#18.#

1.4K 136 33
                                    

Nicole, cicho płakała. Ja zaś byłem rozdarty pomiędzy pocieszeniem jej, a wybiciem gówna z gościa Evy. Zagwizdałem, donośnie. To nasz sygnał, wszyscy od małego, szkoliliśmy się by umieć zwrócić, uwagę najbliższych. Trzy donośne gwizdy. I całe podwórko, koło domu, zaroiło się od facetów. Połowa miała noże w rękach. Reszta chyba, to co mogła znaleźć. 

- Odłóżcie, to. Nie ma ataku, bynajmniej, nie bezpośredniego. Ale musicie, typka zgarnąć, najlepiej do powozowni. Gdy uspokoję żonę, to powiem, wam o co chodzi. - Matt zgarnął, twardziela w łapy. Z wiekiem jego sylwetka, nabrała szerokości, nigdy nie miał brzucha, ale bary teraz miał jak niedźwiedź. Ale co tu gadać, facet był w okolicach pięćdziesiątki, a wyglądał na trzydzieści parę. Dbał o siebie. Cytuję: muszę być seksowny dla mojej laleczki. Ich miłość po tylu latach, nadal była wielka. Zresztą, co ja będę ściemniał. Kellerowie, kochali raz w życiu. I to mnie ścina, patrząc jak Eva idzie, za naszym ojcem. Mam nadzieję, że nadal kocha Moona. Bo być, może zabije tego który, wydaje jęki, na ramieniu Matta. Spojrzała na niego i odwraca się do mnie.

- Co, zrobił? - Pyta, ze zmarszczonymi brwiami. 

- To szpieg, powiem ci potem, ale to nie jest materiał, na chłopaka. 

- Nie jest nim. Od paru tygodni, próbował mnie namówić, bym zabrała go do domu. Zastanawiałam się, skąd te jego, zainteresowanie. Zazwyczaj faceci, nie mają ochoty poznawać rodzin. Bardziej są, zainteresowani, żeby dobrać się mi do majtek. A jego, raczej nie kręcę. Zastanawiam się, czy czasem nie jest gejem. Nie podniecam go. Dlatego dzisiaj go tu zabrałam, bo wszyscy byli na miejscu. Chciałam wiedzieć, o co chodzi, sorry Ryder, jeśli coś odstawił. - Moja mądra siostrzyczka. Planowała być kryminologiem. W tym roku, zaczyna studia, w NY. Niewiele jej umykało.

- Ok, chodź, będziesz musiała troszkę posiedzieć, z Nicole. - Smutno, pokiwała głową.

- Nie płacz, kochanie. Przytuliłem ją do ciała.Chodź, przytulę cię, i porozmawiamy. - Zaniosłem ją, do naszej sypialni. Położyłem, na łóżku. Podkładając, pod nogi poduszki. Usiadłem, na przeciwko niej, bo musieliśmy rozmawiać rękami. Potem otulę ją sobą, aż zaśnie. Ten frajer, nigdzie nie ucieknie. Najwyżej, posiedzi w powozowni, do rana. - Nie płacz, kochanie, pamiętasz, zawsze wiedzieliśmy, że on w końcu przyjdzie. Nie mamy się co oszukiwać - migałem -  Brooks miał dowody, na niego. Mimo tego, że był dzieciakiem, wszystko to pochował. Mamy to co niezbędne, by udupić drania. On, się boi. Teraz, tylko musimy dotrzeć, do schowka Brooksa, albo wysłać, tam kogoś, bo ja ciebie nie zostawię teraz, na minutę. Wiesz, że on tu przyjdzie. Zżera go strach, boi się, że jego tajemnica się wyda. Pewnie doszedł, gdzieś na jakieś stanowisko. I ty jako świadek, jesteś zagrożeniem. Udupimy go. Jeżeli powiesz mi wszystko co o nim wiesz. Najlepiej skarbie spisz. Usiądź i napisz wszystko, od wyglądu, imienia, znaków szczególnych. Samochodu. Nie wiem, cokolwiek ci się, z nim kojarzy. A ja zorganizuję, resztę.

- Jestem prawie, na końcu ciąży, gdyby próbował mnie dopaść. Nawet nie miałabym szans uciec. Zginęlibyśmy oboje i ja i Travis. To mnie przeraża. - Jej oczy płonęły strachem. 

- Zostały, jakieś dwa tygodnie. Nicole, ja zadzwonię do Moona i chłopaków. Ustalimy coś. Przepytam tego frajera, który tu przypełzł. Nas tu, jest w huj. Damy radę. A rano, zadzwonię żeby kupić psy obronne. Znamy, dobrą szkółkę. Oni szkolą psy, do tropienia terrorystów. Kiedyś takie uratowały, mi życie. Poradzimy sobie. - Pokiwała głową, zmartwiona. - Kocham cię. Chodź, pomogę ci zasnąć. Muszę poczuć, ciebie obok siebie, by uspokoić emocje. A potem, posiedzi z tobą Eva. Jesteś najdzielniejszą, kobietą, jaką znam. Tak dzielną, jak każda Kellerówna. - Uśmiechnęła się, do mnie smutno. Pamiętając, jak kiedyś chciała być jak one. Ucałowałem jej słodkie usta. Utulając, w swoich ramionach. Wdychałem, słodki zapach, jej włosów. Pozwalając jej płakać, aż zasnęła. Serce mi się,  krajało. Ten bezczelny skurwiel, miał czelność naruszyć mój dom. Wydaje mu się, że kurwa kim on jest. Czuje się skurwysyn, bezkarny. Cicho wyszedłem, na korytarz. Mama i Eva cierpliwie czekały. Obie z torbami. 

- Mamy zajęcie ze sobą. Usiądziemy w kąciku kawowym i popilnujemy jej. - Mama wyszeptała. - Grant, sprowadził Tess, do powozowni. - Jezu, Tess była praktycznie socjopatką. Jej współczucie, dotyczyło tylko dzieci i rodziny. Mogła torturować, kogoś, bez zmrużenia oka. Dziadek kiedyś, powiedział mi, że zawsze się bał tego, co w niej siedzi. I gdyby nie Grant, pewnie była by drugim doktorem Mengele . 

- Idę tam, zadzwońcie jeśli się obudzi. Martwię się o nią. - Pokiwały zgodnie głowami, i cichutko weszły do sypialni. A ja miałem zamiar, komuś wpierdolić, i wiedziałem komu. Biegłem do powozowni. Pod drzwiami, słyszałem ochrypłe krzyki. Wpadłem, i widok jaki zastałem po prostu mnie poraził. Tess, miała na sobie fartuch, rękawiczki i kalosze, a w ręku skalpel. Wyglądała przerażająco. Oczy martwe, skupione. Stała kilka centymetrów, od tego typka, właściwie, nic mu nie robiąc. Fartuch, był zakrwawiony, bynajmniej taki się wydawał. Dopóki się dobrze, nie przyjrzałem, kurwa to strój Tess na Halloween, gdy odgrywała szalonego naukowca. Facet, srał w gacie.

- Powiesz, mi wszystko co wiesz. Albo zrobię, ci sekcję zwłok. Nie będę się przejmowała, że jeszcze żyjesz. Mój mężulek, lubi mi dostarczyć zabawki, do mojej piwnicy. Poszedł, po mój stół do sekcji. Po ostatniej mojej zabawie, jeszcze tam troszkę śmierdzi. Dzisiaj, pobawię się tu. - Grant jak na zawołanie, wrócił z naszym stołem do grillowania. Miał otwór, na wąż i ściekające końcówki z rurami. Babcia, używała go, do produkcji sosów z pomidorów. Frajer srał w gacie, wyjąc.

- Powiem wszystko, tylko mnie zostaw. - Płakał. 

- Czekam, albo się pobawimy. - Tess, zaczęła mu obcinać guziki, od koszuli.

- Ten facet, mnie wynajął, żebym dotarł, do kogoś z tej rodziny. Miałem sprawdzić, jak ta mała squaw, sobie tu radzi. On coś do niej ma, miałem tylko powiedzieć, gdzie mieszka, rozkład domu, ilu ludzi ma rodzina. Wszystko, czego dam się rady dowiedzieć. Nawet go nie znam. Znalazł, mnie przez znajomego. Wiszę, mu kasę, za narkotyki. Tym miałem, mu to spłacić, nic więcej o tym nie wiem. - Płakał. Tess spojrzała na mnie, słodko się uśmiechając. - Podasz mi ładnie, nazwisko typka. Powiesz gdzie bywa, jakie ma układy. Albo pokroję ci bebechy. Lubię trzymać w dłoniach serce, gdy moja zabawka umiera. 

Gdybym jej nie znał od dnia moich urodzin, bałbym się jej. A ten typek śpiewał falsetem, ile wlezie. A Grant, to nagrywał. 

- Zadzwonimy, jutro do Dannego. Skoro facet zrobił ruch, pora mu go zablokować. Ty organizuj, tą swoją grupę. Matt, psy. Jasper, odnowi nam,  pozwolenia na broń. Po południu, mamy zebranie rodzinne. Tego tu, chyba nakarmimy, opłuczemy szlauchem i zamkniemy w studiu nagrań taty, w piwnicy. Przypnie się go w kiblu, żeby miał gdzie srać. - Stwierdził Grant. - Jutro zdecydujemy, komu go oddamy. Pora spać.

Działaliśmy jak zgrana mafia. Ten facet, nie wiedział gdzie trafił. Nas się nie atakuje. Bo my jesteśmy jak hydra. Nam głowy się nigdy nie kończą.

RYDER  : SAGA TAK ZWYCZAJNIE : TOM III.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz