Tej nocy trzy razy, kochaliśmy się jak szaleni. Rano wstałem, cichutko, by zrobić kawę i przygotować piknik. Kawa parzyła się, a ja wspominałem dotyk jej skóry, smak fakturę. Oddanie i miłość w oczach. Pamiętam naszą rodzinę, twierdzącą, że jesteśmy zbyt młodzi, na ślub, dzieci. I potem ich szok i zdziwienie, gdy wszystko nam szło dobrze. Gdy obserwując nasze uczucia, do siebie stwierdzali, że jesteśmy jak ktoś z wielkim stażem w związku. I nie raz słyszałem, z zazdrością, że jesteśmy jak dziadek i babcia. Dziadek Trey, zawsze mówił, że babcia i Nicole, dzieliły równie dobry charakter. I miał rację. Kawa zrobiona, piknik spakowany, teraz kąpiel by złagodzić skutki naszych nocnych szaleństw. Na pewno czuje się troszkę, sponiewierana mimo, że starałem się być delikatny. Sprawdziłem szafki, ze zdziwieniem znajdując żel do kąpieli łagodzący, ba czego tam w tych szafkach nie było, osz boże moja rodzinka, to nieźli zboczeńcy. Jadalne majtki, tony lubrykantów, nawet kurwa jedwabne sznurki i kajdanki. Oho, czy ja kurwa chciałem to wiedzieć. Chyba, dla nas muszę znaleźć inne lokum, na takie wyjazdy. Serio, kocham moją rodzinę, ale nie mam ochoty myśleć o mojej matce, w kategorii jadalne majtki, fuj... Nicole ciekawie, zajrzała mi zza pleców, wtulając się we mnie. Wzięła jeden z tych cudów w rękę, i pomachała mi przed nosem. Cała aż drżała, chichotała. Potem odłożyła i złapała, kajdanki.
- Czy ja chce wiedzieć, czyje to? - zamigała wesoło.
- Wiem, wiesz co doceniam ich zaufanie, ale kurwa, nie ma mowy bym przyjechał tu znowu. Widok tego wszystkiego, wtyczek analnych, jadalnych majtek i sznurków shibari, sprawia, że mam przed oczami wtedy rodziców. Dobija mnie to, i chcę stąd uciec. Ta część ich życia, powinna być niedostępna, dla ich dzieci.
- Wiem kochanie. Sami jesteśmy, już rodzicami, i wolelibyśmy tą część zachować dla siebie. Bo to raczej jest żenujące.
- Kąpiel, kochanie, a potem lecimy na piknik. Koszyk spakowany, kawę wypijemy w wannie. A potem spokojnie, z koszem na spacer w leśne ostępy, albo na tą słodką łączkę przed domkiem.
Usiadła w wodzie czekając na mnie. Władowałem ciało, do wanny, za jej plecami, usadowiła się wygodnie na mnie, wtedy podałem jej kawę. Słuchaliśmy cichej kojącej muzyki, pijąc kawę i rozmawiając. Myjąc się wzajemnie i pieszcząc. Uwielbiałem, takie leniwe poranki. Popołudnie spędziliśmy, na tej uroczej łączce. Karmiąc się wzajemnie, całując, w końcu kochając się leniwie. Nad wieczorem, posprzątaliśmy i wróciliśmy do domu. Nasza maleńka córeczka, przywitała nas radośnie. A najbardziej, piersi swojej mamy. Nicole biedna wszędzie, musiała taszczyć, ze sobą laktator maltretując swoje obolałe od pokarmu, piersi. Niestety, karmienie piersią tak wygląda. Moja malutka węszyła, jak mały zwierzaczek, szukając jedzonka. Nicole przykryła, ramię pieluszką, dając Elli ulubione danie, słychać, było tylko radosne mlaskanie i posapywanie. Rodzice, wyglądali, jakby zamierzali ją zatrzymać, rozpływając się nad moją córeczką. Wieczorem, w ciszy naszego domku, patrzyliśmy, jak nasz skarb zasypia. Nic nie może się, równać, z widokiem snu twojego dziecka. Taka czułość, jaka w tobie narasta, chwyta za serce, powodując słodki ból.
- Chce ich, mieć dużo,- zamigała - jak najwięcej. Żebyśmy kiedyś, tak jak dziadek Trey, mieli tak wielką cudowną rodzinę.
- Dobrze, kochanie, ile tylko będziesz chciała. Firma rośnie, twoja też, nie będzie problemów, z kasą. A my zbyt cenimy sobie, siebie wzajemnie, byśmy odpuścili nam naszą miłość. Ale domek, znajdźmy na wyjazdy inny, mam dreszcze po tej szafce. - Zachichotała. Zawsze czułem, gdy jej dusza się śmiała. Jakby wysyłała mi znak, że jest dobrze. Pokiwała, z uśmiechem głową.
