Gorąca kąpiel była tym, co pozwoliło Carmen choć na moment odpędzić ze zmęczonego umysłu obawy, jakie wiązały się z nadchodzącym wydarzeniem. Wątpliwości, które jej towarzyszyły, nie były rzecz jasna związane z Devlinem. Kochała go i być może zostanie jego żoną było tym, czego od tak dawna szczerze pragnęła, lecz...
Nie zdołała dokończyć myśli, gdy poczuła za sobą powiew chłodnego wiatru. Wiedziała, że król pojawił się tuż za nią, choć nie mogła dostrzec jego odbicia w lustrze, przed którym stała. Poczuła jednak jego dłonie na swojej talii i zimne wargi delikatnie muskające kark.
— Castiel zasnął? — zapytała.
— Tak — wymruczał prosto do jej ucha, składając tuż za nim czuły pocałunek. — Teraz mam cię tylko dla siebie. — Objął ją mocniej, przyciskając drobne ciało Carmen do swojego twardego torsu. — Przez całą noc będziesz tylko moja, najdroższa...
— Powinnam się wyspać — szepnęła, z trudem nie ulegając jego urokowi. — Jutro nasz wielki dzień. Nie mogę wyglądać, jakbym była niewyspana... — Jęknęła cicho, czując jego dłonie pod materiałem białej sukienki. — Devlinie...
— Kocham cię — szepnął nagle i choć te słowa padły z jego ust już tak wiele razy, Carmen poczuła ogarniające ją ciepło. — Mam dla ciebie prezent...
— Niepotrzebnie... — Zamilkła, gdy jej szyję otoczyło coś zimnego. Był to naszyjnik, wykonany z czarnego złota, z przepięknym kamieniem o fiołkowej barwie. — Jest piękny... — Odwróciła się ku królowi, w końcu mogąc go dostrzec.
Stał tuż przed nią, spowity w czerń i mrok, z łagodnym spojrzeniem.
— Ja nie mam dla ciebie niczego...
— Dałaś mi więcej, niż śmiałbym pragnąć, Carmen — wtrącił. — A jutro... Gdy tylko zobaczę cię w koronie, będę pierwszym, który przed tobą uklęknie.
— Królowie nie klękają... — Uniosła dłoń i dotknęła jego policzka. Miał przerażająco zimną skórę.
— Dlaczego mam wrażenie, że o czymś mi nie mówisz?
Choć tak desperacko pragnęła powstrzymać się przed tym odruchem, nie zdołała zapanować nad odwróceniem wzroku.
— Carmen. — Devlin chwycił jej podbródek i zmusił, aby spojrzała prosto w jego oczy. — Cokolwiek się dzieje, musisz być ze mną szczera... Jeżeli nie chcesz tego ślubu...
— Chcę — zapewniła pośpiesznie. — Niczego bardziej nie pragnę, ale... — Przełknęła z trudem.
— Ale? — Pochylił delikatnie głowę.
— Tam będzie tak wiele istot, wszyscy będą na mnie patrzyli. Spójrz na mnie. — Cofnęła się o krok, uciekając z jego objęć i rozłożyła ręce. — Wyglądam...
— Pięknie — dokończył. — Oszałamiająco...
— Wcale się taka nie czuję — wtrąciła. Jej ramiona opadły. — Zupełnie jakbym była... tylko własnym cieniem. — Ponownie uciekła spojrzeniem. — Nie chcę czekać, ale boję się, że gdy jutro się tam pojawię... — Objęła dłońmi własne ramiona. Zapragnęła wzdrygnąć się, gdy poczuła pod palcami wystające kości barków i łopatek. — Czuję się taka okropna...
— Carmen...
— Wszystko byłoby prostsze, gdybyś mnie przemienił. Byłabym silna. Piękna.
W jednej chwili znalazł się tuż przy niej. Objął jej bladą twarz swoimi dużymi dłońmi i spojrzał prosto w oczy pełne łez.
— Nie znoszę, gdy płaczesz — przyznał. — Nic nie boli mnie równie mocno, co widok twojego smutku...
— Przepraszam...
— Nie przepraszaj — wtrącił stanowczo. — Nigdy mnie za to nie przepraszaj — dodał już nieco spokojniejszym tonem. — Nawet nie jestem w stanie wyobrazić sobie, jak musi być ci ciężko. Po wszystkim, co przeszłaś, gdy mnie przy tobie nie było... Nie mam prawa do niczego cię zmuszać, więc wystarczy jedno twoje słowo, a...
— Przemień mnie. — Nie pozwoliła mu dokończyć, zaciskając palce dookoła jego nadgarstka. — Proszę, zakończ to wszystko i pozwól, abym poczuła się choć trochę mniej pustą...
Rozchylił wargi. Nie miał serca wyznać jej, że po przemianie wszystko zdawało się martwe i puste.
— Zrobię to — obiecał. — Jutro. Gdy nadejdzie noc, a goście weselni opuszczą te mury, spełnię każde twe życzenie, najdroższa, ale dzisiaj pozwól mi choć przez jeden krótki moment wielbić cię taką, jaką teraz jesteś. Ostatni raz...
Chcę poczuć twoje ciepło ostatni raz, nim na zawsze je stracę.
Nie mają wystarczająco wiele odwagi, by wypowiedzieć te słowa na głos, pochylił się i dotknął jej warg. Ciepłych i tak bardzo miękkich. Pocałunkami wziął we władanie jej umysł i ciało, które kompletnie mu się poddało.
W drodze do łóżka rozwiązał satynowy pasek, jaki oplatał talię Carmen. Materiał zsunął się z jej skóry, odsłaniając nagie ciało.
Piękne. Najpiękniejsze.
Położył jej drobne, kruche ciało na materacu ogromnego łoża, wciąż nie odrywając warg od jej skóry.
Jeżeli nie istniały żadne słowa, które mogły pokazać, jak bardzo była dla niego piękna, zamierzał wyrazić to pocałunkami. Nawet jeżeli musiałby złożyć ich setki czy tysiące.
Pocałował każdą bliznę, plamkę na bladej skórze, wyznaczył ścieżkę pomiędzy piersiami, aż do pępka. Dopiero wówczas uniósł głowę i zza kosmyków czarnych włosów, które osunęły się na jego skronie, spojrzał na jej twarz. Wykrzywioną w delikatnym grymasie.
Zawisnął tuż nad nią i pochwycił jej spojrzenie, przykładając dłoń do policzka. Kciukiem starł jedną, samotną łzę, jaka po nim spłynęła.
— Moja Królowo...
Mur, który musiała wokół siebie postawić, aby przetrwać ostatnie dwa lata, zaczął się kruszyć.
Tej nocy trzymał ją nieustannie w objęciach. Całował jej miękką skórę, szeptał ciche słowa, składał obietnice, po prostu był obok, gdy drżała z rozkoszy i tonęła we własnych łzach.
Nie mógł bowiem uczynić nic więcej. Nie miał serca, które mógłby jej podarować.
Mógł więc jedynie liczyć, że jego obecność okaże się wystarczająca.
J.B.H
CZYTASZ
True Blood [18+]
Vampire''Martwe serce kocha najmocniej'' ⚠ SCENY EROTYCZNE, PRZEKLEŃSTWA, PRZEMOC.