie stwarzać zagrożenie. 

Już kompletnie nic się dla niej nie liczyło prócz tego, by oczyścić to miasto z kogoś tak bezlitosnego jak on. Nie zwracała uwagi na jego jęki,  czy też liczbę ciosów, które mu zadała. Całkowicie straciła rachubę, gdyż uważała, że za to co wyrządził innym, jakie piekło sprawił jej, musiał teraz za to cierpieć. 

- Przestań! Przestań proszę! Nie zabijaj mnie! - wykrzyczał,  na co Amy zaprzestała uderzeniom, gdy dotarło do niej do czego doprowadziła. Odsunęła się od niego gwałtownie,  patrząc jak bardzo go skatowała. Przez ilość krwi nie mogła, aż rozpoznać jego twarzy. 

Przyznała, że poniosło ją i nie potrafiła zapanować nad chęcią zemsty za cierpienie innych, lecz w porównaniu do niego ona NIGDY nie była zabójcą.

Wcale nie miała zamiaru zniżać się do jego poziomu,  by pozbawić kogoś życia tylko dla własnych pobudek. Więc postanowiła inaczej odpłacić mu za jego karygodne czyny.

Khan drżał z bólu, albo przynajmiej udawał, by wzbudzić w nich litość. Ona jednak mierzyła go pustym wzrokiem, nie nabierając się na jego perfidne zagrania.

- Nie zabiję cię jeśli mnie do tego nie zmusisz... - mruknęła bezemocjonalnie - Ale nie ominie cię kara za to co zrobiłeś - wyjaśniła poważnym tonem głosu, by brzmieć konsekwentnie.

- Dziękuję... jesteś aż nad to łaskawa... - powtarzał łamliwym tonem, powoli podnosząc się z ziemi. Hetfield przewróciła oczami ze skonsternowaniem, po czym odwróciła się do niego tyłem,  by móc rozejrzeć się po okolicy, czy przypadkiem nie nadchodzi pomoc. A tego właśnie teraz najbardziej potrzebowała. 

Tak jak można było podejrzewać, Khan nigdy się nie poddawał. Perfidny uśmiech spowił jego zmasakrowaną twarz, po czym przygotował swoją broń na ostateczny cios. Kiedy szatynka wciąż była zajęta czymś innym, on podbiegł do nich i wziął potężny zamach, a ostrze zalśniło nad ich posturą. 

Jednakże ten błysk wystarczył, by mogli wyczuć niebezpieczeństwo. Czas jakby nagle wręcz nienaturalnie spowolnił swój bieg. Dosłownie w ostatnim momencie, kiedy to ostrze toporu znajdowało się kilkanaście centymetrów od ich szyi, oni w ostatnim momencie wykonali unik, prześlizgując się pod nim i podcinając mu nogi.

Wszystko co działo się po tym zaważyło nad ich losem. Khan stracił równowagę oraz kontrolę nie tylko nad swoim ciałem, ale również i nad swoją bronią.  Wyczerpany nie miał na tyle siły, by utrzymać swoją dłoń oraz zamocowane tam narzędzie  i gdy tylko upadł na ziemię,  topór niefortunnie wbił się w jego klatkę piersiową, w ten sposób kończąc tą bitwę już na zawsze. 

 

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Hero Of Hope | DO POPRAWYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz