Epilog

46.8K 2.7K 2.1K
                                    

Gdzie legendy stają się prawdą


Devlin krążył nerwowo po pałacowym korytarzu, starając się zdusić w sobie potworną chęć wejścia za zamknięte drzwi. Miał jednak słabą wolę i już po chwili wyciągnął dłoń, aby chwycić złotą klamkę. Julian powstrzymał go w ostatnim momencie.

— Uzdrowicielki zakazały ci tam wchodzić — przypomniał.

Devlin wykrzywił wargi w grymasie.

— Gdzie Castiel?

— Udał się do lasu, rzecz jasna — rzucił Julian, po czym oparł się o pobliską ścianę. Pokręcił głową. — Jest królem, a spędza w pałacu zaledwie kilka godzin w ciągu doby.

— Poddani go kochają.

Julian westchnął, przewracając oczami. Podczas gdy młody król hasał po lesie, on sam miał na głowie masę obowiązków.

Dwuskrzydłowe drzwi stanęły otworem, a z wnętrza komnaty wyłoniła się wysoka kobieta w białym fartuchu.

— Mój panie. — Pokłoniła głowę. — To dziewczynka.

— Dziewczynka — powtórzył cicho. — Mogę...

— Królowa i księżniczka są wyczerpane po porodzie, więc proszę ich nie męczyć zbyt długo.

Devlin skinął, po czym wszedł do wnętrza komnaty. Na ogromny łożu, pośród białej pościeli, ujrzał Carmen, która trzymała w swych ramionach zawiniątko. Poruszył się, dopiero gdy uniosła głowę i na niego spojrzała.

Wyglądała na zmęczoną. Jej blada skóra błyszczała od potu, a kosmyki białych włosów przykleiły się do skroni. Zdobyła się jednak na szczery uśmiech.

— Jest piękna — szepnęła.

Devlin podszedł bliżej. Przysiadł na brzegu łóżka. Carmen drżącą dłonią odchyliła materiał, odsłaniając maleństwo. Dziewczynka miała włosy białe niczym śnieg. Skradła każdy skrawek jego duszy, gdy spojrzała na niego dużymi oczami o barwie fiołków.

— Nastia — szepnęła słabo. — Nazwijmy ją Nastia.

Devlin nie potrafił oderwać spojrzenia od dziewczynki.

— Nastia — powtórzył, po czym pochylił się i zimnymi wargami dotknął skroni Carmen. — Powinnyście odpocząć.

— Zostaniesz z nami?

— Całą wieczność.  

***

Castiel lubił te krótkie, lecz wyjątkowo ulotne chwile, kiedy mógł wyrwać się z pałacowych murów. Uwielbiał bycie królem. Uwielbiał denerwować wuja Juliana i rozkazywać służką piec całe blachy ciastek.

Ale lubił także owe wycieczki do lasu. Wówczas odpoczywał, rozkoszował się ciszą i... Zatrzymał się, gdy wiatr przywiódł do niego słodki zapach. Rozkoszny, uzależniający.

Musiał nabrać głębszy oddech, aby uspokoić szybkie bicie własnego serca. Usłyszał trzask łamanej gałęzi, a gdy odwrócił się, w pierwszej chwili dostrzegł skierowaną ku niemu strzałę. Dopiero później ujrzał łuk i dziewczynę, która dzierżyła go w dłoniach.

Obdarzyła go spojrzeniem zielonych oczu. Jej długie, rude włosy powiewały na wietrze.

— Nie ruszaj się — rozkazała.

Castiel, wyraźnie zaciekawiony, przechylił głowę w bok. Stał tuż przed nią, ubrany w czerń, wyższy o ponad głowę, a to mała, drobna istota nie wydawała się przerażona.

Na dodatek to dziwne, obce ciepło, jakie oblepiło jego serce...

— Jesteś śmiertelniczką — oznajmił. Miała słodki zapach, który nagle stał się jego największym pragnieniem.

— A ty? Kim jesteś ty?

Castiel uśmiechnął się, jednak nie odpowiedział.

— Nie skrzywdzę cię — obiecał.

— Sądzisz, że się ciebie obawiam?

— Nie. Nie czuję twego strachu, śmiertelniczko.

— Nie tak brzmi moje imię.

— Zechcesz mi je zdradzić?

Dziewczyna się zawahała. Wciąż trzymała łuk skierowany prosto w jego serce, które od teraz aż po wieki miało należeć już tylko do niej.

— Nadine.

— Nadine — powtórzył, rozkoszując się dźwiękiem jej imienia w swoich ustach. — Uciekłaś zza muru?

— Uciekłam? — Prychnęła, unosząc hardo podbródek.

Była piękna, a Castiel nie potrafił oderwać od niej wzroku.

— Kim jesteś, Nadine?

— Władam miastem ludzi — odparła pewnie. — Jestem królową.

Moją królową, dodał w myślach.

— A ty? Kim jesteś ty?

— Królem.

Twoim królem. 


KONIEC

J.B.H

True Blood [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz