#14.#

1.5K 138 34
                                    

Wpadłem, do szpitala, nabuzowany strachem. Minuty, zajęło mi namierzenie sali mojej żony. Zdziwiony, zobaczyłem że korytarz, jest pusty. Gdzie była, moja rodzina? Za to, zza drzwi, usłyszałem wrzeszczącego faceta. Kurwa, co jest. Gościu jechał kobietę, od debilek. Otworzyłem, drzwi, jakiś pierdolony kurdupel, usiłował rozszerzyć, nogi mojej żony, miała na sobie tylko szpitalną koszulkę. Jej włosy, były totalnie mokre od potu, twarz wykrzywiał ból i stres. 

- Co się tu kurwa dzieje - zagrzmiałem, wściekły.

- Ta debilka, nie daje się zbadać.

- Ty skurwysynu, mówisz o mojej, żonie. Gdzie jest nasz położnik? Kim ty kurwa jesteś? 

- Doktor Baret - wypalił debil, dumnie. Skurwiel, miał może, metr siedemdziesiąt, w dużych butach, i usiłował, zdobyć jakąś władzę. 

- Wywalił, naszych bliskich, nawet z korytarza. Cały czas drze się, tu do mnie, na dokładkę uważa, mnie za osobę niepełnosprawną umysłowo. Nie wiem kim ten człowiek jest, ale nie chcę go tu. - Zamigała moja żona. - Nie pozwolę, mu się dotknąć. Znajdź, kogoś innego Ryder. 

To fakt, że u nas dawno nie było, porodów. Ostatnio rodziła moja mama kilka lat temu. Ale przy pomocy naszego wiekowego doktorka. Ale najwyraźniej, nastąpiły w szpitalu, zmiany, które dobre nie były. Złapałem, typa za kark, wyciągając go na korytarz. Pierdolnąłem nim o przeciwległą ścianę. Aż niezły huk, poszedł. Ochrona wpadła, zasadzając się na mnie. 

- Przyprowadźcie mi, innego lekarza, a na tego, chcę złożyć skargę. On skończył, tu pracować. I nawet, niech żaden z was nie staruje do mnie, bo będziecie, leczyć złamane kości panowie. - Zakończyłem swój wywód. Gotowy, wejść s powrotem, do sali.

- Czy ty wiesz kim ja jestem? - wrzeszczał, palancik. - Mój ojciec, zarządza tym szpitalem.

- A ty wiesz, jak ja się nazywam?  Chłopczyku? Moja rodzina, ten szpital utrzymuje. A z korytarza, wywaliłeś głównego sponsora. Nazywam się, Ryder Keller, a tam na sali jest Nicole Keller. A ty, nie znajdziesz, pracy już nigdzie. A jeśli twój tatusiek, chce się stawiać, możecie razem opuścić, miasto. Nawet bym, to kurwa, wam doradzał. Bo tu, jesteście, skończeni. Moja, żona nie jest debilką, nie mówi, bo taki huj, jak ty podciął jej gardło. Ma IQ Einsteina, o ile nie większe. A nawet, gdyby z nią było cokolwiek nie tak, to ty huju, składasz przysięgę, o pomocy ludziom, po pierwsze nie szkodzić. A dziś, zaszkodziłeś, i lepiej znikaj zanim cię zabiję. - Wykrzyczałem na jednym wdechu. - Spierdalaj stąd. I poszedłem na salę.

 Dopadłem do mojej kobiety. Z jej oczu ciekły, łzy. Kolana, i uda, miała posiniaczone. Skurwysyn. Poród, jest stresujący, sam w sobie. A do tego, ma teraz dodatkową traumę, praktycznie gwałt. Usiadłem tuląc ją do siebie, ocierałem łzy, mamrocząc ciche przeprosiny, że mnie tu wcześniej nie było. Tata i dziadek, w towarzystwie szeryfa i reszty facetów, z naszej rodziny wpadli na naszą salę. Najwyraźniej Kellerowie zbierali posiłki do szturmu. Stary nasz położnik, wszedł za nimi. Biedny, był trzęsącym się staruszkiem. Czas dał mu się, we znaki.

- Macie, małą armię? Panowie ? - Zaśmiałem się z komicznej, sytuacji. - Właśnie zwolniłem, poprzedniego dyrektora i jego synusia. Będziecie musieli, poszukać nowych. Facet, ma szczęście, że żyje.- Tata zaśmiał się wesoło. Dziadek i wujek Matt poklepali, mnie po plecach. Wujek Jasper, David i reszta, spokojnie stali, na korytarzu. Szeryf, nerwowo, miętosił swój kapelusz.

- Szeryfie, gdy żona urodzi, chcemy, złożyć doniesienie o popełnieniu przestępstwa, napaści itd. Ten człowiek, nie może być nadal lekarzem. Jest niebezpieczny. - Oświadczyłem. - Moja, żona ma posiniaczone, kolana, nogi i uda. Był, tu z nią sam, próbując, na siłę ją zbadać. Byłem świadkiem, napaści, nie badania. Uważał, że skoro, nie mówi, to można ją molestować bezkarnie. - Szeryf, pokiwał głową zgodnie. 

RYDER  : SAGA TAK ZWYCZAJNIE : TOM III.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz