Rozdział 20

50.9K 2.7K 1.6K
                                    

Wampiry z natury odporne były na wszelkiego rodzaju fizyczne zmęczenie. Nie potrzebowały więc snu, aby zregenerować siły, a jedynie krwi.

Devlin nie potrafił odszukać w pamięci dnia, w którym spał po raz ostatni. Minął rok lub dwa, od kiedy to się stało. Czuł się więc... dziwnie, gdy wybudził się ze snu i, powoli unosząc powieki, spojrzał na wiszący nad jego głową baldachim łóżka.

W pierwszej chwili wspomnienia ubiegłej nocy skryły się gdzieś za zaskoczeniem i zmieszaniem. Dopiero gdy poczuł ciepło drugiego ciała u swego boku, coś ciężkiego opadło na jego serce, niczym wyrzuty sumienia.

Odwrócił głowę, niemal muskając czubkiem nosa policzek Carmen, która w jego bok, spała, z głową opartą na ramieniu bruneta.

Jej nagie ciało przykrywała jedynie satynowa, lśniąca w ciemności narzuta. Białe włosy, rozrzucone na materacu łóżka wyglądały niczym śnieg, który swobodnie opadł na świat, przykrywając go swoją nieskazitelną bielą.

Teraz, właśnie w tej chwili, wtulona w jego tors, kompletnie naga, z lekko rozchylonymi wargami, wydawała mu się niemal nadzwyczajnie piękna.

W całym swym życiu widział wiele niezwykłych stworzeń — nimfy, elfki, czy nawet syreny, które w niektórych kręgach świata uważane były przecież za najpiękniejsze.

Teraz wszystkie te istoty zdawały się chować w blasku kobiety, którą trzymał w swoich ramionach.

Spomiędzy jej warg wyrwało się zduszone westchnienie, gdy zimna dłoń Devlina powędrowała w górę jej pleców, a opuszki palców musnęły delikatną skórę. Twarz jasnowłosej rozświetlił lekki, błogi uśmiech. Uniosła powieki i obdarzyła go sennym spojrzeniem, nie rozbudzając się w pełni.

Król w milczeniu wpatrywał się w jej twarz. Naprawdę sądził, że wyswobodzi się pośpiesznie z jego ramion, a potem zniknie, lecz ona, ponownie zamykając oczy, szepnęła:

— Jeżeli to sen, proszę, niech potrwa jeszcze choćby chwilę...

— Jak się czujesz? — zapytał, sprawiając tym samym, że uniosła powieki.

Spojrzała na niego już mniej sennie. Wydawała się nieco zaskoczona pytaniem, które padło z jego ust.

— Nie zrobiłem ci krzywdy? — dodał.

Carmen rozchyliła wargi, jednak zanim cokolwiek odpowiedziała, ponownie je zacisnęła. Powoli podniosła się na łokciach. Długie, jasne włosy zsunęły się na jej nagie ramiona.

— Przecież nie możesz mnie skrzywdzić...

— Nie celowo — wtrącił. — Ale wciąż jestem od ciebie o wiele silniejszy. Mogłem przez przypadek o tym zapomnieć...

— Nie — mruknęła. — Nie zrobiłeś mi krzywdy, Devlinie — zapewniła. — Wbrew pozorom, nie jestem aż tak słaba, jak wszyscy sądzą. Nie musisz się aż tak bardzo martwić...

— Jesteś niczym z porcelany — odparł cicho.

— Słucham?

— Pięknej, drogocennej porcelany, ale wyjątkowo kruchej, Carmen. A moje dłonie... — Powiódł opuszkami palców w górę jej pleców, aż do przestrzeni pomiędzy łopatkami. — Nie są nauczone delikatności, na jaką zasługujesz. — Omiótł spojrzeniem jej twarz. Miała lekko zaróżowione policzki i wciąż zaspany, łagodny wzrok. — Ale obiecuję, że się jej nauczę. Dla ciebie.

Poczuł pod palcami, że mięśnie jej ramion nieco się rozluźniły.

— Ja także chcę ci coś obiecać, Devlinie — szepnęła.

True Blood [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz