#12.#

1.5K 145 12
                                    

Wypadłem, z domu, bez obiadu, bez koszuli, ściskając w rękach dwie butelki. Pewnie, stanowiłem niezły widok, poobklejany folią, z nagim torsem. Moon, na mnie spojrzał i parsknął śmiechem, Fury, zmarszczył brwi, zastanawiając się, co się dzieje. Slade i Venom wyjrzeli ciekawie z kuchni. Dopadłem, do barku wyciągając kieliszki. Postawiłem, to na blacie stołu, otwierając trzęsącymi się dłońmi, buteleczkę, tą małą. Nalałem sporo płynu, i jednym haustem wlałem to w usta. Fury podszedł, zabrał mi to z rąk, przeczytał, napis i zaczął  rechotać.

- Chłopaki, Keller się sprawił. Rodzinka nam rośnie. - Wybuchł, radosny gwar. Tylu gratulujących i śmiejących się w głos facetów, to niezły, rejwach. 

- Gratulacje, młody. - Wykrzyknęli zgodnie. Opadłem na kanapę. Nadal, byłem w szoku.

- Kazała, mi iść do was, macie dopilnować, żebym się nie schlał, do końca. Bo ona nie da rady, pomagać mi rzygać. Kurwa, będę, miał małą księżniczkę. Moją maleńką księżniczkę. Taką, jak ona. - Rozczuliłem się.

- Wiesz, Keller, niekoniecznie, szanse są pół, na pół. - Slade, mnie uświadamiał. 

- Wypluj, te słowa, tam jest księżniczka tatusia. - wymamrotałem. Chyba, nie musiałem pić, byłem naćpany adrenaliną i endorfinami. Nie potrzebowałem, nic więcej. Dopiłem drugą szklaneczkę, i miałem zamiar wyjść. Moon usiadł obok. Poklepał mnie, po głowie. 

- Dzieciaku, będzie dobrze, miałem do ciebie iść. Bo fucha się trafiła, musimy na tydzień jechać. Zostaje Venom Fury i Lux. Reszta jedzie. Musimy odbić, porwanego dzieciaka. Wieczorem znikamy. Wrócimy, myślę w tydzień. Dobrze, by było, żebyś, wziął, wolne z roboty, na ten czas. Bo lepiej, mimo wszystko, być czujnym. 

- Ok, zadzwonię, do szefa i wezmę chorobowe. Lepiej, nie będę opuszczał, domu. Muszę zabrać ją dziś na zakupy. Żebyśmy nie jeździli, do miasteczka. -  Zbierałem, tyłek w troki. Dobrze, że miała już prawo jazdy, bo ja piłem. 

- Świetne, tatuaże młody, zwłaszcza nasz znak. Chociaż pewnie twoja kobieta, cieszy się, że jesteś oznaczony. - złośliwie dodał Venom. - Masz znak towarowy, widoczny z daleka, jak neon w nocy. 

- Jak, kiedyś spotkasz, kobietę, twojego życia, sam oznaczysz się, żeby żadna suka, nie pchała do ciebie łap, bo twoją kobietę będzie boleć od tego serce. Pacanie. My Kellerowie, kochamy tylko raz. Mój dziadek, jest z babcią, pięćdziesiąt lat. Przeżyli nie jedno, ale w życiu nie widziałeś takiej miłości. To samo, moi rodzice, wujowie i ciotki. My się nie rozwodzimy. U nas jest na zawsze. 

Venom spojrzał na mnie dziwnie.

- Zero, rozwodów? 

- Zero, nasz dziadek uczył nas wszystkich, by nigdy się nie poddawać, być wiernym, uczyć się rozmawiać, o wszystkim i przede wszystkim uszczęśliwiać swoją kobietę. Cytuję : jeśli ona jest szczęśliwa, ty jesteś szczęśliwy, a jeśli to ty ją uszczęśliwiłeś, to jesteś szczęśliwy podwójnie, bo masz świadomość, że ty jej te szczęście dałeś. Moja babcia miała, mojego ojca z kimś innym, dziadek go wychowywał, odkąd miał cztery lata, i dla niego zawsze był synem. Wychował, wujka Matta, gdy matka go porzuciła, razem z babcią wychowali sześcioro dzieci, w tym ciotkę Tess, która jest większym geniuszem niż Einstein. Dla babci zabił, i siedział pół roku w więzieniu. Bo jakiś napaleniec, ją porwał. Facet, mordował laski, w całym kraju. Trey Keller, to człowiek instytucja, on dyskretnie pomaga całemu miasteczku, wszyscy Kellerowie, pomagają na polu przyczep. Tam żyje biedota. On sam, ma miliony, na koncie, a żyje jak każdy. Kupuje w zwykłych sklepach, i ma stare auta. Ten mój Chopper, był jego. Sam, go odnowił, sam wyremontował swój dom, kupił domy w okolicy tego swojego dworku, stało ich tam całe stado ruder, odnawiali je dla naszej rodziny, sami. Wszyscy, faceci z naszej rodziny, potrafią pracować fizycznie. On jest tak niezwykły, że chciałbym, kiedyś być jak on. Marzę, bym mógł kiedykolwiek doścignąć ideał. Więc, ja wiem, że ona jest na zawsze, i ten tatuaż, to dla niej znak. Że nigdy na ten temat, nie żartuję.I znak dla reszty, napalonych bab, że ja mam je w dupie. Ona jest moja, i to o tym świadczy, i stanowi, moją dumę. Ten tatuaż, rysowałem dwa miesiące. Aż, był doskonały, tak jak ona. 

Venom, miał otwarte usta. Fury się z niego śmiał. A Slade, wyprostowany, gapił się na mnie. Moon poklepał, mnie po rękach.

- Spokojnie młody. Oni nie wiedzą, kim jest twój dziadek. Kiedyś, musisz go im przedstawić. 

- O ile pożyje tyle, Moon, ja będę musiał, wrócić do domu. On już jest, po osiemdziesiątce. Mogę stracić, szansę, by przedstawić mu Nicole. Ona, chce go poznać.

- Poczekajcie, tydzień. Wrócimy i pomożemy wam się zebrać. - Moon poprosił cicho. 

- Zawsze, będziecie moją rodziną, moimi braćmi, ale pora bym wrócił tam gdzie, moje miejsce.

- Myślisz, że Nicole się zgodzi? - zapytał Fury.

- Ona chce ich poznać, oświadczyła mi, że ona chce być taka jak kobiety, w mojej rodzinie. Już od dawna, taka jest. Jest takim samym Kellerem, jak reszta z nas. Więc nie będzie, protestować. Tam jest, mój dom. I tam powinna się urodzić, moja córka.

Pokiwali, głowami. Nie wiedzieliśmy, że to nasze ostatnie chwile spokoju. Ze ten wyjazd, to pułapka. Że w ciągu, kilku godzin, będziemy wszyscy, walczyć, o życie.

Wieczorem, wyjechali, a my spokojnie rozpaliliśmy w kominku i tuląc się do siebie rozmawialiśmy, o wyjeździe. Nicole była zachwycona. Chciała poznać, moją rodzinę. Bała się, czy przyjmą ją dobrze. Zapewniłem ją, że nie ma powodu, do zmartwień. Wysłałem mojej siostrze sms. Że wracam, do domu, nie mówiłem jej, że jestem żonaty. Napisałem, że wracam z niespodzianką. 

Po północy, poczułem dziwne wibracje. Jakieś przeczucie. Wstałem i wyjrzałem przez okno. Ze wzgórza, zjeżdżały  samochody, było ich dziesięć. Złapałem telefon, dzwoniąc na alarmowy. Szybko się rozłączyłem, potem zadzwoniłem na alarm w dużym domu. Taki, mieliśmy, jeden sygnał i wycie się rozległo. Złapałem broń, zawinąłem Nicole w kołdrę i ruszyłem biegiem do głównego domu. Właśnie opuszczały się rolety. Wpadłem zamykając, drzwi, i naciskając przycisk zabezpieczenia. Dom był kamienny. Miał zamontowane, stalowe osłony na okna i drzwi. Nawet komin odcinał się wielką blachą. Tu nie było, miejsca, na przypadek. Faceci ubierali się w locie rozkładając na stołach cały arsenał. Powietrze, zaczynało się zmieniać, bo włączyły się filtry. Teraz zasysało z piwnic. Generatory, pracowały tylko na to. Czyli odcięli nam prąd. Telefony też straciły zasięg. Ale nie tutaj. My mieliśmy dostęp, do lepszych rzeczy. Wpadłem do pokoju Moona zgarniając jego ubranie taktyczne i kamizelki, dla siebie i mojej kobiety. Fury wypadł podając mi dresy, dla niej. Motory stały, w wybudowanej na ten cel piwnicy, kilkaset metrów od domu. Tunelem z dołu mogliśmy się tam w ostateczności dostać. Nicole szybko ubierała się, nakładając zapasowe buty. Wszyscy, mieliśmy tam, dodatkowe dokumenty i odzież. Kasę i karty kredytowe. Teraz tylko należało sprawdzić, kto i czego chce. Fury dzwonił do Moona. Telefon satelitarny działał. Włączył głośnik.

- Nie teraz, bracie, mam tu piekło - w tle słychać było wystrzały - to była, jakaś jebana pułapka. Tu nie ma żadnego dzieciaka, ktoś nas sprzedał.

RYDER  : SAGA TAK ZWYCZAJNIE : TOM III.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz