34

240 14 0
                                    

Grobowa cisza wypełniała cały pokój, do którego przez okno wpadały ostatnie tego dnia, wieczorne promienie zachodzącego słońca. Jedni chcieli, aby ten piękny, ciepły dzień jeszcze się nie kończył, zaś inni pragnęli, aby szybko nastała noc i mogli uciec od codziennych problemów zasypiając z nadzieją na lepsze jutro. 

Amy siedziała nieruchomo na krańcu swojego łóżka, lekko pochylona do przodu, w kompletnej ciszy przypatrując się rzeczy, którą trzymała w swoich dłoniach. Wzdychała od czasu do czasu, gdy coraz to nowsze myśli zaprzątały jej umysł i nie pozwalały w spokoju odetchnąć po tym wszystkim. Powinna się cieszyć, ale nie potrafiła przyjąć do siebie tej emocji. Przecież w końcu pozbyła się tego pasożyta ze swojego ciała, a tego właśnie przez ten cały czas chciała. Pragnęła spokoju, tej harmonii, która zgrywała się z jej życiem zanim nawiedził ją Ubisi i wprowadził nieład, zmiany, których nie była pewna. I choć ten porządek powrócił, to jednak on wcale nie sprawił, że czuła się lepiej.

Przez ten może i nie za długi czas jaki z nim spędziła, zdążyła się do niego w jakimś stopniu przywiązać. Nie raz zdarzało jej się poczuć tą dziwną więź, która ich łączyła i czasami miała nieodparte wrażenie, że gdy był cały czas przy niej, nie była sama.

Nie mogła się skarżyć na samotność, nawet wtedy zanim się pojawił, ale to był inny rodzaj towarzystwa. Była pewna, że zawsze usłyszy jej wołanie i odpowie, nawet jeżeli niechętnie, to jednak. Bywało i tak, że nie raz wiedział czego pragnęła jej dusza, a potrzebowała ona wolności.

I to właśnie dawał jej Ubisi. Uczucie wolnego ducha oraz świadomość, że pokonuje wszelkie bariery swoich możliwości.

Uśmiechnęła się niechętnie, bardzo niewyraźnie, gdy przypomniała sobie ten dreszczyk adrenaliny, który przeszywał ją na wskroś za każdym razem, kiedy to dokonywała prawie niemożliwego. Dzięki niemu czuła się jakoś tak dziwnie spełniona, bez żadnych ograniczeń, bez żadnych zakazów. Z czasem może i zaczęła mu ufać i co gorsza akceptować jego towarzystwo, ale nie mogła żyć z potworem, który bestią pozostaję już na zawsze.

Po prostu bała się, że kiedyś przejmie nad nią kontrolę i sprawi, że ona stanie się taka sama.

Tego się właśnie najbardziej obawiała.

Amy miała wrażenie jakby jej powieki z każdą sekundą stawały się coraz cięższe, a organizm był przemęczony po całym dniu pełnym wrażeń. Choć była tego świadoma, to nie chciała jeszcze zasypiać. Było na to zbyt wcześnie, ale dla niej przestawało mieć znaczenie, gdyż nie panowała nad powstrzymywaniem się przed szerokim ziewaniem. Hetfield niepewnie odstawiła biały kamyk na stolik obok jej łóżka, ale nadal nie spuszczała z niego swojego ostrożnego spojrzenia. Zmarszczyła niewyraźnie brwi, gdy do jej głowy przyszła pewna myśl, a ręka  znów mimowolnie i bardzo wolno powędrowała w kierunku magicznego przedmiotu, nie do końca pewna tego co chciała zrobić. Jej oczy zabłysły lekko, a zaledwie centymetry zaczęły dzielić jej dłoń, a kamień.

I wtem nagle podskoczyła w miejscu, zabierając rękę z powrotem do siebie, przykładając ją prawie do serca, gdy w pomieszczeniu rozniosło się pukanie do szyby. Oderwała skołowany wzrok od przedmiotu i skierowała go w stronę okna, gdzie po drugiej stronie dostrzegła Spidermana.

Nabrała do płuc głęboki wdech domyślając się dlaczego przybył akurat teraz. Wiedziała, że czeka ich ciężka rozmowa.

Szybko podeszła do okna, by wpuścić Parkera do pokoju, a gdy tylko się tam znalazł zdjął z głowy maskę, która chroniła jego tożsamość.

Oprócz rozczochranych włosów chłopaka, które zawsze mu poprawiała dostrzegła u niego również niepokój, który przejawiał w tym swoim troskliwym spojrzeniu. I choć na jego widok jej serce przyspieszyło swego bicia, a uśmiech wdarł się na jej twarz, teraz gdy tylko uświadomiła sobie to co dzisiaj się wydarzyło, pogodny nastrój uleciał z niej jak powietrze z balonu. Otworzyła usta, aby coś powiedzieć, wytłumaczyć to co dziś zaszło, ale szybko je zamknęła, zdając sobie sprawę z tego, że właśnie nie może nic mu powiedzieć.

Tak na prawdę nie wiedziała, czy aby na pewno powinna mówić mu o "wszystkim".

Wiadomość o Ubisim mogła zbyt wiele namieszać, a wolała unikać tego tematu, w szczególności kiedy już zdążył opuścić jej ciało.

Niby to wszystko wydawało się takie proste, to jednak takie nie było. Nie chciała niepotrzebnego rozgłosu, ale przede wszystkim nie chciała, aby chłopak uznał ją za złoczyńcę, po raz kolejny.

Zaatakowała innego człowieka, a nikt o dobrych intencjach tego nie robi. W dodatku jego zaufanie co do niej mogło być ograniczone, a tak już kiedyś było. Bała się.

Bała się tego, że go straci, kogoś kto sprawiał, że na jego widok potrafiła się uśmiechnąć nawet mając najgorszy humor.

- Amy - zmierzył ją przenikliwym spojrzeniem, podchodząc bliżej nastolatki - Ned mi o wszystkim powiedział - oznajmił, a po jego minie widać było, że coś bardzo go niepokoiło, a Hetfield mogła się jedynie domyślać co.

Przełknęła gulę, która tkwiła w jej gardle i opanowując drżenie głosu, rzekła:

- O wszystkim? - spytała, unosząc nieco wyżej podróbek, by czuć się trochę pewniej, choć w rzeczywistości wcale to nie pomogło.

- Pobiłaś Adams'a, bo dokuczał Nedowi? - dopytał z ewidentną troską wyczuwalną w głosie. Dziewczyna wstrzymała na chwilę dech, nie spodziewając się takiej reakcji. Myślała, że raczej będzie na nią zły, ale jeśli nie był to, to oznaczało tylko jedno. Nie znał całej prawdy.

- Peter, bo... - nawet nie zdążyła się z tego wszystkiego wytłumaczyć, gdyż silny uścisk, w którym zamknął ją chłopak, sprawił, że nie miała już siły powiedzieć cokolwiek. Wypuściła drżące powietrze z płuc, jeszcze mocniej się do niego wtulając. Przymknęła oczy, czując bijące od niego przyjemne ciepło oraz zapach jego perfum, do których zdążyła się przyzwyczaić.

Mogła tkwić w jego objęciach wieki, ale z każdą biegnącą sekundą coraz bardziej była na siebie wściekła. Okłamywała go, a tego stanowczo nie powinna robić. Czuła się z tym okropnie, a sumienie zaczynało wiercić w niej dziurę.

Jednakże nie odezwała się ani słówkiem, mając nadzieję, że to wszystko samo znajdzie jakieś rozwiązanie.

- Wiem, że Carl to dupek, ale oboje wiemy, że on ma zgraję sługusów, którzy teraz mogą chcieć zrobić ci krzywdę, w zamian za danie Adams'owi w twarz - wytłumaczył, gładząc szatynkę po głowie.

Amy westchnęła ciężko, słysząc w głowie swoje myśli: "raczej teraz nawet nie odważą się do mnie podejść". Powiedziała do siebie, a zaraz po tym na jej twarz wpłynął zadziorny uśmieszek.

- Obiecaj mi, że jak będziesz mieć kłopoty to mi o nich wszystkich powiesz, dobrze? - Parker odsunął się trochę od niej, patrząc jej w oczy, oczekując od niej odpowiedzi.

Hetfield przeklinała samą siebie w myślach, wyzywając od najgorszych tchórzy i kłamców. Nie mogła okłamywać Petera, a jednak właśnie teraz to robiła. Skrzywiła się czując odrazę do samej siebie, ale postanowiła, że kiedyś zdobędzie się na tą odwagę i wyzna mu wszystko co powinien wiedzieć, bo przecież on zrobiłby to samo. Nie taił przed nią żadnych sekretów.

- Obiecuję - wyszeptała niewyraźnie, na co Peter wyraźnie się rozpromienił i z szerokim uśmiechem na ustach pocałował ją najpierw w czoło, a później, nieco pewniej niż niegdyś złożył słodki pocałunek na jej ustach.

- Obiecuję - wyszeptała niewyraźnie, na co Peter wyraźnie się rozpromienił i z szerokim uśmiechem na ustach pocałował ją najpierw w czoło, a później, nieco pewniej niż niegdyś złożył słodki pocałunek na jej ustach

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Hero Of Hope | DO POPRAWYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz