Carmen wykrzywiła wargi w grymasie i skreśliła kilka zdań, które chwilę wcześniej napisała na zwoju papieru. Nie potrafiła zebrać myśli, ani nawet ułożyć je w jakieś sensowne słowa. Wszystko wydawało jej się... puste i nijakie.
Westchnęła, w końcu odkładając pióro na blat stołu. Od późnego popołudnia siedziała w bibliotece, starając się napisać list do rodziny. Mimo wszystko uważała, że powinni wiedzieć, iż była cała i zdrowa.
— Twój paskudny nastrój czuć aż w korytarzu. — Julian pojawił się tuż obok, a potem z gracją zajął miejsce po drugiej stronie stołu.
— Gdzie Castiel?
— Spędza czas z Devlinem. — Poruszył się, wciąż nie odrywając od niego spojrzenia. — Co trapi twoje śmiertelne serce? — zapytał. — Z całą pewnością nie jest to ten kawałek papieru. — Wskazał na zwój. — Boisz się, prawda?
— Nie.
— Szczerość to podstawa, Carmen. Musisz powiedzieć Devlinowi, że nie chcesz nosić korony.
Jasnowłosa poderwała głowę.
— Zawsze lepiej potrafiłem czytać z ludzkich twarz niż mój brat. Sądzi, że jesteś szczęśliwa. Że nie pragniesz być królową...
— Skąd...
— Jesteś zmęczona i chcesz tylko zaznać odrobiny spokoju.
Odwróciła wzrok.
— Nie wiem, czy sobie poradzę. Być może to ciężar, którego nie będę w stanie unieść.
Julian wpatrywał się w nią przez chwilę w całkowitym milczeniu.
— Powinnaś z nim o tym porozmawiać...
— Nie chcę go zawieść — wtrąciła.
— Więc zamierzasz zrobić coś wbrew sobie? — Uniósł brew i obdarzył ją lekkim uśmiechem, aby następnie wstać. — Mój brat cię kocha, Carmen i poprzysiągł uczynić wszystko, abyś była szczęśliwa, a kompletnie nieświadomie pcha cię w kierunku czegoś, czego częścią nie chcesz być. Oczywiście zrobisz, jak uważasz, ale nie skazuj samej siebie na takie cierpienie. — Skrzyżował dłonie za plecami. — Nie będę dłużej cię niepokoił.
Julian odszedł, zostawiając Carmen samą z jej własnymi myślami.
***
— Strasznie tutaj ciemno. — Castiel starał się nadążyć za Devlinem, który stawiał duże, szybkie kroki.
Schodzili krętymi, wąskimi schodami w głąb pałacu.
— I zimno. — Chłopiec potarł drobne ramiona. — Nie chcę tutaj być.
— Cierpliwość popłaca, Castielu. — Devlin spojrzał na niego przez ramię.
— Dostanę za to ciastko?
Król westchnął, w końcu docierając do ciemnego korytarza. Gdy poczuł, że chłopiec zatrzymał się o jego boku, pstryknął palcami. Ten jeden ruch wystarczył, by pomieszczenie zalała fala bladego światła.
— Wow. — Castiel popędził w stronę szklanej ściany, za którą, na niewielkim podwyższeniu, stała gablota. — To prawdziwa korona?
Kącik ust Devlina drgnął ku górze. Złączył dłonie za plecami i podchodząc bliżej, sprawił, że ściana uniosła się.
Chłopiec popędził w stronę gabloty, w której na aksamitnej, białej poduszce, spoczywała najcenniejsza rzecz, jaka kiedykolwiek znajdowała się na tej ziemi.
CZYTASZ
True Blood [18+]
Vampire''Martwe serce kocha najmocniej'' ⚠ SCENY EROTYCZNE, PRZEKLEŃSTWA, PRZEMOC.