# 1-3. #

627 45 0
                                    

- Nie ta babcia. Babcia Glenda. - Tata zamilkł patrząc na mnie intensywnie. Potem pokręcił głową, jakby nie wierzył w to co pojawiło się w jego myślach. Wydawał się być zdruzgotany.

- Skąd znasz tą kobietę?- Zapytał cicho. Potarłem czoło zastanawiając się intensywnie jak wybrnąć z tej sytuacji. Przecież ona nie pracuje, będzie głodowała. Kto jej zrobi zakupy? Naprawi różne rzeczy w przyczepie? Kto jej przyniesie drzewa do kominka? Kto kupi ciepłe ubranie? - Ryder skąd ją znasz? I od kiedy? Odpowiedz mi. - Krzyknął, ostatnimi czasy ojciec tylko ciągle podnosił głos nie umiejąc inaczej na mnie reagować. Nie dziwiłem się jego zachowaniu. Tam w środku wiedziałem, że to ja robię źle.

- Od prawie roku. - Tata potarł twarz, mrugając intensywnie jakby nie wierzył w to co słyszy. - Pomagam jej. Ona nie ma nikogo tato, a ty się na nią wypiąłeś. - Stwierdziłem oskarżycielsko, chcąc jakoś wybronić moją postawę. - Nie pozwoliłeś jej mnie widywać. - Ojciec wybuchnął gorzkim śmiechem, wplątując dłoń we włosy na karku. Potem spojrzał mi w oczy i wtedy wiedziałem. Nabrała mnie. 

- Nie widziałem tej kobiety od lat niech policzę ilu. Zresztą sam sobie policz. Twoja matka miała osiem lat, gdy widziała ją po raz ostatni. Nie miałem okazji zabronić jej ciebie widywać. - Uniósł dwa palce kreśląc cudzysłów. - To kurwa pierdolone bzdury dzieciaku, a ona najwyraźniej cię wkręciła.

- Co? - Wysapałem zaszokowany, czyli to wszystko co opowiadała mi o mamie to były bzdury? Czemu? Dzięki jej opowieściom czułem się tak blisko Pipi jak nigdy wcześniej. 

- Pójdę na chwilę do szeryfa. Wezmę nam po kubku kawy. Przyda się bo czeka nas długa rozmowa synu. - Powiedział wychodząc na korytarz, a ja w dalszym ciągu przyswajałem sobie to co usłyszałem. Oszukała mnie! Nie mogłem w to uwierzyć.

Niewiarygodne, to kurwa było niewiarygodne. Dałem się wkręcić jak dwulatek. Zamiast od razu iść do rodziców z jej rewelacjami, pozwoliłem ssać się tej pijawce z każdej kropli krwi jaką miałem. Na myśl o tym co robiłem, aby zdobyć dla niej pieniądze, oblewały mnie siódme poty. Czułem się brudny i sponiewierany. Byłem niegodny mojej rodziny. Uczciwych dobrych ludzi, ja byłem czarną owcą w ich rodzinie. Zrobili wszystko, żeby mi pomóc. Zatrudnili adwokata, chodziłem do psychologa. Ratowali mnie ze wszystkich sił bez słowa skargi. 

Oni się mną martwili, gdy ja tyle miesięcy dzień po dniu plułem im w twarz. Należało mi się pójście do pudła. Powinni mnie kurwa zamknąć i wyrzucić klucz a nie głaskać. Nie patrzeć na mnie z tym zmartwieniem w oczach, nie przytulać jakbym na to zasłużył. Nie pocieszać i podtrzymywać na duchu. Z każdym dniem moje poczucie winy rosło. Dusiłem się we własnym sosie. Walczyli o mnie i za mnie. Dostałem kurwa ledwie prace społeczne. Przyjąłem je jak dar a nie karę. Chciałem zniknąć im z oczu. Gdy miałem wolny dzień pracowałem u wujka Jaspera na budowie, poprawiałem oceny i starałem się nadrobić czas z Evą. Ale nic nie zmazywało mojej winy. Ten ciężar będę nosił ze sobą na zawsze. A przyczyna tego wszystkiego zwyczajnie zbiegła z miasta. Ojciec nie zamierzał jej odpuścić i złożył doniesienie o nakłanianiu do czynów moralnie nagannych. Doprowadzono ją do aresztu prewencyjnie, bo jak się okazało miała niezłą historię jako zbieg. Musiałem przeciwko niej zeznawać w sądzie. Zrobiła tam nieliche przedstawienie. Usiłując z siebie zrobić biedulkę. Moja adwokat wspierała prokuratora pro bono, czyniąc wszystko co konieczne by zapłaciła za swoje czyny. A oni siedzieli tam pod drzwiami tej sali i wspierali mnie jak zawsze. Nawet urządzili mi urodziny. Miałem pierdolone szesnaście lat i zjebaną przyszłość. 

RYDER  : SAGA TAK ZWYCZAJNIE : TOM III.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz