[2] Rozdział 17

27.8K 2K 1.3K
                                    

Goście zaczęli docierać do pałacu już wczesnym rankiem. Przybywali z różnych zakątków królestwa — z krainy elfów, północnych granic zamieszkiwanych przez rzeczne wróżki, a nawet terenów tak odległych jak położone głęboko w górach osady.

Carmen stała w półmroku swojej komnaty i kryjąc się za ciężką zasłoną przez kolorowe witraże okna patrzyła na wszystkie pięknie ubrane istoty, które przybyły do pałacu na jej ślub. Dopiero skrzypnięcie drzwi pomogło jej wrócić do rzeczywistości.

Odwracając się, ujrzała Castiela, który wkradł się do komnaty.

— Czyżbyś znowu uciekł wujowi Julianowi? — Uśmiechnęła się, splatając przed sobą dłonie. — Wiesz, że będzie się o ciebie martwił, prawda? — Ukucnęła

Synek wpadł w jej ramiona i wtulił się w nią mocno.

— Hej. — Odsunęła się. Ruchem dłoni odgarnęła zbłąkane kosmyki, które osunęły się na jego czoło i skronie. — Coś się stało? Wiesz, że możesz o wszystkim mi powiedzieć...

— Też chciałbym tam z wami być, mamo. Dlaczego nie mogę?

— Wraz z królem uznaliśmy, że tak będzie bezpieczniej, kochanie. Dzisiejszej nocy pałac odwiedzi wiele stworzeń. Ktoś mógłby...

— Zrobić mi krzywdę? — dokończył, wykrzywiając wargi w grymasie.

Ktoś mógłby zorientować się, że jesteś synem króla, a wówczas znalazłbyś się w potwornym niebezpieczeństwie, pomyślała.

— Spędzisz noc w królewskich komnatach. Będę do ciebie zaglądała, dobrze?

— Dobrze, mamo. — Westchnął, choć nie wydawał się szczególnie zadowolony z tego pomysłu.

Drzwi do ponownie stanęły otworem, a wejściu pojawiła się sylwetka Juliana.

— Tutaj jesteś, mały urwisie. — Pokręcił głową, podchodząc do Castiela. — Mama musi odpocząć. Dzisiaj jej wielki dzień. Co powiesz na ciastka z kawałkami czekolady?

Chłopiec ostatecznie uległ i pozwolił, aby Julian wyprowadził go z komnaty. W wejściu minęły się z Devlinem. Carmen zdołała wstać na równe nogi, gdy nagle zimne dłonie spoczęły na jej policzkach, a pełne wargi dotknęły jej warg.

Oszołomiona mocą pocałunku, całkowicie mu się poddała. Jęknęła prosto w usta króla, jednocześnie przywierając do jego twardego ciała swoim własnym — mniejszym i dużo słabszym. Odwzajemniła pieszczotę, czując, że jej nogi kompletnie odmówiły posłuszeństwa. Gdyby nie silne ramię, które objęło jej talię, zapewne runęłaby na podłogę.

Devlin odsunął się od niej delikatnie, przerywając pocałunek. Potem powiódł spojrzeniem fiołkowych tęczówek po twarzy Carmen i wypuszczając z płuc głęboki oddech, szepnął:

— Byłem pewien, że nie możesz być piękniejsza, ale nieustannie mnie zaskakujesz.

— Próbujesz skraść moje serce pięknymi słowami, Devlinie?

— Czyż ono już nie należy do mnie?

— Twoja pewność siebie jest zaskakująca — mruknęła, wyswobadzając się z jego objęć. — Pośród śmiertelników krąży powiedzenie, że gdy pan młody ujrzy swą przyszłą żonę na dzień przed ślubem, spadnie na nich nieszczęście.

— Zatem każesz mi odejść?

Spojrzała na niego z uśmiechem. Zanim jednak zdołała cokolwiek odpowiedzieć, w komnacie pojawiły się służki.

True Blood [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz