Rozdział 9

47.7K 2.7K 2.3K
                                    

Carmen nie potrafiła sprać krwi, która w pełni wsiąknęła w materiał błękitnej sukienki. Pochylona nad marmurową wanną w ogromnej łazience swych komnat, pocierała o sobie dwa kawałki sukni, w duchu pragnąc pozbyć się dużej, czerwonej plamy, która zdawała się potęgować ból, jaki pulsował w okolicach jej szyi.

Zapewne był to jedynie wymysł jej zmęczonego umysłu, ale wciąż czuła ostre kły muskające jej skórę.

Zamknęła oczy. Jej ramiona opadły, a sukienka utonęła w zimnej wodzie. Z płuc jasnowłosej uleciało zduszone westchnienie. Ręce bolały ją od wysiłku, jaki włożyła w próbę usunięcia własnej krwi z materiału.

W końcu się poddała. Pozwoliła, aby sukienka wysunęła się spomiędzy jej placów i z cichym pluśnięciem wpadła do wody.

Carmen osunęła się po zimnej powierzchni wanny, opierając plecy o jednej z jej boków i usiadła na chłodnej, twardej podłodze łazienki. Zdążyła się wykąpać, umyć jasne włosy i przebrać w białą sukienkę. W ogromnej szafie nie znalazła bowiem niczego innego. Żadnych spodni czy bluz, które zwykła nosić za murem odgradzającym śmiertelników od magicznych istot.

Oplotła kolana ramionami i przyciągnęła nogi do piersi.

Bała się. Była potwornie przerażona i czuła owe przerażenie w każdym fragmencie swego ciała — w trzęsących się dłoniach i w ciężko bijącym sercu. Nie należała do tego świata, nie pragnęła do niego należeć.

Gdyby mogła dokonać wyboru, z pewnością wybrałaby śmierć. Życie ze strachem było bowiem o wiele gorsze.

Poderwała gwałtownie głowę, gdy panującą dookoła ciszę przerwał krótki trzask. Powoli wstała na równe nogi i, na moment zapominając o sukience, którą pozostawiła w wodzie, opuściła łazienkę.

Przystanęła w wejściu do sypialni, gdy dostrzegła sylwetkę, stojącą tuż przy ogromnej okiennicy, zza którą rozciągał się widok na tonący w promieniach zachodzącego słońca gęsty las. Devlin niezmiennie ubrany był w czarne, eleganckie spodnie oraz czarną koszulę. Pozbył się jednak długiego płaszcza, który zwykł zawsze przy sobie nosić.

Odwrócił głowę i obdarzył Carmen spojrzeniem, a ona, nie bardzo wiedząc, jak i dlaczego, była pewna, że o jej przybyciu poinformował go odgłos jej serca, a nie kroki. Owa myśl, jakże przerażająca, sprawiła, że jasnowłosa pośpiesznie odwróciła głowę. Jej wzrok spoczął na materacu ogromnego łóżka oraz na tym, co się na nim znajdowało — taca ze świeżym, pachnącym jedzeniem.

Dopiero wówczas Carmen pojęła, jak bardzo była głodna — nie zjadła niczego od chwili, w której się zbudziła, a od tamtego czasu minęło blisko pięć godzin.

Ruszyła w kierunku łóżka, usiadła na materacu i, chwytając szklankę z wodą upiła spory łyk. Zrobiła to zachłannie, niczym dziecko, które nie zna w niczym umiaru.

Opamiętała się dopiero w chwili, w której poczuła na sobie spojrzenie Devlina. Przełknęła ostatni łyk wody i, wierzchem dłoni wycierając mokre usta, odłożyła szklankę tuż obok talerza z pachnącym, świeżym chlebem.

— Przepraszam — mruknęła, nie do końca wiedząc, dlaczego z czegokolwiek się tłumaczy. Może gdzieś w głębi serca czuła, że nawet najmniejszy, niewłaściwy ruch może sprowadzić na nią nieszczęście? — Chyba nie potrafię przywyknąć do myśli, że, gdziekolwiek się nie udam, bez trudu znajdę tam wodę i jedzenie. — Spuściła wzrok. — Za murem bywały dni i miesiące, gdy szklanka wody była cenniejsza niż cokolwiek innego... — Urwała, gdy dobiegło do niej skrzypnięcie podłogi.

Devlin wręcz instynktownie się zatrzymał. Poczuł nieprzyjemny uścisk w piersi. Nie był on spowodowany myślą o głodujących i cierpiących z pragnienia śmiertelnikach, a jedynie myślą o niej — o Carmen, spragnionej i głodnej. Owe wyobrażenie zabolało go bardziej, niż śmiałby przypuszczać.

True Blood [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz