Legendy głosiły, że wampiry stworzone zostały ze wszystkiego, co najszlachetniejsze. Dlatego każde z nich było tak bardzo piękne.
Lecz istota, która właśnie wpatrywała się w Carmen, zdawała się... nie tyle piękna, co po prostu... urzekająca.
Miał szczupłą, postawną sylwetkę, białą skórę i włosy w takim samym odcieniu. Ich kosmyki muskały ramiona i opadały na blade czoło. Czerwień tęczówek sprawiła, że serce dziewczyny zabiło mocniej. Wyglądał... zupełnie tak, jakby ktoś machnięciem dłoni pozbawił go wszystkich kolorów i zostawił właśnie takiego — białego, niczym kartka papieru.
Biały płaszcz, który okrywał jego ramiona, zafalował, gdy przybysz zrobił krok w kierunku Carmen, przechylając głowę delikatnie w bok.
Julian zerwał się ze swego miejsca, a krzesło, które zajmował, z impetem uderzyło o marmurową posadzkę. Jasnowłosa nie mogła, nie była w stanie oderwać jednak wzroku od owej tajemniczej postaci, która również się w nią wpatrywała.
— Udaj się do swej komnaty — polecił szatyn, obdarzając Carmen spojrzeniem i sprawiając tym samym, że dziewczyna drgnęła, jakby wyrwana z zamyślenia.
— Oh, skąd ten pośpiech... — Odwrócił głowę, obdarzając Juliana uśmiechem. — Nawet mnie nie przedstawisz, kuzynie? — zapytał.
Carmen dostrzegła, że Julian zacisnął szczękę, nabierając głęboki oddech.
— Wybacz, moja miła, ale memu kuzynowi zapewne zabrakło manier. — Spojrzał na dziewczynę, przesuwając się o krok w jej stronę.
Carmen, pchana przerażeniem, zerwała się na równe nogi, jednocześnie cofając o niemal metr w stronę wyjścia.
— Nazywam się Gabriel — odparł, przystając. — A jak brzmi twe imię?
— Ja...
— Wróć do swej komnaty, Carmen — polecił Julian.
— Carmen — powtórzył Gabriel, rozkoszując się jej imieniem niczym łykiem świeżej krwi. — Brzmi... smakowicie, nieprawdaż? — mruknął, robiąc jeszcze jeden krok w przód. — Zapamiętam twe imię, gdy już pozbawię cię ostatniego oddechu... — Ruszył w jej kierunku.
Julian zerwał się z miejsca, jednak Gabriel stawiał tak długie i szybkie kroki, że nim Carmen zdołała się obejrzeć, pojawił się przed nią. Chwycił swymi zimnymi, kościstymi dłońmi jej twarz i szarpnięciem przechylił jej głowę mocno w bok.
Z jej gardła wyrwało się zduszone jęknięcie, gdy ostry ból przeszył jej kark, a mięśnie spięły się w proteście.
Gdzieś z tyłu dobiegł do niej krzyk Juliana, ale nie była w stanie rozpoznać słów, bowiem ostre kły musnęły jej skórę.
Świat zawirował, a później całkowicie zniknął. Otoczyła ją gęsta, ciężka mgła. Widziała tylko falujące na wietrze białe niczym śnieg włosy, czuła ból, który przeszywał jej ciało, mącił zmysły, powoli je zabijając.
Rozchyliła wargi w niemym krzyku, ale strach i przerażenie ścisnęły jej gardło. I właśnie wtedy, kiedy słowa zamarły na jej ustach, w ciemności dostrzegła bladą dłoń. Długie palce zbliżały się ku niej, aż w końcu zacisnęły się na ramieniu Gabriela.
Krzyknęła rozpaczliwe, kiedy jego kły przejechały po skórze jej szyi, raniąc ją tak dotkliwie, że ciepła krew niemal natychmiast spłynęła w kierunku obojczyków.
Słabe ciało Carmen runęło w dół, z impetem uderzając o marmurową posadzkę. Gdy jej policzek przywarł do zimnej powierzchni, rozchyliła wargi, z trudem znosząc uporczywy ból głowy. Zamrugała, a świat, który ją otaczał, zaczął na powrót nabierać ostrości.
CZYTASZ
True Blood [18+]
Vampire''Martwe serce kocha najmocniej'' ⚠ SCENY EROTYCZNE, PRZEKLEŃSTWA, PRZEMOC.