Rozdział 13

44.9K 2.7K 1.4K
                                    

Pisanie listu skutecznie odpędziło myśli Carmen od wszystkiego, co zaszło w sali, w której stał fortepian.

A może po prostu nie pozwalała sobie o tym myśleć? Za każdym bowiem razem, gdy wracała wspomnieniami do tamtych chwil, znowu czuła duszące przerażenie, które zaciskało się dookoła jej serca. Przerażenie i... i coś jeszcze. Coś, czego być może nie powinna była czuć względem stworzenia, które jednym tym ruchem mogłoby ją zabić.

Prawda była jednak taka, że... że ten pocałunek był jej pierwszym.

W świecie za murem jakiekolwiek relacje nie były, co prawda, zabronione, ale nie patrzyło się na nie przychylnie. Liczyło się jedynie przetrwanie każdego kolejnego dnia.

— Julianie... — Poderwała głowę, gdy szatyn zabrał z jej dłoni list. Zwinięty w rulonik, obwiązany czerwoną tasiemką, którą znalazła w swojej komnacie.

— Tak? — Schował list za połę jasnego płaszcza i, obdarzając Carmen lekkim uśmiechem, uniósł podbródek.

— Chodzi o mojego brata i tatę. Mógłbyś upewnić się, że... że wszystko u nich w porządku? — zapytała, przestępując nerwowo z nogi na nogę.

Stali pośrodku ciemnego pałacowego korytarza, tuż przed głównym wyjściem.

— Oczywiście. — Julian pochylił głowę delikatnie w przód. — Oh, Devlin czeka na ciebie w jadalni — oznajmił, nim odwrócił się i zniknął za ciężkimi drzwiami, w mroku blednącego dnia.

Carmen odwróciła głowę w kierunku pomieszczenia, które znajdowało się na końcu korytarza. Poczuła nieprzyjemne ukłucie strachu. Zignorowała je jednak i, wygładzając materiał bladoróżowej sukienki, ruszyła przed siebie.

Król zajmował miejsce u szczytu długiego, zastawionego potrawami stołu. Jak zawsze od stóp do głów spowity był w czerń. W dłoni trzymał kielich, z krwią lub winem. Carmen nie była pewna. Nie zamierzała również zbyt długo mu się przyglądać. Usiadła na jednym z oddalonych od bruneta krzeseł i, chwytając srebrny widelec, nałożyła na swój talerz kromkę świeżego chleba, trochę sałaty i sera.

Czuła na sobie ciężar jego spojrzenia. Śledził każdy jej ruch, aby w końcu zapytać:

— Dlaczego nie jadasz mięsa?

Carmen starała się ukryć nagłe drżenie dłoni, mocniej zaciskając ją na rączce widelca.

— Nie byłabym w stanie zjeść niczego, co kiedyś żyło, chodziło po tej ziemi lub...

— To głupota — wtrącił, niemal prychając. Carmen obdarzyła go spojrzeniem. — Musisz jeść, aby mieć siłę — dodał, już nieco łagodniej.

— Dlaczego? — zapytała. — Skoro nie zamierzasz mnie zabić, chcesz trzymać mnie tutaj całą wieczność, aż umrę....

— Nie umrzesz — wtrącił cierpko. Nagle jego oblicze stało się przerażająco surowe. — Nigdy — dodał, po czym zacisnął wargi. Mięśnie jego szczęki wyraźnie się napięły. Po chwili, zupełnie jakby zdał sobie sprawę ze swojej nagłej zmiany, z westchnieniem odłożył kielich na stół. Kielich z winem, jak zdołała spostrzec Carmen. Krew była bardziej gęsta. — Posłuchaj... To, co wydarzyło się wczoraj... — Urwał, gdy napotkał jej spojrzenie. Być może dostrzegł w jej oczach strach, bowiem dokończył już znacznie łagodniej, bez złości w głosie: — Wybacz mi me zachowanie, Carmen. Doprawdy nie wiem, co we mnie wstąpiło...

Wiedział, aż nazbyt dobrze. Był świadomy również tego, że... że z każdą chwilą to piekielne, grzeszne pragnienie dotknięcia jej było coraz bardziej uciążliwe. Jak długo będzie jeszcze w stanie z nim walczyć? Co się wydarzy, gdy w końcu mu ulegnie?

True Blood [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz