- Podobno ten kutas Gratto, sam zlecił odstrzelenie Brooksa. Wieść niesie, ze ojciec Brooksa się na to zgodził. Młoda przez ten rok wyładniała a ten chory skurwiel, napalił się jak pies na nią. Krąży plotka, że oferował za nią dwa miliony. Potem wyznaczył taką nagrodę dla tego, kto ją mu dostarczy w stanie nienaruszonym. Ale Brooks to twardziel, przeżył. Tylko to rozpierdala nasze plany. - Dokończył Fury. Martwili się wszyscy, widziałem to po ich oczach.
- Niekoniecznie - Stwierdził Moon. - Sprawdzałem oni tam mają teraz jakieś zawody MMA, w tej zapchlonej knajpie. Jeżeli podejdziemy Brooksa. Może wiedząc, że jej nie ochroni postawi ją w zakładzie. - Neo i on wymienili spojrzenia.
- Nie ma wyjścia. On jest sparaliżowany, będzie dobrze jeżeli zostanie mu kilka miesięcy. Jego ludzie są bardziej lojalni w stosunku do jego starego niż do niego. - Neo wykładał nam sytuację.
- Tak kurwa jakoś mu nie współczuję. - Odparłem. - Ale tak czy tak to komplikacja. I jakoś, musimy do niego dotrzeć.
- Może kurwa powinieneś mu współczuć. - Usłyszałem warknięcie Neo.
- Dotrzemy. - Gringe, wyjął telefon.
I tak oto wieczorem wyruszyliśmy do Vegas. Następnego dnia skonani zapisaliśmy się na zawody w tych klatkach. Zadekowaliśmy się całą dziesiątką, w motelu. Wychodziliśmy tylko na walki i jeść. A Gringe negocjował z Brooksem. Fury nie startował wcale. Moon podłożył się w walce ze mną tuż przed samymi finałami. To samo reszta. Zostałem sam na placu boju.
Wtedy pojawił się Brooks z moją dziewczyną. Przedtem była ślicznym dzieciakiem, to teraz na żywo była przepiękna. Jej figura stała się pełna krągłości, mimo niewysokiej postaci nogi imponowały długością a tyłeczek był zwyczajnie idealny. Indiańskie korzenie w niej widoczne były z daleka. Szła wyprostowana jak dumna jak pradawna księżniczka. I te palące niebieskie oczy były jedynym świadectwem tego, że płynęła w niej krew białego człowieka. Jestem kurwa ugotowany. Napiąłem mięśnie gotowy do walki. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to wszystko to jedno wielkie przedstawienie. Brooks grał czarny charakter. Zależało mu na niej. Odetchnął ciężko i złapał mikrofon.
- Jednak wróciłeś rycerzyku. Jak widzisz, jestem nie w formie. Ale dam ci szansę na zwycięstwo. Pozwolisz, ze ktoś mnie zastąpi. Powalczy za mnie mój przyjaciel. - I kurwa opadła mi szczęka. Gringe w dresiku wy truchtał, na ring. Puścił mi oczko. Sukinkot.
- Walczycie aż jeden padnie, uczciwie. Wygrywający zabiera dziewczynę, ale to zobowiązanie na całe życie. - Spojrzałem na nią. Miała łzy w oczach. Gwałtownie gestykulowała do niego. Poklepał ją po tyłku. Puścił do niej oczko.
- Musi tak być młoda. Inaczej zginiesz zgwałcona, przez Gratto. Już pierwszy lepszy menel z ulicy, jest lepszy od niego. - Wyszeptał do niej. - Oni za niego ręczą. - Teraz zrozumiałem on ją ratował za wszelką cenę, każdym możliwym sposobem. To całe jego zachowanie to tylko na użytek jego ojca. - Żyj mała, po prostu żyj za nas dwoje. - Odwrócił się do niej plecami i spojrzał na mnie twardo.
- Ona ma być bezpieczna. I kurwa masz o nią dbać. Ta dziewczyna, to najlepsze co mnie spotkało w życiu. Znajdę cię jeśli będzie cierpieć. - Warknął do mnie cicho. Po czym podniósł mikrofon do ust.
- Panie i panowie. Ostatnia walka wieczoru. Nagroda jest godna. Zwycięzca wygrywa dziewczynę i status mistrza klubu. Przez rok ma zapewnione walki co weekend i kontrakt na dobrą kasę. - Jaki kurwa rok? Ja pierdolę. Zmrużyłem na niego oczy. On spojrzał na mnie. Teraz zrozumiałem, nie miał wyjścia. Nicole stała się dodatkową atrakcją, nigdy by nie była stawką w normalnej walce. Ryzykował wszystko dla niej. - Walczycie aż jeden z was straci przytomność. - O kurwa. Tego się nie spodziewałem. Gawiedź zaczęła głośno skandować zachwycona zdarzeniem. Dał znak do walki. Zaczęliśmy markować ciosy. Gringe złapał mnie za szyję i wyszeptał.
- Musisz mi wpierdolić, aż tu padnę. Muszę wyjechać w karetce, bo ten rudy skurwiel jedzie ze mną. Ceną za Nicole, jest pomoc mu w ucieczce. Skurwysyn idzie do programu ochrony światków. - Wysapał odpychając mnie. - Wiec wal ile wlezie.
Dwadzieścia pierdolonych minut, które zmieniło moje życie na zawsze. Napierdalaliśmy się bez żadnego filtra. Gringe padł. A mnie wredny rudzielec ogłosił zwycięzcą i przekazał mi nagrody. Trzymałem jej drżącą dłoń w mojej i patrzyłem jak zagryza wargi do krwi, wszystko w niej się buntowało przeciwko tej sytuacji. Do czasu, kiedy Gratto pojawił się na ringu. Nie zaprzeczał mojej wygranej. Ale uzurpował sobie prawo do walki o nią. Wykłócaliśmy się.
Moon i reszta wpadli na ring z bronią gotowi nas bronić. Wtedy typek opadł. Ale i tak nadal wykłócał się o swoje straty. I tym razem Brooks, dał mi coś co ocaliło mi, życie.
- Dzieciak będzie tu walczył jeszcze rok, może potrenujesz i go wyzwiesz, może ona się mu znudzi i znowu ją wystawi. - Brooks żartował w najlepsze. Patrząc z boku każdy by pomyślał, że ma przed sobą potwora. - Masz rok, gdy ona skończy osiemnaście lat oboje będą wolni. To uczciwe. Ale masz obiecać tu przed swoimi ludźmi i przed twoim ojcem, że nie będziesz ich atakował. Zero prób zabrania jej od niego. On ją odpracuje. Zero wypadków, zero bomb i całej reszty. - Jakiś grubas podniósł się i wyszedł na ring. Widocznie to on rządził nimi wszystkim. Podał mu nóż. Kurwa mać, szykowały się kłopoty. Gratto naciął dłoń i spojrzał na starego.
- Przysięgam. - Ten skinął głową i zaklaskał. Musiałem ją chronić.
- Ale nie zamieszkamy tu, przyjeżdżam sam na te walki. I wyjeżdżam następnego dnia. Jeżeli zginę, ona trafi do mojej rodziny. Obiecujecie, że od dziś jest wolna? - Negocjowałem. Brooks uśmiechnął się półgębkiem. Stary grubas wyglądał jakby miał wybuchnąć. Potem potarł tłusty podbródek przyglądając mi się. Wcisnął mi w dłoń swój nóż. Kurwa mam nadzieję, że jego synalek nie ma jakiegoś syfa. Zaciąłem środek dłoni.
- Przysięgnij na krew, że nie uciekniesz od odpowiedzialności. - Powiedział do mnie.
- Przysięgam. - Odparłem bez wahania. Skinął głową i machnął na nas pozwalając nam odejść.
Na sali wybuchł niezły harmider. Ludzie wiwatowali, otwierali szampany. Dla nich to była najlepsza zabawa. Złapałem dłoń mojej dziewczyny i pociągnąłem ją do wyjścia. Odchodziła stąd jak stała, w tej kusej sukience i niczym więcej.
CZYTASZ
RYDER : SAGA TAK ZWYCZAJNIE : TOM III.
Romance- Kim jesteś? - Zapytał damski głos, odwróciłem się odruchowo wyrwany ze wspomnień. Nie znałem jej. Kobieta chyba była w wieku babci Elli, chociaż chciała uchodzić za młodszą. Moja babcia z dumą nosiła siwe włosy zawsze elegancko uczesane, makijaż z...