Z każdym kolejnym dniem Devlin dostrzegła coraz więcej złych stron wpojenia się w śmiertelną istotę — potrzeba czucia jej bliskości, pragnienie dotknięcia jej za każdym razem, gdy znajdowała się na wyciągnięcie ręki i... i zazdrość. Piekielna, paląca zazdrość, z którą nie potrafił walczyć.
Głupia zazdrość o kwiaty, których płatki muskała na łące, o każdego, na kogo patrzyła nieco łaskawiej niż na niego i... i o Juliana.
Teraz, stojąc w wejściu do komnaty swego brata, z trudem potrafił powstrzymać chęć pogardliwego prychnięcia, gdy Carmen, pomagając szatynowi podnieść się do pozycji siedzącej, szepnęła z troską:
— Ostrożnie...
Devlin westchnął ciężko i, krzyżując ramiona na torsie, zacisnął wargi, uwydatniając tym samym mocne rysy szczęki.
To twój brat, upomniał się w myślach, gdy nagle poczuł nieodpartą potrzebę rozerwania Julianowi gardła.
Zobacz tylko, jak na niego patrzy. Czy nie pragniesz, aby kiedyś obdarzyła cię równie łagodnym spojrzeniem? — Uporczywy głos rozbrzmiał w jego umyśle, walcząc ze zdrowym rozsądkiem.
Tak niewiele brakowało, aby zerwał się z miejsca, podszedł bliżej, chwycił jej drobne ramiona i odciągnął ją jak najdalej od...
— Panie. — Strażnik pojawił się tuż za nim, w wejściu do komnaty. — Chodzi o więźnia, który przebywa w celi...
— Rozkazałem, abyście karmili go wyłącznie wodą — syknął rozdrażniony, nawet nie moment nie odrywając spojrzenia od Carmen. Dłoń jasnowłosej spoczęła na ramieniu Juliana.
— Oczywiście, ale...
— Ale? — wtrącił cierpko.
— Wszystkie cele są puste, Panie. — Głos strażnika zadrżał.
Devlin odwrócił głowę i obdarzył chudego, wysokiego elfa ciężkim spojrzeniem.
— Na podłodze znaleźliśmy jedynie ciało pałacowej służki, która tego dnia miała napoić więźnia. Rozkażę wszcząć poszukiwania...
— Nie — wtrącił Devlin. — Sam się tym zajmę. Upewnij się, że nikt nie przestąpi progu swych komnat, dopóki na to nie pozwolę.
Strażnik odpowiedział jedynie skinieniem, po czym zniknął w mroku korytarza.
— Wszystko w porządku? — Głos Carmen sprawił, że gniew w jednej chwili opuścił serce Devlina.
Spojrzał na nią.
— Oczywiście. Nie wychodźcie z komnaty, dopóki nie wrócę.
— Ale...
— To nie jest prośba — uciął, nim nie opuścił pokoju, pozostawiając po sobie jedynie trzask ciężkich drzwi.
Carmen jeszcze przez kilka sekund wpatrywała się w miejsce, w którym stał król.
Julian z cichym jęknięciem zaczął się podnosić. Miał na sobie jasne spodnie i białą, luźną koszulę.
— Co robisz? — zapytała, gdy wstał z łóżka.
— Muszę mu pomóc...
— To nie jest dobry pomysł — zaprotestowała pośpiesznie, również zrywając się na równe nogi. — Nie odzyskałeś jeszcze wszystkich sił, jesteś osłabiony...
— Nigdy nie zostawiam Devlina samego — wtrącił, ruszając w kierunku drzwi.
Carmen szybko zastąpiła mu drogę.
CZYTASZ
True Blood [18+]
Vampire''Martwe serce kocha najmocniej'' ⚠ SCENY EROTYCZNE, PRZEKLEŃSTWA, PRZEMOC.