Rozdział 19

52.1K 3.1K 3.1K
                                    

Celem jego polowań nigdy nie było zdobycie pożywienia. Jako król miał bowiem wszystko na wyciągnięcie ręki — najwyższej jakości krew oraz wszelkie potrawy, na jakie tylko mogła najść go ochota.

Dlaczego więc tak desperacko pragnął opuścić mury pałacu, spędzić kilka godzin w ciemnym, zimnym lesie?

Przez nią.

Carmen była powodem, jedynym jasnym punktem pośród mroku jego życia. Słabością i tym, co dodawało mu sił.

Musiał trzymać się od niej z daleka choćby przez tych kilka godzin. Wrócił do pałacu dopiero nad ranem, zanim świt zdołał całkowicie przepędzić ciemność. Jego komnatę wypełniał jednak mrok.

Poczuł ulgę, gdy ujrzał ją siedzącą na skraju ogromnego łoża. Zaprzestała rozplątywać jasne włosy, gdy stanął w drzwiach.

Nim zniknął, zapomniał wspomnieć, że, przynajmniej do czasu, aż jej dłoń się nie zagoi, nie powinna poruszać się sama po pałacu.

— Wróciłeś — odparła, zupełnie jakby pragnęła jakimś słowem przerwać tę uporczywą ciszę.

Devlin skinął, zamykając za sobą drzwi komnaty. Nabrał głęboki oddech i ruszył w jej kierunku w tej samej chwili, w której jasnowłosa gwałtownie wstała na równe nogi.

— Właśnie miałam zamiar wracać do siebie...

— Nie powinnaś... — wtrącił, przystając. Dopiero teraz spojrzał na jej sukienkę, brudną od krwi, pogniecioną. — Nie powinnaś chodzić po tych korytarzach sama. To niebezpieczne, zważywszy na fakt, że twoje ręka wciąż krwawi. — Podniósł wzrok, aby spojrzeć prosto w jej oczy.

— Muszę się przebrać...

— Poczekaj tutaj na mnie — wtrącił.

Carmen zamilkła, bowiem Devlin po prostu... zniknął lub poruszył się tak szybko, że jej oczy nie zdołały zarejestrować żadnego ruchu. Wrócił po zaledwie kilku sekundach, trzymając w dłoniach biały materiał. Była to jedna z sukienek z jej szafy.

— Oh... — Ostrożnie odebrała od niego sukienkę. — Dziękuję. — Cofnęła się o krok. — Mógłbyś się... odwrócić?

— Tak. — Drgnął, nagle pojmując znaczenie jej słów. — Oczywiście.

Odwrócił się i utkwił spojrzenie w drzwiach, za którymi rozciągły się korytarze pałacu. Po chwili zamknął oczy, gdy usłyszał odgłos opadającego na podłogę materiału.

Słyszał bicie jej serca — miarowe i spokojne. Słyszał jej oddech, krew płynącą przez jej żyły, a potem usłyszał także jej głos, wypowiadający jego imię:

— Devlinie... Czy mógłbyś...

Odwrócił się i zamarł, gdy spostrzegł, że nie była jeszcze w pełni ubrana.

— Mógłbyś mi z tym pomóc? — Spojrzała na niego przez ramię, przytrzymując materiał sukienki na piersiach. — Devlinie?

Drgnął, jakby wyrwany z zamyślenia. W końcu podszedł bliżej, ostrożnie unosząc swe dłonie. Chwycił pierwszy z wielu białych, małych guzików, delikatnie muskając opuszkami zimnych palców skórę jej nagich pleców.

Wstrzymał oddech, gdy zadrżała pod wpływem jego dotyku.

Jej oddech przyśpieszył, podobnie jak serce, a on, odurzony jego dźwiękiem, zdołał szepnąć słabo:

— Czy dręczenie mnie sprawia ci przyjemność, najdroższa?

— Nie... Nie mam pojęcia, o czym mówisz...

True Blood [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz