Biegiem przemierzali ulice miasta, starając się unikać tłumów ludzi, którzy mogliby stać się ofiarą pewnego bezlitosnego zabójcy, który za cel obrał sobie ową dwójkę: Amy oraz Ubisi'ego. Dosłownie czuli jego oddech na karku, a ostrze miecza prawie stykało się z ciałem. Hetfield ciągle improwizowała i na szczęście szło jej to całkiem nieźle. Wymyślała plan działania na bieżąco, dzięki czemu udawało jej się zmierzać do miejsca, w którym miała się go pozbyć na jakiś dłuższy czas, aż nie obmyśli tego prawdziwego, który mógłby raz na zawsze zakończyć tą sprawę, a psychopata zniknąłby z jej życia.
Biegnąc przed siebie skoczyła z dachu jednego budynku na drugi, nie zatrzymując się ani na chwilę. Wiedziała, że jeśli to zrobi, on nie będzie taki łaskawy i w mgnieniu oka utnie jej głowę.
Przecież mogła wezwać pomoc. Stark w ułamku sekundy zjawiłby się na miejscu i zajął mordercą. Niestety nie było to takie proste. Po pierwsze nie miała czasu nawet na to, po drugie ostatnio nie do końca udało mu się pokonać go w walce, a po trzecie i najważniejsze: nie chciała go stracić. Może i nie znali się długo, ale Amy po raz pierwszy doświadczyła jak to jest mieć ojca i szczerze mówiąc za nic nie chciała tracić tego świetnego uczucia, które dawało jej szczęście. Nawet nie chciała o tym myśleć, to nie wchodziło w grę.
- Daleko to miejsce? On nas za chwilę zabije! - usłyszała zniecierpliwiony głos pasożyta, który wcale nie dodawał jej otuchy.
- Daj mi chwilę. O ile się nie mylę jesteśmy już prawie na miejscu - wydyszała podczas kolejnego skoku, który okazał się mniej trafny. Dziewczyna nieco przeliczyła się z odległością przez co nie udało jej się złapać za kraniec budynku, a jedynie zsunęła się po ścianie w dół. Jęknęła głośno, gdy uderzyła plecami o metalowy, duży kosz na odpady, a później znalazła się na ziemi, zwijając się z bólu.
- Nie chcę cię dołować, ale gdyby nie moje moce, dzięki którym poprawił się twój układ odpornościowy, to już dawno przetrąciłabyś sobie kark - mruknął z lekkim rozbawieniem, który zniknął tak szybko, gdy tak samo jak Amy ujrzał skaczącego na nich z góry zabójcę, który mierzył w nich swoim ostrzem. Hetfield dosłownie w ostatnich sekundach przeturlała się w bok, a miecz wbił się w ziemię, tam gdzie przed chwilą leżała. Szybko wstała na równe nogi, ale nie zapomniała o bólu, który przeszedł przez jej wszystkie kości. Chwyciła za przymocowaną do budynku rurę, oderwała ją z całą swoją siłą i nie czekając na nic uderzyła nią w głowę mężczyzny. To ogłuszyło go na chwilę i sprawiło, że Amy zyskała trochę na czasie. Przestępca złapał się za obolałe miejsce jęcząc i zaciskając zęby. Gdy doszedł do siebie zmierzył dziewczynę demonicznym spojrzeniem, a następnie sprawnym ruchem wyjął swoją broń i popędził w jej stronę, na co dwójka odpowiedziała ucieczką.
Na szczęście Amy miała rację. W końcu znaleźli się w miejscu, z którym szatynka wiązała pewien plan. Wbiegli do starej, podziemnej kolei miejskiej, przez którą bardzo często przejeżdżało metro. Teraz pozostało jej liczyć na to, że pomysł wypali, a ona będzie mogła jeszcze cieszyć się życiem.
- I co teraz? - spytał nieco histerycznie, gdy zaczęli biec długim ciemnym tunelem.
- Teraz musimy czekać - odparła trochę niepewnie, zatrzymując się nagle w miejscu.
- Czekać na co? - warknął zdenerwowany.
- Na zbawienie... - wyszeptała cicho, czując jak przez strach za chwilę straci panowanie nad swoimi nogami i upadnie na ziemię.
Dostrzegła go w oddali jak nieubłagalnie szybko zbliżał się w ich stronę.
Mężczyzna zwolnił, a jego perfidny śmiech rozniósł się echem po przestrzeni.
CZYTASZ
Hero Of Hope | DO POPRAWY
FanfictionW mieście panuje porządek od kiedy pojawili się superbohaterowie. Jednym z nich jest Spiderman, zwany czasami człowiekiem pająkiem. Jednak od pewnego czasu tajemnicza postać okrada małe sklepy i nie tylko. Co ciekawe nie pozostawia po sobie żadnych...