Dwa miesiące później, znalazłem malutki, słodki domek siedemdziesiąt kilometrów, od nas. Miał tylko jedno pomieszczenie plus łazienkę. Ale był słodziutki, porośnięty zdziczałymi różami, bluszczem. Nad wielkim stawem. Remontowałem, go weekendami, zabierając ze sobą swoje dziewczyny. Mieliśmy malusieńki aneks kuchenny, z lodówką, i dwupalnikową kuchenką, wielkie łóżko, kanapę, stolik kawowy sporą szafę i olbrzymie okna. Łazienka była malutka, ale wanna była duża, idealna dla nas obojga. Dobudowałem kryty taras, z paleniskiem, grillem i wygodnymi siedzeniami. Teren ogrodziłem, i tak oto powstał nasz raj dla nas. Moje kochanie ociepliło wnętrze, słodkimi dodatkami, kilimami indiańskimi, makatkami i poduchami. Zaopatrzyliśmy kuchnię, w hermetycznie zamkniętą żywność. Tak na wszelki wypadek, gdybyśmy tu jechali motorem. Przywiozłem dziadka, pokazując mu swoje dokonania. Był, ze mnie dumny. Czułem, że już odchodzi, i z bólem serca, musiałem się z tym pogodzić. Nicole go rozumiała. Mówiąc mi, że ich miłość wzywa do siebie. Ich dusze były, jak jedno. Nie umiały bez siebie żyć. Czy ja umiałbym, żyć bez swojego szczęścia. Obym nigdy, nie musiał, o takim czymś się przekonać.
- Ryder, - dziadek spojrzał na mnie, tym swoim przenikliwym wzrokiem. - Jutro, są moje urodziny, po jutrze chciałbym, jechać do babci Elli.
- Dobrze, dziadku wiesz, że dla ciebie zrobię wszystko. - odparłem.
- Jestem, z ciebie taki dumny wnuku, z moich wszystkich potomków. Ale ty jesteś taki wyjątkowy. Masz wrażliwość Elli, zawsze martwiłem się, że ktoś cię skrzywdzi, oszuka, zniszczy. Ale ty mi udowodniłeś, że potrafisz walczyć o wszystko. Że masz mój rozsądek, a jej serce.
- Dziadku. Chciałbym kiedyś być, taki jak ty.
- Och Ryder, od dawna jesteś lepszy. Ja w twoim wieku do etapu, bycia ogarniętym, miałem jeszcze lata. Ba pewnie byś mnie zastał, na jakiejś popijawie, z zespołem, albo pieprzącego jednorazówki. Gdyby, Tripp nie porzucił Elli, nie wiem czy kiedykolwiek wyruszyłbym w pełną dorosłość. Opuścił, światła sceny. Zrobił, mi wtedy wielką przysługę. Będę mu, za to zawsze wdzięczny. A może, zrobił to specjalnie. Sądząc po jego działaniach, z twoim ojcem i twoją matką, mógł bawić się w swatkę. A ty, masz żonę, córkę, firmę. Oboje je macie. Nicole planuje rozwijać działalność. Ba walczyłeś w klatkach. Chociaż, ja muszę ci się do czegoś przyznać. Nie utrzymałbym się, te dwa lata na studiach, bez nielegalnych walk. Tak jak ty, byłem zabijaką, na ringu. - posłał mi ten swój krzywy uśmiech.
- Ty miałeś, niesamowite życie.
- Miałem, ale zaczęło się tak naprawdę, w dniu w którym twój, ojciec zaparkował, mi na kolanach. Był taki uroczy i kochany. Powiem ci, że na jednym poziomie pokochałem ich oboje, i nigdy, tego nie żałowałem. Nawet wtedy, gdy zniknął. Był, wart każdego wysiłku jak ty. Zawsze.
Dwa dni później, mój ukochany najwspanialszy na świecie dziadek, nie żył. Gdy wszyscy, rozeszli się w ciszy do domu. Ja usiadłem śpiewając, mu piosenkę ich miłości. Trzymając obie dłonie, na ich nagrobkach. Szeptałem, jak będę tęsknił. I miałem cholernie dziwne wrażenie, że ktoś pogłaskał, mnie po dłoni i głowie. Słyszałem szept. Zawsze tu jesteśmy. Z tobą. Może to, tylko moja wyobraźnia, ale chciałem w to wierzyć. Chciałem, to czuć. Chciałem z nimi, nadal mieć więź.
Dał mi swój dom, plus trochę kasy, z której założyłem fundusz dla Elli. Tata, przyniósł mi, dziennik dziadka. I ten trzeci. Nawet, nie wiedziałem, że był oznaczony. W środku, zobaczyłem dedykację, od niego.
Dla Rydera, bo zawsze byłem z Ciebie dumny. Z Twojej siły, dumy, honoru i wielkiego serca. Jesteś tym, czym ja bym tez pragnął być w Twoim wieku. Opisz tu swoje życie, daj wzór potomnym, bądź szczery, i niczego nie wybielaj. Prawda, to jest najlepsze, co możesz dać swoim bliskim.
Trey.
CZYTASZ
RYDER : SAGA TAK ZWYCZAJNIE : TOM III.
Romance- Kim jesteś? - Zapytał damski głos, odwróciłem się odruchowo wyrwany ze wspomnień. Nie znałem jej. Kobieta chyba była w wieku babci Elli, chociaż chciała uchodzić za młodszą. Moja babcia z dumą nosiła siwe włosy zawsze elegancko uczesane, makijaż z...