#13/2.#

1.6K 141 29
                                    

Moje spotkanie, z dziadkiem i babcią, było wzruszające. Pokochali Nicole, od pierwszego wejrzenia. Wieczorem pojechałem, po zakupy. Kolację, zjedliśmy u dziadków, rozmawiając i się ciesząc swoim towarzystwem. Opowiadałem, o swoich planach. Dziadek stwierdził, że skoro będziemy mieszkać, u taty, powinniśmy garaż wybudować, za domkiem ogrodnika, u nich. Tam był oddzielny dojazd. Proponował, mi powozownię, ale tam była siłownia i jego stare studio, nagrań. Nie chciałem mu tego odbierać. Budowa to jakieś pięćset tysięcy. Więc kasy, nam spokojnie starczy. Obejrzeliśmy działkę. Ale zobaczyłem, że po drugiej stronie drogi, jest ogłoszenie, sprzedam. Stał tam parterowy dom. 

- Nie wiesz ile za to chcą? - Zapytałem. Zaczął się śmiać. 

- Dwieście tysięcy. Czyli wioska Kellerów się rozrośnie. Chodź obejrzymy to.

Dom, nie był bardzo zniszczony. Garaż, jest spory, a w środku budynku, wystarczy wylać posadzki, i wyłożyć kafelkami. Z tyłu była dobudówka, idealna, na lakiernię. A na górze, spokojnie można zrobić biura. W sumie jeżeli wydam, sto tysięcy dodatkowo, wystarczy. Kobiety, zostały w altance. 

- Masz cudowną, żonę. - Dziadek stwierdził wprost. - Widzę w was dojrzałe uczucie. To nie dziecinada.

- Nie dziadku, to nigdy, nie była dziecinada. Ona jest dla mnie idealna, gdy z nią jestem, jestem kompletny.

- To dobrze. Dorosłeś, jestem dumny, z tego jak bardzo się zmieniłeś. - Poklepał, mnie po plecach.

- Tak Cegła, mi nie matkował. Od początku, musiałem zająć się sobą. Co zresztą doskonale wiesz przecież, raportował ci co tydzień. - Stwierdziłem wprost. Uśmiechnął się do mnie tym swoim krzywym uśmiechem. Dziadek, był sprytny, twardy i cholernie inteligentny. 

- Raportował, mi do twojego wyjazdu do Wyoming. Dał się przekonać. Więc, doskonale wiem, co robiłeś. Twardziel, z ciebie wnuku. Jestem z ciebie dumny, z każdej rzeczy. 

Roześmiałem się. Dziadek, nigdy by nie odpuścił.

- Moon wydaje się, dobrym facetem.

- Najlepszym, to brat, jak każdy z nich. I nie musisz się martwić, że ktoś nas tu namierzy. Oni siedzą, wszyscy. Nic nam już nie grozi. 

- Dobrze, więc pora, na nowe życie. Chodź, babcia ma dla was wyżerkę do domu. Twoja, ciężarna żona musi jeść. - Opadła, mi szczęka. Skąd wiedział.

- Jak ty?...

- Obserwuję, kobiety przez osiemdziesiąt ponad lat. Zawsze wiem. Babcia się ucieszy. Marzy o prawnukach. A ty i Cris, jej to dacie. 

- Tak w twoje urodziny. Więc udawaj, że nic nie wiesz. Stary spryciarzu. - Rechotał wesoło. - Kocham cię dziadku, jesteś najlepszy. - Przytuliłem, staruszka. 

- Ty też, jesteś najlepszy wnuku. Jesteś, taki jak ja. Nawet sobie sprawy, nie zdajesz, jak bardzo jesteś podobny. Nawet babcia to stwierdziła dzisiaj. Że jesteś jak młody ja.

- Chciałbym. - Wyszeptałem, wzruszony. 

- Gdybym, ja był w takiej samej sytuacji, z Nicole, postąpiłbym identycznie. Więc jesteś, już taki jak ja. - Kurwa, zaraz się, popłaczę. Gardło, mi aż ścisnęło. Poklepał, mnie ze łzami w oczach. Nic tyle, dla mnie nie znaczyło, co jego akceptacja. A duma, ze mnie znaczyła dla mnie tyle ile związek z moim skarbem. - Chodź, pora odpocząć. Mamy dużo czasu, na bycie razem.

Gdyby wiedział, jak bardzo się mylił. Rano, tata powiedział mi o babci. Płakałem, wyłem godzinami. Tydzień, poświęciłem, jej każdą wolną chwilę. Nicole tworzyła prezent dla dziadka. Księga, była cudowna, z ornamentem, złoceniami, i wytłoczonym zdjęciem dziadków. I nie zdążyła, mu go dać w urodziny. A tamtej, nocy babcia, zmarła. A my z Nicole, całe godziny płakaliśmy nad nią i dziadkiem. Ona ledwie przetrzymała pogrzeb. Musiałem odstawić ją do domu. Bo zemdlała. Dobrze, że dziadek tego nie widział. Po pogrzebie, siedzieliśmy większość nocy całą rodziną w ciszy. Nicole spała, na szczęście po kilku godzinach, poczuła się lepiej. Eva przy niej czuwała. Zaprzyjaźniły się. te sześć lat różnicy, niewiele robiło. Eva była dorosłym w ciele nastolatki. Była przepiękna, podobna do Laury i babci, z oczami taty. Powalała, już urodą. A gdy zginie, nastoletnia niezręczność. Będzie zagrożeniem, dla ruchu, na ulicy. Podkochiwała się w Moonie. Nic dziwnego, facet był przystojny. 

Moja Nicole wpadła na naszą cichą kolację, ogarnęła to wzrokiem i wyszła. A potem wróciła z księgą.

 Poklepała mnie po dłoni i zaczęła migać. Tłumaczyłem.

- Wasza historia, jest tak piękna i tak trudna, że wasze dzieci i wnuki, zasługują na to by ją znać. Ja wiem, że ona odeszła. I wiem, że teraz strasznie tęsknisz i cierpisz. Ale pisząc o niej, pokażesz jej jak była dla ciebie ważna.  Napisz wszystko, co masz w sercu. A my będziemy z tego czerpać, i oni też, -  wskazywała na maluchy. - Bo kiedyś, nas wszystkich zabraknie. A ty Treyu Kellerze, byłeś pierwszy spośród nas. Bo ta rodzina, zaczęła się od ciebie. I my musimy pamiętać, by zawsze była blisko i była razem...

Dała, mu cel. Spędzała, z nim wiele czas, siadywał, z nią w pracowni, obserwując jej pracę. Czasami, jej śpiewał. A ja miałem rację, moja księżniczka, miała przyjść, na świat. Dziadek pomagał, nam remontować, pokój dla niej. Ja remontowałem, mój zakup. Wszystko, szło bajecznie, miałem pierwsze zamówienia. Cris wziął cichy ślub. Lubiłem jego Domi. Była cicha spokojna, tak jak on żywiołowy. Razem stanowili całość. Uczył się zawodu. Zajmował się żoną, dorastał. Patrzył, na mnie ze zdziwieniem, że zawsze mam plan, że się go trzymam. I nigdy, nie rezygnuje. Podziwiał, jak bardzo kochamy się, z Nicole. W końcu nie wytrzymał. Właśnie składałem błotniki, w nowym Harleyu Moona. Był wzmocniony. Miał schowki, na broń. I solidniejszą konstrukcję. Czarny, z żółtymi płomieniami, na brzegach błotników. Na baku, miał dyskretny, stylizowany napis Moon W. Cudo.

- Patrzę, na ciebie i kurwa, jakbym widział dziadka. Gdybym nie wiedział, że nie ma w tobie jego krwi, nigdy bym nie zgadł. Jesteś jak on. Nawet, ty i Nicole razem, jesteście jak on i Ella.

- Może dziadek zwyczajnie, zgrał się z babcią, a ja mam jej charakter. Albo patrząc, na nich dwoje nauczyliśmy się wszyscy, jak to powinno wyglądać. On sam jest kurwa niesamowity. Oni razem, byli niesamowici. Chciałbym, żebym potrafił być jak on. - odpowiedziałem.

- Jesteś, tak bardzo, że to przerażające.

- No koniec. Będę mógł oddać motor. Zadzwonię do Moona. - Odebrał, po drugim sygnale. 

- Cześć młody, co tam. - wesoły głos, zabrzmiał z głośnika. 

- Motor, mam gotowy, przyjedziesz? - Zapytałem. 

- Hm, wiesz może spotkamy się w Minneapolis, mam tam fuchę, taką jednodniową. 

- Kiedy? 

- Będę, za tydzień. 

- Dobra, bracie, to zadzwoń, dzień wcześniej. Wezmę, ciężarówkę. I ci go odwiozę.

- Dobra. Zresztą, poznasz Karen. Moja kobieta. - Dumnie oznajmił.

- Wow, jakie zmiany. Jasne. Będę szczęśliwy mogąc ją poznać. - Dodałem.

- A jak moja siostra? - Pytał o Nicole.

- Gruba, moja córka jest duża. Nie wiem jak ona ją urodzi. Mała już ma trzy i pół kilo. Za miesiąc, będzie z dobre cztery i pół. 

- Boże, masakra dzieciak wdał się w ciebie. Pogadamy, jak się zobaczymy. Przygotuję kasę, wyślij mi fotkę motoru. - Eva stała i głaskała motor. Odruchowo, cyknąłem. I wysłałem.

- Odsuń się, młoda. Moon chce fotę motoru, nie ciebie. - Odstąpiła smutna. Wysłałem drugą. 

- On, ma kogoś, dobrze słyszałam? - zapytała.

- Eva, on jest starszy od ciebie o szesnaście lat. Dzieciaku, daj spokój, to dorosły facet, nie twoja liga. - wybiegła z warsztatu. Patrzyłem smutno. Boże nienawidziłem, być starszym bratem. Nie radziłem sobie z tym.

Tydzień później, poznałem laskę Moona. Ni w huj mi się, nie spodobała, flirciara. Pocierała, mi nogę pod stołem. Taki kurwiszon, co on w niej kurwa widzi. Zasługiwał, na więcej. Potem się wydało, była w ciąży. Przypadkowa laska, która załapała. Pękła gumka. Moon miał mieć dziecko, i chciał stanąć, na wysokości zadania. Biedny facet. Wyjeżdżałem, do domu miałem sześć godzin jazdy. Gdy zadzwonił telefon. Z domu. 

- Co tam? - zapytałem , syntetyczny głos, jaki miał telefon Nicole, oznajmił mi - Kochanie wody, mi odeszły, jadę w karetce, do szpitala. Dziadek i tata są ze mną. Wróć kochanie, boję się.

 - Już jadę słońce. Będę, najszybciej jak się da...

I kurwa pędziłem, załapałem trzy mandaty, omal, nie zabrali mi prawka. Ale każdy gliniarz, na hasło dziecko mi się rodzi, odpuszczał. W trzy godziny, dotarłem pod szpital.

RYDER  : SAGA TAK ZWYCZAJNIE : TOM III.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz